Dota: Dragon's Blood (2021)

Dota: Dragon's Blood (2021) - recenzja, opinia o 3 sezonie serialu [Netflix]. Nowy świat, starzy znajomi  

Piotrek Kamiński | 13.08.2022, 20:00

Davion, Mirana i reszta wrócili do, w pewnym sensie, normalnego życia, ale wciąż trzeba rozprawić się z Terrorblade'em. Konsekwencją ich starań jest zupełnie nowa sytuacja, nowe rozdanie, znajome, a jednak inne. Mirana postanawia odkryć dlaczego czuje się obco w swoim świecie, domu, ciele, lecz odpowiedź i wszystko co się z nią wiąże może jej się nie spodobać. 

Aż trudno uwierzyć, że od premiery poprzedniego sezonu "Doty" minęło tylko odrobinę ponad pół roku. Niebywałe w jakim tempie Studio Mir wypluwa kolejne odcinki, ani na moment nie poświęcając przy tym jakości samej animacji. W styczniu chwaliłem kierunek, w którym podąża fabuła, raz za razem dostarczając widzowi niespodziewanych zwrotów akcji, odważnie bawiąc się życiami bohaterów, dając poczucie zakończenia pewnego fragmentu historii tego świata. Nie wszystkie zagrożenia zostały jednak zażegnane, więc trzeci sezon bardzo szybko wskakuje na wyższy bieg aby się nimi zająć. Efekt jest odrobinę chaotyczny, zwłaszcza jeśli zabieramy się za serial po dłuższej przerwie. Fabuła wciąż kręci się głównie wokół Daviona (Yuri Lowenthal), Mirany (Lara Pulver) i Invokera (Troy Baker), a każde z nich znajduje się na początku sezonu w innym miejscu, w towarzystwie innych postaci. Pierwsze dwa odcinki to tak naprawdę domknięcie napoczętych dawno temu spraw, trzeci spędzamy głównie nie wiedząc o co chodzi i dopiero gdzieś od czwartego sytuacja staje się na tyle klarowna, że raz jeszcze dałem się porwać scenariuszowi Ashleya Millera, Mitcha Iversona i zapewne jeszcze paru innych osób. I choć zdecydowanie widziało się już podobne fabuły w wielu innych filmach i serialach, to trzeba twórcom "Doty" przyznać, że ich zakończenie potrafi złapać widza, ścisnąć za serce, a może nawet i potencjalnie zaskoczyć - jeśli dobrze zrozumiałem ostatnią scenę sezonu.

Dalsza część tekstu pod wideo

Dota: Dragon's Blood (2021) - recenzja 3 sezonu serialu [Netflix]. Satysfakcjonujący finał

Mirana używa środków przymusu bezpośredniego

Ponownie początek sezonu cierpi trochę z uwagi na fakt, że świat serialu zamieszkuje kupa istotnych postaci i każdej z nich trzeba dać choć odrobinę czasu. W pewnym momencie akcja staje się bardziej skupiona i fabuła nabiera satysfakcjonującego tempa, ale w pierwszych odcinkach czułem się trochę zagubiony i mniej zaangażowany.

Historia tym razem skupia się przede wszystkim na Miranie, Daviona spychając odrobinę na boczny tor. Wciąż jest bardzo istotną postacią, lecz głównie ze względu na swoją więź z królową, a nie ponieważ ma do przerobienia interesujący wątek rozbudowujący jego postać. Lecz najbardziej istotną postacią wszystkich trzech dotychczasowych sezonów okazuje się być ktoś inny, a historia tej postaci pięknie rekontekstualizuje wszystko, co do tej pory widzieliśmy i jest na tyle niejednoznaczna, że trudno skategoryzować ją ogólnymi pojęciami jak "dobro", czy "zło". Finał sezonu teoretycznie tylko opiera się na wątku Mirany (skądinąd satysfakcjonująco zwieńczonym), w rzeczywistości pokazując jak wiele ruchów do przodu przewidywał prawdziwy, dotychczasowy MVP serialu. Pytanie, czy twórcy zechcą pociągnąć temat dalej i w jaki sposób, bo prawdę mówiąc spokojnie można by zakończyć serial tu i teraz i byłbym zadowolony.

Tym co osładza te pierwsze odcinki (prócz kilku naprawdę odważnych decyzji scenariuszowych) są ciche momenty między znanymi już postaciami. Pionki są już rozstawione, więc teraz scenarzyści muszą jedynie je rozegrać. Momenty takie jak ten, w którym Mirana rozmawia ze swoim ojcem i zwierza mu się z trapiących ją problemów są przykładami świetnego wyczucia i doskonałego voice actingu, a scen o podobnym ładunku emocjonalnym znajdziemy w trzecim sezonie znacznie więcej. Wszyscy aktorzy powrócili, naturalnie, do swoich ról i po takim czasie widać jak na dłoni, że bezbłędnie czują swoje postacie. Nie żeby voice acting kiedykolwiek był problemem „Doty”. Nazwiska takie jak Yuri Lowenthal, Troy Baker, czy Tony Todd, by wymienić tylko paru, już same w sobie są gwarancją wysokiej jakości.

Dota: Dragon's Blood (2021) - recenzja 3 sezonu serialu [Netflix]. Ależ to dobrze wygląda!

Filomena poznaje prawdę

Mam wrażenie, że artystom ze Studia Mir udało się ponownie podnieść poprzeczkę w temacie wizualiów, jakości animacji i ogólnie wartości artystycznej swojego serialu. W pierwszym sezonie narzekałem przede wszystkim na fakt, że animacja mogłaby być trochę bogatsza, składać się z większej ilości klatek, ale trzeba przyznać, że przy tej ilości akcji i detali na bohaterach byłoby to karkołomne zadanie i niesamowity pochłaniacz budżetu. Trzeci sezon nie zmienia pod tym względem jakoś bardzo wiele, choć mam wrażenie, że akurat pojedynki dopieszczono bardziej niż inne sceny i biegną wyraźnie płynniej. Chyba, że po prostu widzę to, co chcę zobaczyć, trudno powiedzieć.

Prócz scen walk, na ekranie czasami dzieją się inne, robiące równie mocne (albo i większe!) wrażenie rzeczy, które można opisać krótkim „epickie”. Magia, wszechświat i czas potrafią być zaklęte w ludzkim oku (metaforycznie) i kiedy eksplodują na zewnątrz, prędko przelatując przez ekran, mieniąc się dziesiątkami barw i detali, trudno nie być pod wrażeniem pracy animatorów. Na ekranie dzieje się sporo, ale jest to należycie uzasadnione.

Na pochwałę zasługuje również reżyseria. Różne sceny i miejsca potrafią świecić w zupełnie różny sposób, bawiąc się światłem i cieniem, podkreślając niektóre detale w zależności od zapotrzebowania. Elementy otoczenia potrafią służyć za przejścia, jak kiedy idący z prawej na lewą Davion mija gałąź drzewa, a po drugiej jej stronie wychodzi już jego znacznie młodsza wersja i zaczyna się retrospekcja. Strach pomyśleć jak zaszaleją twórcy serialu, jeśli (kiedy?) przyjdzie im robić czwarty sezon.

Kiedy w marcu 2021 roku zabierałem się za pierwszy sezon „Doty”, robiłem to z przymusu. Ciężko było mi przyzwyczaić się do postaci, ponieważ wyglądały trochę generycznie, a ja nie jestem fanem gry, a fabuła, choć wykazywała potencjał, była zbyt nieskoncentrowana jak na mój gust i do kompletu kończyła się dosyć nagle i niezbyt satysfakcjonująco. Minęło raptem półtora roku, a trzeci sezon, choć z początku powielający te same rzeczy, które przeszkadzały mi w poprzednich, ostatecznie wciągnął mnie bez reszty i zarówno fabularnie, jak i pod względem wizualnym zrobił na mnie najlepsze wrażenie z całej trójki. Jeśli ktoś jeszcze nie dawał „Docie” szansy, to sugeruję łyknąć wszystkie 24 odcinki ciurkiem. Oglądane jeden po drugim unieważnią większość drobiazgów, o które się czepiałem i zabiorą widza w epicką, pełną wzlotów i upadków, śmiechu i łez przygodę. Warto.

Atuty

  • Świetna animacja;
  • Sporo nacechowanych emocjami, cichych momentów między postaciami;
  • Bardzo zgrabnie kończy dotychczasowe wątki;
  • Voice acting z najwyższej półki;
  • Pomysłowo zaprojektowane sceny i przejścia.

Wady

  • Pierwszych kilka odcinków trochę chaotyczne, jeśli nie jest się na świeżo po poprzednim sezonie;
  • Wciąż ciut za dużo postaci, przez co niektórzy nie mają co robić.

„Dota: Dragon's Blood” trzecim sezonem kończy rozpoczętą półtora roku temu historię i, po trochę nierównym wstępie, robi to z klasą. Świetna animacja, dobry scenariusz i aktorstwo tchnęły życie w to, z pozoru dosyć generyczne, fantasy. Jeśli czwarty sezon miałby utrzymać tendencję zwyżkową, to poproszę, byle prędzej.

8,0
Piotrek Kamiński Strona autora
Z wykształcenia filolog, z zamiłowania gracz i kinoman pochłaniający popkulturę od przeszło 30 lat. O filmach na PPE pisze od 2019. Zarówno w grach, jak i filmach najbardziej ceni sobie dobrą fabułę. W wolnych chwilach lubi poczytać, pójść na koncert albo rodzinny spacer z psem.
cropper