A oni dalej grzeszą, dobry boże! (2021) – recenzja, opinia o filmie [Gutek Film]. Problemów ciąg dalszy
Claude i Marie Verneuil męczą się już ze sobą 40 lat. Doczekali się czterech córek, tyle samo zięciów, kilka sztuk wnucząt. Dziewczyny postanawiają zrobić im niespodziankę na rubinowe gody i sprowadzić do domu rodziców rodziny mężów. Cóż złego mogłoby się wydarzyć?!
Ludzie z IMDb mają na ten film tak bardzo wywalone, że opis na stronie dotyczy... części pierwszej. Nic, tylko pogratulować sumienności. Rozumiem, że to już trzecia część jakiejś tam europejskiej komedyjki, a nie kolejny hollywoodzki blockbuster z gigantycznym budżetem, ale bez przesady. Zwłaszcza, że wiele z tych znacznie bardziej popularnych filmów chciałoby zachować taką jakość przy trzeciej odsłonie serii. Nie oznacza to od razu, że film jest nie wiadomo jak dobry, ale jeśli komuś podobały się dwie poprzednie części, to i trzecia powinna się spodobać.
A oni dalej grzeszą, dobry boże! (2021) – recenzja filmu [Gutek Film]. Czarny Jezus, wszyscy Chińczycy wyglądają tak samo, a Izrael nie lubi się z sąsiadami
Rowan Atkinson tłumaczył nie tak dawno temu, że komedia, prawdziwa komedia, a nie to rozmokłe, bojące się kogokolwiek urazić gówno, które się nam ostatnimi czasy serwuje, jest z natury obrazoburcza, ma potencjał do obrażania. Trzeba mieć po świadomość, że to po prostu żarty i nie ma co brać ich sobie do siebie. Od zawsze bawi nas przesada, ale mająca jakieś tam korzenie w prawdzie. Bez tego znajomego elementu nie byłoby się z czego śmiać. Więc owszem, rasistowskie żarty są zabawne, podobnie jak alkoholicy, Chińczycy, Żydzi i weganie. Grunt, to odpowiednio zbudować żart, od solidnej bazy, przez rozwinięcie, na eleganckiej puencie kończąc. A jeśli scenarzyści są później jeszcze w stanie z takim żartem powrócić w nowej formie, to już w ogóle możemy mówić o bardzo utalentowanych scenopisarzach. Autorzy scenariusza dzisiejszego filmu mogliby się od nich sporo nauczyć.
To nie tak, że humor w „A oni dalej grzeszą, dobry boże” jest zupełnie kiepski. Jasne, część żartów jest boleśnie tania, jakby pochodziła z któregoś z dzisiejszych kabaretów, ale wciąż jest się tu z czego pośmiać. Sąsiadujący ze sobą David i Rashid drą koty o swoje ogródki, bo jabłka jednego, niszczą natkę pietruszki drugiego. Konflikt szybko eskaluje, w ruch idzie piła mechaniczna, powstają mury, podkopy. Absurdalna sprawa, ale kiedy dodać do niej fakt, że jeden z chłopaków jest Żydem, a drugi Muzułmaninem z Algierii, całość nabiera zupełnie nowego kontekstu. No i nie zapominajmy, że panowie są praktycznie rodziną (ich żony są siostrami). Gdzie indziej pochodzący z Wybrzeża Kości Słoniowej Charles ma zagrać główną rolę w spektaklu o Jezusie Chrystusie, a Chao kłóci się ze swoją żoną – choć nie do końca wiemy dlaczego, scenarzyści po prostu każą nam ten fakt zaakceptować.
Ten ostatni wątek okaże się być dosyć istotny, ponieważ na horyzoncie pojawia się pochodzący z Niemiec kolekcjoner sztuki, pan Helmut, ale to nie obrazy żony Chao interesują go najbardziej. Jestem tą postacią i ogólnie tym, jak twórcy pociągnęli tę nitkę historii piekielnie zawiedziony. O co dokładnie chodzi Helmutowi po dwóch sekundach odgadnie każdy, kto widział w życiu choć ze dwa filmy, ale nie byłoby w tym nic złego, gdyby rozpisać wokół pana Niemca i jego kochliwego serca parę solidnych gagów. Tymczasem jego wątek kończy się nagle, szybko i zupełnie bez humoru.
A oni dalej grzeszą, dobry boże! (2021) – recenzja filmu [Gutek Film]. Więcej nie zawsze znaczy lepiej
Christian Clavier i Chantal Lauby to zaprawieni w bojach aktorzy, którzy na komedii zjedli zęby, więc potrafią nadać czar nawet średniej jakości dialogom. Jednakże tym razem wraz z nimi na ekranie oglądamy również masę innych, dojrzałych już twarzy. Dzieci schodzą na dalszy plan, a pierwsze skrzypce grają ich rodzice. Państwa Koffi już znamy i lubimy. Relacja Claude'a i Andre w dalszym ciągu może być przyrównywana do dziecięcej przyjaźni. Chłopaki prawie non stop coś do siebie mają i muszą być na siłę godzeni przez swoje żony, ale we wszystkich ważnych sprawach doskonale się rozumieją. Rodzice Davida dosłownie skaczą sobie do gardeł o kromkę chleba, tata Rashida jest starym rockandrollowcem, który – ku rozpaczy swojej żony – nie ma zamiaru na starość spuścić z tonu, a ojciec Chao nienawidzi Claude'a odkąd parę lat wcześniej ten nawet nie zauważył, że pomylił mieszkania i poszedł gościć się do zupełnie obcych ludzi. Bo przecież, jak wiadomo, wszyscy Chińczycy wyglądają tak samo.
Nie wszystkie wątki potraktowano w równy sposób. Wiecznie niezadowolony Koffi jest wdzięcznym tematem, więc regularnie możemy się z niego pośmiać. Świetnie, choć minimalistycznie wypada też tata Chao, za to mama już niekoniecznie. Cały film słyszymy, że ma problem alkoholowy, ale poza tym, że próbuje złapać drinka zawsze, kiedy tylko jest to możliwe, nic więcej się w tym temacie nie dzieje. Rodzice Davida to zupełnie zmarnowany potencjał. Oni najbardziej przypominają typową rodzinkę z dennego kabaretu, takiego na którym ludzie śmieją się tylko z przyzwoitości. Sprawę ratuje odrobinę tata Rashida, bo choć sam stary rockman nie jest przesadnie zabawny (choć jego pierwsza scena, kiedy ćwiczy sobie w domu, solidnie mnie rozśmieszyła), tak ostatecznie jego wątek posiada całkiem zdrowy ładunek emocjonalny – coś czego zupełnie się nie spodziewałem, więc wzięty z zaskoczenia nawet dałem się wzruszyć.
„A oni dalej grzeszą, dobry boże!” to zaskakująco udane dopełnienie komediowej trylogii Philippe de Chauverona. Nie ma mowy o świeżości i sprężystości dialogów, jak w oryginale z 2014, lecz jak na kompletnie przewidywalną, lekką komedyjkę prosto z Francji, twórcy spisali się absolutnie w porządku. Pośmiać się można względnie regularnie, choć znajdzie się i trochę absolutnych sucharów, od których mózg człowiekowi staje, a cała radość i kolor gdzieś wyparowuje. Dla osób, które polubiły perypetie Verneuilów w poprzednich filmach i ten będzie satysfakcjonujący. Przesłanie o tym, że wielokulturowość, wielowyznaniowość i inne wielocośtamy trochę zaczyna się już jednak rozmywać, więc dobrze by było, gdyby Chauveron dał już tej rodzinie spokój i stworzył coś nowego. Historia kończy się we względnie ładnym miejscu. Nie psujmy tego.
Atuty
- Prawie cała stara obsada powraca i widać, że dobrze się bawią w swoich rolach;
- Połowa rodziców zięciów bardzo zabawna;
- Można w miarę regularnie się pośmiać.
Wady
- Połowa rodziców zięciów trochę niewykorzystana;
- Niektóre żarty zupełnie nietrafione, choć może to kwestia osobistego poczucia humoru;
- Nijaki wątek niemiecki.
„A oni dalej grzeszą, dobry boże!” wciąż daje radę jako niezobowiązująca, francuska komedia, choć daleko jej do pierwszej części. Żartów jest dużo, z czego spora część dolatuje do celu, ale seria zaczyna powoli zjadać własny ogon, więc mam nadzieję, że to już ostatnia część. Niech skończą, dopóki jeszcze jest całkiem nieźle.
Przeczytaj również
Komentarze (7)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych