Miłość dla dorosłych (2022)

Miłość dla dorosłych (2022) – recenzja, opinia o filmie [Netflix]. Zakochana kobieta zrobi wszystko

Piotrek Kamiński | 30.08.2022, 21:00

Christian jest właścicielem dobrze prosperującej firmy budowlanej, głową rodziny i szczodrym kochankiem. Kiedy jego żona pyta go z kim smsuje o czwartej nad ranem, ten próbuje nieudolnie się tłumaczyć, po czym niszczy telefon, by żona nie dowiedziała się o drugiej kobiecie. Ziarno niepewności zostało już jednak zasiane...

To nie jest dobre kino. Nie wiem, być może książka Anny Ekberg, na podstawie której powstał dzisiejszy film ma więcej sensu, ale przeniesienie jej na ekrany telewizorów zdecydowanie się nie udało. Cały film dosłownie przepełniony jest bzdurami i dziwnymi decyzjami scenariuszowymi, z których nic nie wynika. Już nawet ta pierwsza scena między małżonkami, którą opisałem bardzo pobieżnie we wstępie, zwyczajnie się nie klei, jeśli się nad nią zastanowić. Facet ma kochankę i tak po prostu trzyma smsy od niej w telefonie? Mógłby je przecież skasować i poprzestać na ściemie, którą próbował wcisnąć żonie. Po problemie. A to tylko jeden przykład. Więcej? Cały film wzięty jest w narracyjny nawias przez detektywa, który opowiada swojej córce o morderstwie popełnionym przez naszego głównego bohatera. Dlaczego? Co z tego wyniknie? Absolutnie nic! Dowiemy się za to, że rozmawiają w dniu ślubu. Bo rozumiesz, miłość powoduje, że nam odbija. Odbiło to producentom tego filmu, jeśli myśleli, że mają w rękach coś dobrego.

Dalsza część tekstu pod wideo

Miłość dla dorosłych (2022) – recenzja filmu [Netflix]. Mało fabuły, w dodatku niskiej jakości

Pan detektyw opowiadający historię

Christian (Dar Salim) jest mężem Leonory (Sonja Richter) już od dwudziestu lat. Wychowują wspólnie nastoletniego syna, który do niedawna wymagał ciągłej opieki. Leonora została więc w domu, rezygnując dla syna z kariery skrzypaczki, podczas gdy Christian rozwinął z przyjacielem firmę, w której poznał młodą Xenię (Sus Wilkins). Obie kobiety pragną go tylko dla siebie i zdaje się, że Christian podjął decyzję, z którą z nich woli zostać, ponieważ kiedy go poznajemy, właśnie rozjeżdża z zimną krwią swoją żonę podczas wieczornego joggingu. Następnie akcja cofa się o trzy dni, do tego feralnego, wspomnianego już smsa.

Lubię nakreślić z grubsza o czym będzie opowiadał film, lecz tutaj jest to naprawdę trudne, ponieważ całej fabuły w scenariuszu Andersa Klarlunda i Jacoba Weinreicha jest tyle, co kot napłakał. Jasne, regularnie dostajemy kolejne zwroty akcji, to nie tak, że pierwsza scena filmu zdradza nam bez ceregieli sam finał i tak dalej, ale nie stoi za tymi zakrętami żadna moc. Czasami wręcz łatwo jest wybuchnąć śmiechem, kiedy niedorzeczność i zupełny brak wiarygodności danej sceny docierają do nas w trakcie seansu. Najgorszy jest jednak sam finał, samo rozwiązanie, które prowadzi do tego, że opowiadający historię detektyw nigdy nie rozwiązał sprawy, o której na początku opowiada (chociaż tak naprawdę to zupełnie innej, kolejnej sprawy, ale kto by się tam przejmował takimi drobiazgami). Nie mogłem przeżyć jak absurdalnie źle to zostało wymyślone, jak pozbawione sensu i emocji są te wydarzenia, jak tanie napięcie im towarzyszyło, zwłaszcza jeśli widz cały czas ma w głowie, że sprawy nigdy nie udało się rozwiązać. No skandalicznie źle została ta historia rozpisana.

Miłość dla dorosłych (2022) – recenzja filmu [Netflix]. Nawet najlepsi aktorzy nie są cudotwórcami

Xenia, ta druga kobieta w życiu Christiana

Aktorzy zwykle spisują się w swoich rolach całkiem poprawnie. Salim najczęściej gra skołowanego i przestraszonego, ale od czasu do czasu pokazuje też, że nie jest to jego wyjściowy wyraz twarzy, kiedy wybucha gniewem, albo uśmiecha się zalotnie do Xenii. Co prawda jego „sexy look” za każdym razem doprowadzał mnie do śmiechu, bo w moich oczach wyglądał wtedy strasznie głupkowato, ale już moja żona takich odczuć nie miała, więc to zapewne kwestia gustu widza. Wilkins nie ma za wiele do roboty aktorsko. Mam wrażenie, że reżyserce bardziej zależało żeby dobrze prezentowała się przed kamerą, niż jakie dźwięki wydobywają się z jej ust. Przyznać jednak trzeba, że dziewczyna jest raczej miła dla oka i jako młoda, piękna kochanka głównego bohaterka sprawdza się tak, jak trzeba. Absolutnym MVP filmu jest jednak Soja Richter jako wzgardzona małżonka, Leonora. Ma w sobie coś z Frances Conroy i Noomi Rapace – jest jednocześnie delikatna, matczyna i potencjalnie szalona oraz cholernie niebezpieczna. Nie ma w jej grze aktorskiej absolutnie niczego subtelnego, a z biegiem czasu wrażenie to tylko się pogłębia, ale przy tym scenariuszu i na tle reszty obsady wypada naprawdę najciekawiej.

Ścieżka dźwiękowa przywodzi na myśl stare thrillery z lat dziewięćdziesiątych i dawniej. W połączeniu z kamerą biegnącą pod wodą i creditsami pojawiającymi się i znikającymi w regularnych odstępach mocno kojarzy się ze starą szkołą robienia kina sensacyjnego. Tego samego nie można jednak powiedzieć o montażu i ogólnie reżyserii. Nie raz i nie dwa razy sceny urywają się, lub są pocięte w taki sposób, że albo wypadają niezamierzenie komicznie, albo zostawiają widza z wielkim grymasem zdziwienia na twarzy, bo jedno niedopowiedzenie goni drugie. Jest taka scena, w której jedna z postaci widzi inną w bardzo konkretnej, niekomfortowej sytuacji. Spotykają się wzrokiem, po czym scena po prostu kończy się, a my siedzimy z głównymi bohaterami w samochodzie. Żadnego komentarza tego, co przed chwilą się wydarzyło, nic. Najwyraźniej nawet w tamtym momencie nikt się do nikogo nie odezwał, tylko zgodzili się bezgłośnie wyjść i o tym nie rozmawiać. Kiedy temat wraca znacznie później, można aż zdziwić się, że w ogóle o tym wspominają, bo do tej pory można było równie dobrze pomyśleć, że to był tylko sen, albo coś w podobie. Trzeba jednak również przyznać, że miejscami twórcom filmu udaje się zbudować napięcie i przykuć uwagę widza, prowadząc akcję w taki sposób, aby ten nie mógł być pewnym co zaraz się stanie, jaką decyzje podejmie postać. Tego typu momentów jest jednak w filmie nieprzyjemnie mało.

W moich oczach absolutnie nic nie ratuje „Miłości dla dorosłych” jako filmu wartego obejrzenia. Pojedyncze momenty sprawiające, że przestajesz szukać schowanego w kieszeni telefonu i zabawnie przejaskrawiony występ jednej aktorki to zdecydowanie za mało aby zmyć niesmak pozostały po mizernej reżyserii, kiepskim montażu i skandalicznie nijakim scenariuszu. Autorzy filmu próbowali sprzedać nam ciekawy thriller o różnych aspektach miłości. Nie wiedzieli jednak, że podobnie jak w samym filmie, od samego początku mieli przed sobą trupa. Thriller z prawdziwego zdarzenia, albo chociaż poprawnie zrealizowany, zwyczajnie nie ma prawa mieć aż tak kiepskiego scenariusza. Strata czasu, nie polecam.

P.S. Jeśli ktoś jednak mimo wszystko chce zaryzykować, to lepiej niech nie ogląda trailera. Zdradza zdecydowanie za dużo.

Atuty

  • Jeden, może dwa zabawnie przerysowane, ale solidne występy;
  • Pojedyncze, trzymające w napięciu momenty;
  • Sympatyczna, oldskulowa ścieżka dźwiękowa.

Wady

  • Niemożliwie kiepski scenariusz;
  • Tona dziur i nieprowadzących do niczego motywów;
  • Dziwaczny montaż i reżyseria;
  • Finał tak naiwny, że aż boli.

„Miłość dla dorosłych” to pierwszy duński film czerwonego N i, jak to często bywa z pierwszymi razami, pozostawia wiele do życzenia. Poprawna, staroszkolna otoczka ginie tu, przygnieciona niedopracowaniem scenariusza. Szkoda czasu.

3,5
Piotrek Kamiński Strona autora
Z wykształcenia filolog, z zamiłowania gracz i kinoman pochłaniający popkulturę od przeszło 30 lat. O filmach na PPE pisze od 2019. Zarówno w grach, jak i filmach najbardziej ceni sobie dobrą fabułę. W wolnych chwilach lubi poczytać, pójść na koncert albo rodzinny spacer z psem.
cropper