Filuś i Kubuś (2022) – recenzja, opinia o 2 sezonie serialu [Netflix]. Dodatkowa Liczba (od)Cinków
Bracia Filuś i Kubuś uciekają z więzienia, do którego władowali się ostatnim razem przez pannę Kieliś. Przygoda ta wiele ich nauczyła, więc od tej pory będą zapewne znacznie bardziej ostrożni i przestaną oddawać się tak lekkomyślnym zajęciom. Albo... nie zmieni się absolutnie nic. Można i tak.
Między wypuszczonym w lutym pierwszym, a dzisiejszym drugim sezonem serialu, na rynku ukazało się DLC do oryginalnej gry „Cuphead”. Pięciu dodatkowych bossów (właściwie to nawet więcej) i grywalna panna Kieliś stali na czele doskonale zatytułowanego „Delicious Last Course”, oferującego zupełnie nowy wątek fabularny. W swojej naiwności byłem przekonany, że druga porcja odcinków skupi się właśnie na tych wydarzeniach, że będzie chciała szybko spieniężyć niedawną, czerwcową premierę dodatku. Sypię głowę popiołem i przepraszam twórców serialu, że w nich nie wierzyłem. Otóż trzynaście odcinków, które dostaliśmy dwa tygodnie temu w dalszym ciągu bazuje na postaciach z oryginalnej gry - fabuła, jak fani zapewne dobrze wiedzą, w ogóle została rozpisana na nowo, żeby serial nadawał się dla młodszego widza. Chyba komuś nie spodobał się pomysł głównego bohatera animacji dla dzieci przegrywającego swoja duszę w kasynie i zbierającego dusze innych dłużników w ramach spłaty. W każdym razie, idąc tym tempem możemy spokojnie dostać jeszcze dobrych kilka sezonów zanim trzeba będzie zacząć spoglądać w kierunku DLC.
Filuś i Kubuś (2022) – recenzja 2 sezonu serialu [Netflix]. 13 samowystarczalnych opowieści
Fabularnie serial w dalszym ciągu jest po prostu zlepkiem luźno połączonych ze sobą historii, od czasu do czasu tylko przypominając sobie o tym, ze główni bohaterowie uciekli z więzienia, albo, że Diabeł w dalszym ciągu chce zdobyć duszę Filusia. To serial w starym stylu, stylistycznie przypominający klasyki Warner Bros, albo MGM. Fabuły są proste, oparte na jakimś jednym założeniu – pirat kocha meduzę, Filuś zdobywa nowego „brata”, który nie jest wcale taki fajny, coś na wzór wiedźmy próbuje skusić chłopaków słodyczami jak w „Jasiu i Małgosi”, Dziadek Dzban chciałby zrobić sobie ładne, rodzinne zdjęcie. Ostatecznie zawsze (z jednym wyjątkiem) sytuacja znajduje szczęśliwe zakończenie i wszystko wraca do punktu wyjścia.
Ostatni odcinek raczej będzie chciał kontynuować historię w trzecim sezonie, podobnie jak miało to miejsce między pierwszym, a drugim, ale wcale nie zawsze tak jest. Czasami kończymy w raczej dziwnym punkcie – cały dom spalony do cna, wszyscy za kratami i tym podobne sytuacje, a mimo to następny odcinek zaczyna się jak gdyby nic się nie wydarzyło. Nie mam z tym najmniejszego problemu, w końcu „Tom i Jerry”, czy inni Buggs i Daffy działali na tej samej zasadzie, ale wspominam o tym, bo być może komuś będzie takie narracyjne niezdecydowanie przeszkadzać.
Filuś i Kubuś (2022) – recenzja 2 sezonu serialu [Netflix]. Odrobinę bardziej mrocznie, ale wciąż zabawnie
Tym, co sprawia, że przygody Filusia i Kubusia ogląda się z niekłamaną przyjemnością, najchętniej binge'ując cały sezon za jednym posiedzeniem, jest zawarty w serialu humor. Nie są to co prawda przesadnie ambitne żarty, zwykle raczej biją po głowie swoim infantylizmem, ale w połączeniu z wyrazistą, sprężystą animacją i masą slapsticku przywodzącego na myśl złote lata seriali animowanych, tworzą koktajl, który zasmakuje tak małym dzieciom, jak i ich rodzicom.
Problemem dla tej najmłodszej części widowni może okazać się klimat produkcji. Już pierwszy sezon z raz albo dwa razy mógł okazać się być trochę zbyt strasznym dla dzieci, a dzisiejsza porcja odcinków tylko to wrażenie potęguje. Zwłaszcza jeden odcinek, w którym Diabeł raz jeszcze bierze się w bardziej czynny sposób za Filusia sprawił, że mój ośmiolatek trochę mocniej wkleił się we mnie podczas oglądania. Zbliżenia na twarze demonów, wzorowane na podobnych podjazdach pod twarz znane z klasyki Looney Tunes, kiedy zupełnie zmienia się styl graficzny, dodając masę detali i odrobinę – z braku lepszego słowa – realizmu, to jedno, ale wkurzający się, palący wszystko i wszystkich dookoła Diabeł to już zupełnie inna sprawa. Dostajemy również odcinek o nawiedzonym domu, a i zamieniająca wszystko w kamień strasznymi, pionowymi oczami Cala Maria niebezpiecznie zbliża się do granicy tego, co nadaje się dla kilkulatków, a co nie.
Skoro już przy Cala Marii jesteśmy, jest ona jedną z nowych bohaterek serialu, pojawiającą się jak dotąd w dwóch odcinkach. Wygląda naturalnie dokładnie tak jak w grze, natomiast należało jeszcze dodać jej głos. Ostatecznie zdecydowano się na powierzenie tej roli znanej z „Co robimy w ukryciu” Natasi Demetriou, co z jednej strony było wyborem świetnym, z drugiej trochę dziwacznym. Nie potrafię sprecyzować, co dokładnie mi w niej przeszkadza. Zazwyczaj jej ostry, wampirzy akcent (wymyślony na potrzeby tamtego serialu, w rzeczywistości Natasia jest Brytyjką) całkiem dobrze zgrywa się z sylwetką potwora morskiego, lecz są i momenty, kiedy słyszę bardziej wampirzycę Nadję, niż Cala Marię. Pozostałe postacie pojawiają się raczej na pojedyncze występy, więc nie będę się tu o nich rozpisywał.
Drugi sezon „Filusia i Kubusia” to w dalszym ciągu ta sama świetna jakość animacji i zwariowane, raczej klasyczne pomysły na odcinki. Jeśli podobał Ci się pierwszy sezon, to i drugi z całą pewnością spełni Twoje oczekiwania. Jeśli natomiast jeszcze nie sprawdzałeś przygód dwóch niesfornych braci, bo nie grałeś dotąd w grę, z której pochodzą, to spieszę poinformować, że znajomość oryginału absolutnie nie jest potrzebna aby czerpać radochę z serialu, a może wręcz odrobinę przeszkadzać, ponieważ są to zasadniczo dwie różne historie, tyle że wykorzystujące ten sam świat i postacie. Pozycja w sam raz żeby osłodzić sobie powrót do szkolnej ławy.
P.S. Dla tych, których to dotyczy – udanego roku szkolnego!
Atuty
- 13 nowych, zwariowanych, pełnych humoru opowieści z Filusiem i Kubusiem w rolach głównych;
- Wciąż przepięknie animowany;
- Nadal świetnie zagrany;
- Bardziej oryginalne, nawet jeśli wciąż zakorzenione w klasyce fabuły poszczególnych odcinków;
- Raz jeszcze doskonale udźwiękowiony.
Wady
- Luźno decyduje sobie, które wątki kontynuować, a które resetować;
- Może być trochę zbyt straszny dla maluchów (nie do końca minus, ale warto to zaznaczyć).
„Filuś i Kubuś”, podobnie jak wcześniej „Dota”, wracają do widzów w ekspresowym tempie, oferując trzynaście nowych, wypełnionych piękną animacją i solidnymi gagami odcinków. Nic, tylko oglądać. W sam raz na początek roku szkolnego!
Przeczytaj również
Komentarze (13)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych