Cześć żegnaj i wszystko pomiędzy (2022)

Cześć, żegnaj i wszystko pomiędzy (2022) – recenzja, opinia o filmie [Netflix]. Romans z datą ważności

Piotrek Kamiński | 25.07.2022, 21:00

Młoda dziewczyna zakochuje się w chłopaku, ponieważ ten ładnie śpiewa i jest przebrany za Ferrisa Buellera. Ustalają jednak, że związki na odległość nie mają sensu, więc żeby uniknąć frustracji, zdrad i złamanych serc rozstaną się w przyjaźni przed początkiem roku akademickiego.

Kolejna adaptacja książki od Netflixa, więc wszyscy pewnie doskonale wiedzą, czego można się spodziewać. Zastanawia mnie tylko jak ktoś mógł tę historię napisać w formie książki i zmusić kogokolwiek do jej kupienia. Przecież w tym filmie nic się nie dzieje, postacie są kompletnie pozbawione sympatycznych cech – chyba że zaliczyć wygląd – a całość jest tak przewidywalna jak to tylko możliwe. I nie dość, że ktoś taki kompletny brak czegokolwiek napisał, to jeszcze inny ktoś z Netflixa stwierdził, że fajnie będzie zrobić z tego film. Nie wiem kogo oni tam u siebie zatrudniają, ale powinni zastanowić się nad zmianą kadry.

Dalsza część tekstu pod wideo

Cześć, żegnaj i wszystko pomiędzy (2022) – recenzja filmu [Netflix]. A pamiętasz jak...?!

Aidan i Claire nad jeziorem

Po pierwszym spotkaniu i natychmiastowym zakochaniu się w sobie nasi bohaterowie i akcja filmu w ciągu pięciu minut przeskakują o rok do przodu. Zbliża się moment rozstania Aidana (Jordan Fisher) i Claire (Tara Ryder). Tylko co nas to ma niby obchodzić jako widzów, skoro znamy te postacie od jakichś dziesięciu minut? Na szczęście sprytni scenarzyści przewidzieli potencjalny brak zainteresowania widza, więc dobre pół filmu polega na tym, że para zakochanych spaceruje sobie po ważnych dla siebie miejscach i wspominają wspólnie spędzony czas. Na ekran wjeżdża wtedy retrospekcja, a my oglądamy – najczęściej przy akompaniamencie słodko nijakiej, lekko smętnej muzyki, którą opisałbym krótko jako hipsterską – jak doskonale Aidan i Claire bawili się na swojej pierwszej randce, na walentynkach, nad jeziorem i w innych, równie romantycznych miejscach i sytuacjach. Reżyser, Michael Lewen, lubi w tych momentach nadużywać zwolnionego tempa, zapewne aby podkreślić nostalgiczny charakter prezentowanych wydarzeń. Jedna tego typu retrospekcja byłaby jeszcze całkiem w porządku, ale twórcy serwują nam jakieś cztery (albo i więcej, nie liczyłem) powroty do przeszłości z rzędu, każdy nakręcony w dokładnie taki sam sposób.

Druga połowa filmu ma nawet jakąś tam fabułę i zasadza się na prostym do przewidzenia problemie, że tylko jedno z nich faktycznie chce dociągnąć ten założony na samym początku plan do końca, podczas gdy drugie jest szaleńczo zakochane i nie wyobraża sobie aby to mógł być koniec. Jest więc przykro, kłótniom (bez zwolnionego tempa) towarzyszą tym razem raczej smutno brzmiące piosenki i tak aż do równie pozbawionego twórczej inwencji co cała reszta filmu końca. Kiedy w ostatnich minutach na ekranie raz jeszcze migają wszystkie momenty, w których główni bohaterowie dobrze się razem bawili, które widz oglądał już w retrospekcjach, albo scenach do nich prowadzących, nie czułem dosłownie niczego. Raz, że konstrukcja filmu nie pozwala za bardzo zbliżyć się do bohaterów, zżyć się z nimi, a dwa, że aktorzy nie są przesadnie dobrzy w swoich rolach...

Cześć, żegnaj i wszystko pomiędzy (2022) – recenzja filmu [Netflix]. Kiepskie aktorstwo

Aidan i Claire idą na randkę

Jordan Fisher jest jeszcze całkiem w porządku jako romantyczny, wiecznie robiący maślane oczy chłopaczek, nawet jeśli jego dialogi wypadają czasami trochę płasko, ale już Tara Ryder ze swoim rzeczowym podejściem do wszystkiego wypada często bardziej jak robot, niż człowiek. Rozumiem, że taka właśnie jest jej postać, ale czy to musi automatycznie odbijać się również w sposobie podawania tekstu? Nie czułem między aktorami żadnej chemii, prawie jakby zmuszali się aby być dla siebie miłymi, co wcale nie zawsze im się udawało, ale i tak myślę, że największym problemem filmu jest jego scenariusz, a nie aktorzy. Jest taki moment, jeszcze w pierwszej połowie filmu, kiedy Aidan i Claire wspominają jak brali udział w wyścigu na łyżwach przebrani za ketchup i musztardę. Claire obraziła się na niego za to, że nie chciał puścić przy niej bąka, albo generalnie przyznać, że pierdnął i to do takiego stopnia, że stwierdziła, że w nosie ma wyścig i sobie poszła. Jasne, zaśmialiśmy się wspólnie z żoną z całej sytuacji, ale ostatecznie Claire wyszła na niezrównoważoną wariatkę, a nie uroczą dziewczynę, która pragnie aby jej chłopak się przy niej nie krępował.

W tle przewija się jeszcze kilka postaci – przyjaciele i rodzeństwo naszych bohaterów – lecz są oni absolutnie nijacy i nie dzieje się z nimi nic ciekawego. Przepraszam! Pod koniec jedna osoba całuje siostrę Aidana, co bardzo mu się nie podoba, no bo jak to tak czyjąś siostrę całować?! Po tej scenie temat nigdy już nie wraca. Niesamowici są również rodzice Claire, którzy świętują wraz z głównymi bohaterami fakt, że ci się rozstają i są wdzięczni Aidanowi, że był takim fajnym chłopkiem dla ich córki. Kto to napisał?! Biorąc jednak pod uwagę jak marnie prezentują się też Aidan i Claire, może po prostu reszta obsady trzyma ich poziom żeby całość wypadła jednolicie? Może film sekretnie jest nieziemskim arcydziełem i zostanie zrozumiany dopiero w odległej przyszłości? Może. Ale raczej nie.

W porównaniu z dzisiejszym filmem, wczorajsze „Wszystko jest możliwe” zdaje się być dziełem sztuki. Zabawne żarty można bez problemu policzyć na palcach jednej ręki, aktorzy wyglądają jakby się nudzili i nie czuć między nimi żadnej chemii, historii brakuje serca, a całość jest tak przewidywalna, że absolutnie odradzam seans przed spaniem, bo można zasnąć z nudów. Albo inaczej – po prostu odradzam seans, niezależnie od pory dnia. 

Atuty

  • Krótki;
  • Lekkostrawna muzyka.

Wady

  • Kiepsko zagrany – zero chemii między główną parą;
  • Powtarzająca się w kółko struktura scenariusza;
  • Przewidywalny;
  • Dużo nielogicznych zachowań bohaterów;
  • Żadnej stawki, zero emocji.

„Cześć, żegnaj i wszystko pomiędzy” jest nieudaną próbą zrobienia romantycznej komedii. Śmiechu jest tu tyle, co kot napłakał, a romansu nie czuć wcale, ponieważ ktoś źle dopasował aktorów. Do kompletu fabuła jest boleśnie przewidywalna, a cały film zwyczajnie nudny. Nie polecam.

2,0
Piotrek Kamiński Strona autora
Z wykształcenia filolog, z zamiłowania gracz i kinoman pochłaniający popkulturę od przeszło 30 lat. O filmach na PPE pisze od 2019. Zarówno w grach, jak i filmach najbardziej ceni sobie dobrą fabułę. W wolnych chwilach lubi poczytać, pójść na koncert albo rodzinny spacer z psem.
cropper