Reklama
Kolejne 365 dni (2022) – recenzja i opinia o filmie [Netflix]. Główne zdjęcie

Kolejne 365 dni (2022) – recenzja i opinia o filmie [Netflix]. Między młotem a kowadłem

Iza Łęcka | 20.08.2022, 20:11

Piękni ludzie w drogich samochodach, zamieszkujący okazałe posiadłości i w przypływie największych emocji uprawiający miłość bez opamiętania – tutaj nie liczą się słowa, konkretna fabuła czy zwroty akcji, które nadawałyby jakieś tempo i sens działania bohaterom. Życie w raju nie jest jednak najłatwiejsze, a Laura, targana wspomnieniami, jest zmuszona podjąć jedną z najtrudniejszych decyzji. Zapraszam do recenzji filmu „Kolejne 365 dni”.

Seria Blanki Lipińskiej o miłości bazującej na przemocy seksualnej i porwaniu doczekała się świeżutkiej ekranizacji. Kolejne 365 dni miłości Massimo i Laury to następne dni niedopowiedzeń, ucieczek, tych samych pozycji w trakcie zbliżeń z jeszcze większą dozą nudy, lejącego się alkoholu, imprez i żenujących, niczym na poziomie gimnazjum, rozterek głównej bohaterki. Znając dorobek artystyczny autorki powieści chciałoby się sądzić, że po przetrwaniu niemal 2 godzin seansu to już nasze ostatnie spotkanie z bohaterami – czy aby na pewno?

Dalsza część tekstu pod wideo

Kolejne 365 dni (2022) – recenzja filmu [Netflix]. Kryzys w raju

Kolejne 365 dni (2022) – recenzja i opinia o filmie [Netflix]. Laura i Nacho

Pamiętne pierwsze cztery minuty produkcji, które zostały zaprezentowane w trakcie kampanii promocyjnej Netflixa, to najbardziej intensywny fragment nowej odsłony. Niebezpieczne negocjacje mafijnych gigantów przypominające ustawkę chłopaków z osiedla, sceny nad grobem czy zapłakana twarz Olgi dają nadzieję, że ten teledysk z ujęciami zbliżeń opierających się niemal wyłącznie na penetracji zakończy się wcześniej – ze względu na śmierć głównej bohaterki. Laura jednak żyje, po kilku tygodniach opuszcza elegancką sypialnię i czując, że dostała od życia drugą szansę, chce czerpać z niego garściami. W tej garści niekoniecznie jednak chce trzymać przyrodzenie Massimo. Choć jej „nowa rzeczywistość” w głównej mierze bazuje na tych samych zajęciach co wcześniej, czyli imprezach z przyjaciółką, odwracaniu uwagi chłopa od interesów poprzez paradowanie przed nim w kusych ubraniach, jedna rzecz, a raczej osoba, nie daje jej spokoju. Mowa o Nacho, który w trakcie wcześniejszego kryzysu małżeńskiego zabrał Laurę do domku na plaży i sprawił, że po 15 minutach poczuła się już wolna. Uroczy kochanek jest synem innego mafijnego bosa i ma całkowity zakaz wstępu na Sycylię, nie zniechęca go to jednak do nawiązania kontaktu.

W recenzowanym „Kolejne 365 dni”, wzorem poprzedników, ponownie nie powinniśmy liczyć na zbyt zawiłą fabułę – tutaj widzowie nie dowiadują się zbyt wiele na temat stanu zdrowia żony Massimo, jego problemów w mafijnym imperium czy czegokolwiek, co mogłoby choć na chwilę nas zaciekawić. Ta seria ładnymi obrazkami stoi, dlatego niczego innego nie doświadczymy w trakcie oglądania najnowszej części dostępnej na Netflixie. Cały seans jest za to o wiele nudniejszy niż poprzednie. W trzecim roku wspólnego bytowania Laura i Massimo nadal nie odkryli, że rozmowa jest ważnym fundamentem relacji, przedyskutowanie takich podstaw jak mroczny brat bliźniak, ciąża czy odczuwane emocje dałoby kochankom naprawdę wiele, a specjalista od terapii okazałby się największym wsparciem. Po co jednak męczyć się z zagłębianiem w siebie, kiedy lepiej poświęcić ten czas na inne penetracje. Intensywne zbliżenia już tak nie szokują, po dwóch częściach historia nie jest pierwszej świeżości, dlatego niemal 2 godziny seansu naprawdę mnie zmęczyły.

Kolejne 365 dni (2022) – recenzja filmu [Netflix]. Przepraszam, czy są tu jacyś aktorzy?

Kolejne 365 dni (2022) – recenzja i opinia o filmie [Netflix]. Laura i Massimo

Po utrzymanym w konwencji teledysku "365 dni: Ten dzień" ekipie pod przewodnictwem Lipińskiej, Białowąs i Mandesa zostało jeszcze trochę czasu, by za jednym ciosem machnąć trzecią część. Jak postanowili tak też zrobili, lecz znów otrzymaliśmy produkt niedopracowany, bez sensownego przekazu, którego fabuła wlecze się jak ślimak. Naprawdę, „Kolejne 365 dni” mogły być bardziej skondensowane i zrealizowane w szybszym tempie. Co ciekawe, podczas poszczególnych scen nieokiełznanych zbliżeń wydaje się, że kamera pracuje na 110%, próbując wycisnąć coś więcej z tych samych pozycji, grymasów udawanej rozkoszy i grających niczym kołki drewna aktorów. Miało być pikantnie? Dodajmy więcej scen z marzeń sennych! Podobała się Wam wcześniej Olga? Teraz w niemal każdej scenie przyjaciółka Laury dziko się upija, wędruje z imprezy na imprezę i zachowuje się bardziej żałośnie niż zabawnie. Relacja kobiet została spłycona do kilku zdawkowych rozmówek, przytulasków, żarcików i oczywiście wizyt w klubach.

Pewne rzeczy w recenzowanej serii "365 dni" się jednak nie zmieniają - bo o ile ujęcia śródziemnomorskich krajobrazów mogą jak najbardziej się podobać, jest już ich jak na lekarstwo, praca kamery w gorących (hehe) momentach próbuje nadać dynamiki postaciom, tak gra aktorska Anny- Marii Sielkuckiej, z filmu na film jeszcze bardziej obniża poziom. Nie żeby w pierwszej odsłonie można było mówić o efektownej kreacji, natomiast w "Kolejnych 365 dniach" wyrażanie emocji przez jej bohaterkę jest jak niechciane godziny dodatkowe wyznaczone przez szefa - "szybko, byleby było po robocie". Co więcej, Magdalena Lamparska również obniżyła loty i zachowuje się niczym pijana, napalona turystka. Najwyraźniej scenarzyści chcieli wprowadzić nieco więcej humoru do opowieści o trójkącie miłosnym, lecz ta próba spaliła na panewce. W rezultacie żarty i lżejsze w przekazie sceny są jak docinki wąsatego wuja na weselu. No nie udało się i tym razem...

Netflix będzie jeszcze doił tę krowę cieszącą się przy okazji premiery każdej milionami godzin spędzonych w serwisie. Pozamiatane, Laura, Nacho i Massimo nie uspokoją się i nie odejdą w niebyt, choć wielu widzów z nieukrywaną radością pomachałoby im chusteczką na do widzenia po "Kolejnych 365 dniach". Platforma nadal będzie odcinać kupony, bo po pomyśle na najnowszą część nie można mieć wątpliwości, że nie chodzi o nic więcej niż słupki oglądalności.

Atuty

  • Różnorodny soundtrack,...
  • Momentami kamera całkiem ładnie pracuje

Wady

  • … który dominuje w tym teledysku
  • Sztampowa, przewidywalna fabuła
  • Banalne dialogi pozbawione treści
  • Brak emocji, napięcia
  • Magdalena Lamparska już nie błyszczy tak jak we wcześniejszej części
  • Zresztą, inni aktorzy wcielający się w głównych bohaterów też się nie starają
  • Słabe tempo
  • Sceny zbliżeń są nudne

Cytując klasyka: „Koń, jaki jest, każdy widzi” - po filmie w reżyserii Barbary Białowąs i Tomasz Mandesa nie powinniśmy spodziewać się więcej. To połączenie słabej fabuły, drewnianej gry aktorskiej i ładnych ludzi. „Kolejne 365 dni” niestety nie okażą się ostatnim sokiem wyciśniętym z tej cytryny, a szkoda, bo tym bohaterom chciałoby się już podziękować. Na ten film nie warto tracić czasu.

2,0
Iza Łęcka Strona autora
Od 2019 roku działa w redakcji, wspomagając dział newsów oraz sekcję recenzji filmowych. Za dnia fanka klimatycznych thrillerów i planszówek zabierających wiele godzin, w nocy zaś entuzjastka gier z mocną, wciągającą fabułą i japońskich horrorów.
cropper