Zadzwoń do Saula (2015)

Zadzwoń do Saula (2015) - recenzja, opinia o 6 sezonie serialu [Netflix]. Koniec walki Jimmy vs Saul

Piotrek Kamiński | 16.08.2022, 21:00

Lalo Salamanca wciąż zagraża Gusowi Fringowi i wszystkim jego wspólnikom, a w międzyczasie Saul i Kim zaczynają wprowadzać w życie swój plan doszczętnego zniszczenia Howarda Hamlina. Wracamy też do wydarzeń po Albuquerque aby ostatecznie zakończyć historię człowieka znanego jako Saul Goodman.

Jak żywo pamiętam moment, w którym zacząłem interesować się "Breaking Bad". Obejrzałem właśnie finał "Dextera" (ten pierwszy, sprzed wskrzeszenia) i zabrałem się za czytanie recenzji ósmego sezonu na IGN. Już od pewnego czasu ich recenzent każdy kolejny, coraz to gorszy odcinek serialu o ulubionym seryjnym mordercy świata przyrównywał do tego jednego, nieporównywalnie lepszego serialu Vince'a Gilligana, czego nie omieszkał zrobić również i przy okazji oceny całego sezonu. Powstał nawet tekst o tym, w czym "Breaking Bad" jest lepszy od "Dextera". Jako że bardzo lubiłem ten drugi serial - nawet mimo beznadziejnie złego ósmego sezonu - naturalnie zacząłem gardzić historią Waltera White'a nawet jej nie znając. Tak po ludzku! Dopiero kiedy kolejni znajomi na Facebooku nie mogli przestać zachwycać się rzekomo doskonałym finałem tamtej opowieści postanowiłem dać mu szansę. Efekt był taki, że na dzisiejszy serial czekałem już jak dziecko na Boże Narodzenie - licząc każdą minutę, chłonąc każdy strzępek informacji, nie chcąc pozwolić, by cokolwiek mnie ominęło. "Breaking Bad" rzeczywiście miał jeden z najlepiej rozpisanych finałów w historii telewizji - domknął wszystkie istotne wątki, serwując postaciom zakończenia na które faktycznie zasłużyli. Tak naprawdę spin-off nie był wcale do niczego potrzebny, ale jeśli miał oferować równie wysoką jakość, to czekałem na niego z szeroko otwartymi ramionami. Szósty, ostatni sezon właśnie dobiegł końca. Więc jak, wyszło równie dobrze?

Dalsza część tekstu pod wideo

Zadzwoń do Saula (2015) - recenzja 6 sezonu serialu [Netflix]. Piękne, płynne przejście w „Breaking Bad” i dalej

Niespodziewana wizyta

Poprzedni sezon zakończył się masakrą w domu Lalo Salamanci (Tony Dalton). Nacho (Michael Mando) zdradził kartel aby ratować swojego ojca. Nie wie jednak, że Lalo nie podda się tak łatwo i miał przygotowaną drogę ucieczki również na taką ewentualność. Nie ma o tym pojęcia również i Jimmy McGill (Bob Odenkirk), teraz już oficjalnie znany jako Saul Goodman. Wspólnie z żoną, Kim (Rhea Seehorn) knują jakby tu zemścić się na swoim dawnym szefie, Howardzie (Patrick Fabian) za zabranie im sprawy domów spokojnej starości Sandpiper. Ich spisek będzie powoli rozwijał się na przestrzeni większości sezonu, zataczając coraz szersze kręgi i coraz mocniej oddziałując na samego Howarda. W międzyczasie Mike (Jonathan Banks) staje na rzęsach aby utrzymać przy życiu swojego szefa, Gustavo Fringa (Giancarlo Esposito). Bliżej końca sezonu wrócimy również do przyszłości roku 2010, kiedy to Jimmy/Saul/Gene stara się wieść spokojne życie, z dala od ludzi, którzy mogą zakończyć je w ułamku sekundy. Lecz starych nawyków pozbyć się jest niezwykle trudno, więc kombinatorska natura naszego głównego bohatera zaczyna w końcu o sobie przypominać.

Zapewne każdy zainteresowany zdążył już obejrzeć cały sezon, łącznie z dzisiejszym finałem, ale stwierdziłem, że i tak postaram się powstrzymać od spoilerów na tyle, na ile to możliwe, choć pewne ogólne insynuacje mogą sugerować niektóre detale fabuły. Możesz potraktować to jako ostrzeżenie przed dalszym czytaniem, jeśli nie chcesz wiedzieć przed oglądaniem absolutnie nic. Ostatni sezon całego serialu to zawsze wielkie emocje i stres dla twórców. Trzeba w końcu domknąć wszystkie wątki, które wciąż trwają, zapewne dorzucić chociaż z jeden nowy, wokół którego zbudowana będzie cała seria odcinków, dobrze zbilansować oczekiwania widzów i własne przekonanie o tym, co powinno spotkać każdą z postaci. Fani od dawna już mówili, że postacie, których nie widzieliśmy w "Breaking Bad", takie jak Nacho, Kim, czy Howard nie dożyją do końca serialu. Lecz czy takie rozwiązanie nie byłoby za proste? Praktycznie od początku do końca sercem serialu, motorem napędowym kolejnych wydarzeń i najważniejszym wątkiem była relacja Jimmy'ego i Kim. To wokół niej rozgrywało się wszystko inne i to właśnie na nich należało zakończyć historię.

W pierwszych sezonach serialu najbardziej irytował mnie fakt, że oglądaliśmy zasadniczo dwa różne seriale, które w bliżej nieokreślonej przyszłości miały złączyć się w jeden. Z jednej strony mieliśmy wątek prawniczy z H.H.M. i wszystkim, co dzieje się wokół nich. Głównymi bohaterami byli Jimmy i jego brat, Chuck. Z drugiej strony barykady znajdował się małomówny, zdradziecko powolny Mike Ehrmantraut i jego coraz bardziej zażyłe kontakty z kartelem narkotykowym Don Eladio. Z biegiem czasu wątki te stawały się sobie coraz bliższe, ale praktycznie do samego końca nie opuściło mnie wrażenie, że jednak do siebie nie pasowały. Może właśnie dlatego twórcy serialu, Gilligan i Peter Gould, postanowili w siódmym odcinku przeciąć pępowinę i ostatecznie zerwać z wątkiem H.H.M. Szkoda, że nie dało rady połączyć tych dwóch osi fabularnych wcześniej, w bardziej naturalny sposób. To mój największy problem z serialem jako całością i po części również z ostatnim jego sezonem.

Zadzwoń do Saula (2015) - recenzja 6 sezonu serialu [Netflix]. Pięknie nakręcona, wewnętrzna bitwa o duszę

Lalo Salamanca, elegancja i niebezpieczeństwo w jednym

Kiedy fabuła serialu w końcu dojeżdża do wydarzeń, które znamy z "Breaking Bad", a na ekranie raz jeszcze pojawiają się dwie postacie, na które fani czekali właściwie od pierwszego sezonu (chociaż wypadają trochę sztucznie, jak dla mnie), fabuła ostatecznie przeskakuje do przyszłości, którą do tej pory raczyła nas tylko od czasu do czasu przy początkach niektórych odcinkach poprzednich sezonów. To wciąż ta sama estetyka, więc całość wydarzeń obserwujemy na pięknych, czarno-białych kadrach autorstwa Paula Donachie'ego, a i intrygi wciąż szyte przez tych samych scenarzystów potrafią zaintrygować tak tematycznie, jak i samym wykonaniem i reżyserią. Problem w tym, że po zakończeniu wątku prowadzącego do "Breaking Bad" taka spokojna końcówka wydaje się być wręcz lekko nie na miejscu. To zupełnie inna, nieporównywalnie mniejsza stawka, przez co ostatnie cztery odcinki mogą odrobinę zawieść oczekiwania części widowni. Trzeba było jednak przygotować grunt pod wielki finał i biorąc pod uwagę jak relatywnie niewiele czasu zostawili sobie na to twórcy serialu oraz jak pięknie i tematycznie udało się zamknąć całą historię, należą im się za te ostatnie odcinki wielkie brawa.

Czymś, za co widzowie pokochali już "Breaking Bad" było niezwykłe przywiązanie do detali przy projektowaniu każdej kolejnej sceny, każdego ujęcia. Kamera zawsze ustawiona była idealnie, aktorzy przesuwali się ze szwajcarską precyzją, kadry pełne były interesujących detali, czasami istotnych dla fabuły, a innym razem po prostu wzbogacających obrazek. Nikt, nigdy się nie spieszył, kamera z miłą chęcią pokazywała widzowi cały proces ubierania się Howarda Hamlina, łącznie z dopasowaniem odpowiednich spinek do mankietów, parzenie porannej kawy i tak dalej. Ścieżka dźwiękowa składała się z tupnięć, chrząknięć, trzaśnięć drzwiami i śpiewu koników polnych, czy innej szarańczy, co tylko jeszcze bardziej budowało wrażenie precyzyjności i powodowało, że te pojedyncze sceny sklejone pod utwór muzyczny były tym bardziej wyjątkowe. Dokładnie taki był "Breaking Bad" i nie inny pod tym względem jest i "Zadzwoń do Saula". I choć jestem olbrzymim fanem kolejnych dzieł sztuki wizualnej proponowanych przez twórców serialu, chciałbym aby od czasu do czasu kamera ruszyła się trochę razem z postacią, wykonała jakieś interesujące przejście, zaskoczyła mnie. Nie powiem, żeby dzisiejszy serial był kręcony „nudno”, ale zdecydowanie mógłby skorzystać gdyby tchnąć weń odrobinę życia.

"Zadzwoń do Saula" od początku był historią walki o duszę głównego bohatera (i przygodami kartelu, ale na to już narzekałem). Bob Odenkirk po latach grania Saula stał się mistrzem płynnego przechodzenia między kompletnie odrażającą, a bardziej szczerą, sympatyczną stroną postaci. Praktycznie do końca serialu nie możemy być pewni co tak naprawdę chodzi mu po głowie i co zaraz zrobi. To aż przerażające jak śliski z niego gość. Rhea Seehorn zalicza prawdopodobnie swój najmocniejszy sezon, prowadząc Kim przez pełne spektrum emocji. Na początku sezonu kręci ją kombinowanie w stylu Saula, chce dokuczyć Howardowi. Bliżej końca natomiast nie potrafi znieść męczącego ją poczucia winy. Przebywanie z Jimmym dosłownie zniszczyło ją psychicznie, zrujnowało także jej życie osobiste i zawodowe. Pozostałe postacie również otrzymują swoje ciekawe momenty. Widzimy odrobinę bardziej ludzką stronę Gusa, dowiadujemy się co najchętniej zmieniłby w swoim życiu Mike.

Koniec "Zadzwoń do Saula" jest prawdopodobnie nawet lepszy, niż ten "Breaking Bad", chociaż zdecydowanie nie tak bombastyczny i natychmiastowo satysfakcjonujący. To od początku był serial o innym profilu, więc jego zakończenie nigdy nie miało być tak krwawe, lecz jeśli chodzi o wierność tematom i motywom, nie ustępuje w żaden sposób swojemu starszemu bratu. Aktorzy bez wyjątku zagrali wyśmienicie, a każda kolejna scena jest istną ucztą dla oczu. Pomniejsze detale, które mogły drażnić w poprzednich sezonach, wciąż są obecne, lecz jako całość jest to bez dwóch zdań jedna z najlepszych, jeśli nie w ogóle najlepsza, kompletna historia od Netflixa. Podobno Gilligan już zaczął pracę nad zupełnie nowym serialem. Nie mogę się już doczekać.

Atuty

  • Świetnie rozwinięte i zakończone wątki poszczególnych postaci;
  • Jak zawsze piękne zdjęcia i ogólne przywiązanie do detali;
  • Piękna gra światłem i cieniem w czarno-białych odcinkach;
  • Aktorsko pierwsza liga;
  • Satysfakcjonujące, piękne tematycznie zakończenie.

Wady

  • Wciąż czuć fabularne rozwarstwienie wątków prawniczego i kartelowego;
  • Ostatnie odcinki prowadzące do finału mogą zniechęcić tym jak mniejsza jest ich stawka;
  • Kamera mogłaby się od czasu do czasu trochę ruszyć. 

"Zadzwoń do Saula" to jeden z najlepszych dostępnych obecnie seriali, a jego ostatni sezon tylko dodatkowo podkreśla to stwierdzenie. Świetne aktorstwo, wciągające, emocjonujące scenariusze i piękne zdjęcia. Gdyby tylko każdy spin-off mógł pochwalić się taką jakością.

9,5
Piotrek Kamiński Strona autora
Z wykształcenia filolog, z zamiłowania gracz i kinoman pochłaniający popkulturę od przeszło 30 lat. O filmach na PPE pisze od 2019. Zarówno w grach, jak i filmach najbardziej ceni sobie dobrą fabułę. W wolnych chwilach lubi poczytać, pójść na koncert albo rodzinny spacer z psem.
cropper