Biomutant - recenzja i opinia o grze [PS5, XSX]. Odyseja futrzastego mściciela w odświeżonych szatkach
W grach często spotyka się nadawanie ludziom cech zwierzęcych, w czym często celują produkcje japońskie, ale na zachodzie też znajdujemy to i owo. A gdyby odwrócić sytuację i to zwierzętom nadać cechy ludzkie? Czy współczesny Ezop albo Ignacy Krasiński ze swoimi bajkami mieliby racje bytu w świecie gamingu? W tej recenzji zajmiemy się taką właśnie produkcją jaką jest Biomutant i sprawdzimy czy baśniowa apokalipsa będzie w stanie zagościć w sercach graczy na dłużej.
Gwoli wyjaśnienia zaznaczam, iż grę Biomutant recenzuje w wydanej właśnie wersji na PS5. Niestety nie miałem styczności z edycją na PlayStation 4, więc produkcję od studia Experiment 101 potraktuje jako nowość dla siebie, odnosząc się do poprzedniej edycji tylko tam gdzie będzie to potrzebne. Oceny Biomutant poprzednio miał dość zróżnicowane, ale na razie zapomnijmy o nich i sprawdźmy czy tytuł obroni się na konsoli obecnej generacji. Ktoś zapyta - po co? Kto chciał już ukończył (albo i nie). Mimo wszystko znajdzie się pewnie jakaś grupa, która dopiero teraz chciała by zacząć przygodę z grą na nowym sprzęcie.
Futrzaki z Biomutant rządzą światem
Zacznijmy od tego czym jest Biomutant. To futrzaste RPG akcji rozgrywające się w otwartym świecie i przyprószone elementami przygodówkowymi oraz zręcznościowymi. Cała opowieść toczy się w postapokaliptycznym uniwersum, które zamiast ludzi zamieszkują człekokształtne zwierzęta. W sumie nic oryginalnego, bo podobny motyw był rozwijany chociażby w Shiness: The Lightning Kingdom, Mutant Years Zero: Road to Eden czy w nie tak dawno wydanym Fuga: Melodies of Steel, ale w recenzowanej produkcji wszystko prezentuje nieco bardziej dziksze klimaty. Zaczynamy rzecz jasna od stworzenia naszego przyjemniaczka z kilku dostępnych ras, klas, opcji wyglądu oraz modyfikujemy jego współczynniki. Jest tego całkiem sporo (ale bez przesady) i ma wpływ na całą historię, lecz już na samym początku mamy mały zgrzyt – nie ma wyboru ani płci, ani imienia dla naszego futrzaka. Wprawdzie nie odbija się to w żaden sposób na prowadzeniu narracji, ale ten brak nieco mi doskwierał.
Powiedzmy jednak że jesteśmy już gotowi i z falującym na wietrze futrem, żółtymi zębami na wierzchu oraz wzrokiem wywołującym traumę u dzieciaków wracamy do rodzinnych stron pomścić krzywdę wyrządzoną naszej rodzinie za młodu i co zastajemy? Świat już wcześniej będący w ruinie, zabierający się coraz poważniej za swój koniec. Wojny pomiędzy plemionami i zaraza zmuszają zwierzęcych mieszkańców do życia w fortach i odizolowanych wioskach. Na dodatek wszędzie grasują tzw. Światopożeracze, potężne potwory niszczące wszystko na swojej drodze, podgryzające także korzenie Drzewa Życia. Nie trzeba chyba dodawać, że jeśli uschnie to wszelkie życie zniknie. Teraz do nas należy wybór czy okażemy się zbawcą krainy, czy niech idzie ona w diabły, gdyby to miało pomóc w naszym dążeniu do zemsty. Przy okazji dowiemy się kim naprawdę jesteśmy oraz co, (bądź kto) doprowadziło do pierwszej apokalipsy.
Rób co chcesz, konsekwencje same się do ciebie zgłoszą
Jak widać koncept scenariusza nie należy do ambitnych ani oryginalnych, ale też ciężko w opowiadanej historii znaleźć coś, by do niej zniechęcało, zwłaszcza że jest w znacznym stopniu nieliniowa. Każda rozgrywka w Biomutant, dzięki wyborom moralnych i oddanej nam swobodzie, może wyglądać nieco inaczej, nie licząc paru punktów węzłowych. To, co mnie zaciekawiło, to sposób przestawiana fabuły poprzez narratora-bajarza, który ze swadą prezentuje nam wykreowany świat, przedstawiając nam co mówią napotkane postacie oraz nasze reakcje na zaistniałe wydarzenia czy okoliczności. Powiem szczerze - na początku ciężko było mi do takiego stylu przywyknąć, ale z czasem nawet polubiłem takie podejście, zwłaszcza że polski narrator dobrze sobie radzi z tym zadaniem.
Oczywiście w trakcie przygody napotkamy sporą garść interesujących postaci niezależnych, a w trakcie retrospekcji wspomnień z dzieciństwa nie będziemy stać jak kołek tylko odegramy aktywną rolę, mającą wpływ na nasze późniejsze losy. Wprawdzie, sądząc po krytycznych recenzjach, wielu graczy oczekiwało większego rozmachu fabularnego, ale osobiście całą opowieść prześledziłem z zainteresowaniem, zwłaszcza że nie brakuje ani humorystycznych ani też bardziej wymagających powagi momentów.
Zwiedzanie świata Biomutant na własnych bądź cudzych nogach
Jeśli jednak warstwa fabularna Biomutant, pomimo usilnych starań nie przekonała Was mocno do siebie nic straconego, bowiem nie jest ona podstawowym elementem całej zabawy. Nasz futrzak o wyglądzie spłoszonej sowy, może sobie znaleźć inne zajęcia, a zwłaszcza zwiedzanie i poznawanie historii, całkiem sporego i do tego otwartego świata. Zabawa pozwala nam długo ignorować poszczególne wątki scenariusza, więc hulaj dusza, piekła nie ma, idziemy gdzie nas oczy poniosą. Wprawdzie zdarzają się obszary, na które możemy wejść dopiero po spełnieniu pewnych warunków (najczęściej po nabyciu odporności na dany żywioł), lecz mimo wszystko trudno narzekać na brak swobody.
Eksploracja dla samej eksploracji szybko by się znudziła i stała się męcząca dla naszego futrzastego bohatera, więc po drodze zahaczymy o multum zadań pobocznych. Szkoda tylko, że w tym temacie twórcy wykazali się małą kreatywnością i zróżnicowanie tychże zadań jest niestety skromne. Najczęściej chodzi o odnalezienie wyznaczonych osób, przedmiotów, miejsc, czy odwiedzenie danej lokacji, a czasami o pokonanie jakąś wrogiej kreatury i tym podobne. Na szczęście zaliczanie wspomnianych zadań przynosi nam punkty doświadczenia, rozwikłanie tajemnic wykreowanego świata, a nawet możliwość zbudowania różnych środków transportu. Cóż, nasze koślawe łapki nie bardzo nada jak już wspomniałem wcześniej w recenzji ją się do długich wojaży, więc dlaczego by nie wynająć jakiegoś wierzchowca (po zakupieniu licencji), albo stworzyć jakiegoś mechanoida by poruszać się szybciej? Zresztą nie tylko poruszać, bowiem zdarzają się okazje by popływać a nawet polatać. Niestety futro ciężko znosi wodę i nasz zwierzak, pomimo umiejętności pływania, bardzo szybko się męczy i idzie na dno jak kamień.
Wschodnie sztuki walki z mieczem w jednej i karabinem w drugiej łapce
Gdziebyśmy jednak w recenzowanym Biomutant się nie udali, prędzej czy później, czeka nasz walka z wrogami. W porównaniu do innych gier RPG wprawdzie nie ma ich wielu na danym obszarze i w miarę łatwo przewidzieć, gdzie mogą się pojawić/ukrywać, ale przetrzepania komuś kłaków nie unikniemy. Zresztą twórcy byli złośliwi i często, w newralgicznych miejscach, należy spodziewać kreatury kilka razy większej niż my sami, plującej ogniem lub innym świństwem i dzierżącej w rękach broń wielkości małego drzewa. Żeby było śmieszniej, pomimo gabarytów stodoły, giganci bywają całkiem zwinni, a przy tym potrafią ciskać elementami otoczenia, jak również nami, jeśli podejdziemy za blisko. Nawiasem mówiąc całkiem sporo postaci niezależnych lubi rzucać prowadzonym przez nas zwierzakiem, jakieś zboczenie scenarzystów czy jak?
Wiemy już, że nawet posiadając wielki miecz a’la Cloud z FF VII metoda walki huzia na Józia, to niezbyt trafiony pomysł przeciwko dużym przeciwnikom ani chmarze pomniejszych. Inna opcja to wykorzystanie posiadanej broni palnej. Mocny pistolet czy karabin trzyma niemilców na dystans ale szybko kończące się naboje mogą postawić na w głupiej sytuacji. Co w takim razie? Umiesz liczyć licz na siebie, a dokładniej na umiejętności zwane tutaj wung-fu, czyli techniki i zdolności inspirowane wschodnimi sztukami walki. Oczywiście im bardziej wyrafinowana technika, tym jej combosy większej wymagają gimnastyki palców na padzie - od prostego przechodzenia z uników do strzelania, po bardziej wyrafinowane piruety przypominające taniec wojenny. To nie wszystko bo w sukurs możemy zaprząc wyuczone zdolności magiczne i psioniczne, troszkę przypominające te ze Scarlet Nexus. Nic nie stoi na przeszkodzie by wroga spróbować obrzygać trucizną, podpalić/zamrozić, a za chwile teleportować się w inne miejsce, by uniknąć kontry.
W Biomutant sam musisz zadbać o broń
Jeśli tego jeszcze mało w arsenale obronnym znajdziemy też potężne ataki Super Wung-Fu, aczkolwiek zależne od tego po jakiej stronie mocy stoimy i z którymi plemionami trzymamy akurat sztamę. Rzecz jasna nie będę twierdził, że Biomutant oferuje jakąś nową jakość, jeśli chodzi o system bitewny, bowiem podobny styl oparty na combosach znamy z wielu innych gier akcji czy musou, ale w sumie walczyło mi się całkiem przyjemnie więc nie narzekam, lecz jeśli ktoś poszukuje oryginalności to tutaj jej nie znajdzie. Fakt, że czuć niewykorzystany potencjał, a pewne rzeczy powinny zostać lepiej rozwiązane, bowiem sporadycznie kiepska praca kamery i problemy z celowaniem potrafią momentami dać lekko w kość, ale nie psuje to dobrego odbioru całości.
Wprawdzie natłuc do rzyci wrogom można i gołymi rękoma, ale po co się męczyć skoro na podorędziu mamy bardziej skuteczne środki. Recenzowana produkcja pozwala nie tylko na bieżąco modyfikować posiadaną broń białą i palną oraz ekwipunek według własnego uznania, ale także tworzyć je od podstaw. Części znajdziemy od groma w trakcie przygody, albo zakupimy w sklepach, a ograniczeniem craftingu są tylko nasze potrzeby i wyobraźnia. Nad tym elementem gry można spędzić spory szmat czasu, co na pewno sprawi wielką radość wielbicielom dopasowywania sprzętu pod swoje preferencje. Podobna sprawa ma się jeśli chodzi o rozwój postaci, przebiegający na kilku polach - od tradycyjnych punktów doświadczenia, poprzez wykupywanie umiejętności po tzw. mutacje zwiększające m.in. odporność na wiele żywiołów i czynników jak chociażby skażenia chemiczne i promieniowanie. Mutacje mogą doprowadzić nawet do zmiany wyglądu postaci, aczkolwiek osobiście tego nie zauważyłem, zemściło się pewnie początkowe ignorowanie tego elementu rozgrywki.
Jakość czy wydajność oprawy Biomutant? Wybierzesz sam
Czas w tej recenzji przejść do tego jak prezentuje się Biomutant na konsoli PS5 i od razu powiem, że wprawdzie oprawa wizualna nie wywołała u mnie opadu szczęki, ale zrobiła całkiem miłe wrażenie. Ot klimaty filmu animowanego Kung-Fu Panda pomieszanie postapokaliptycznymi produkcjami jak chociażby seria Fallout, że tak się odważę na takie porównanie. Raz bowiem odwiedzamy zalesione, pełne stanic miejscówki jakby rodem z chińskiej mitologi czy kultury wyciągnięte, innym razem ruiny współczesnych miast czy opuszczone bunkry naszpikowane charakterystyczną atmosferą retro-modernizmu. W każdym razie jest na czym oko zawiesić, ponieważ możliwości konsoli obecnej generacji okazały się zbawienne dla tej niedocenianej wcześniej gry.
Zacznijmy od tego, że mamy do wyboru aż trzy tryby graficzne, czyli dla każdego według oczekiwań i potrzeb. Tryb Jakość zapewni nam wrażenia natywnej rozdziałki 4K i 30 FPS-ów. Wbrew pozorom nie taki diabeł straszny i sprawdza się on całkiem dobrze, ale rozumiem, że nie każdemu podpasują walki w 30 klatkach animacji. Dla pragnących większego dynamizmu przygotowano tryb Wydajność - 1440p i 60 klatek, nad którym nie ma się co rozwodzić poza potwierdzeniem, iż te 60 klatek jest naprawdę stale utrzymywane. Moim skromnym zdaniem jednak najlepszy wybór to tryb pod nazwą Uwolniona Jakość, bowiem dynamiczne 4K i przedział 40-60 klatek to niemal idealny kompromis pomiędzy jakością oprawy graficznej, a prędkością animacji i tak właśnie grało mi się najlepiej. Mimo wszystko to tylko moja subiektywna opinia i każdy wybierze sobie to, co uzna za najbardziej odpowiednie.
Dobrodziejstwa PS5 dla Biomutant
Smaczków wizualnych jest jeszcze więcej, ponieważ Biomutant wykorzystuje także HDR, co widać zwłaszcza podczas efektów świetlnych, chociażby na takim prozaicznym przykładzie jak zapierające dech w piersiach wschody i zachody słońca. To nie wszystko, ponieważ na przyszłość zapowiedziano także oficjalne wsparcie opcji VRR dzięki temu, według zapowiedzi, doznania wizualne będą jeszcze lepsze. Ponadto na PlayStation 5 lokacje wczytują się błyskawicznie, a karty aktywności pozwalają na szybki powrót do przerwanej zabawy. Zaimplementowano także, dla podniesienia immersji z gry, wszystkie dobrodziejstwa pada Dual Sense jak adaptacyjne triggery czy wibracje haptyczne. I rzeczywiście niesamowicie zwiększają one przyjemność z rozgrywki. Warstwa dźwiękowa natomiast jest mało wyrazista i praktycznie nie zapada w pamięć, ale dostępny jest język polski i nasz narrator, na tle anglojęzycznego naprawdę świetnie sobie radzi, jak zresztą wspomniałem wcześniej w recenzji.
Koniec końców Biomutant w wersji na PS5 to naprawdę solidna pozycja, pomimo iż pod żadnym względem nie błyszczy. Spełnia jednak swoją rolę dostarczając nam nawet 40 godzin niezobowiązującej rozgrywki, warto więc w przerwach pomiędzy ambitniejszymi produkcjami dać grze szansę. Do zabawy z pewnością zachęca, jak na warunki konsoli Sony, rozsądna cena i darmowa aktualizacja dla edycji PS4. Ot tytuł pod każdym względem dobry, czego chcieć więcej?
Ocena - recenzja gry Biomutant
Atuty
- Przyjemna dla oka oprawa wizualna, 3 tryby graficzne do wyboru
- Wykorzystuje niemal w pełni możliwości oferowane przez PS5
- Otwarty świat i nieliniowa fabuła
- Rozbudowany crafting i mnóstwo możliwości rozwoju postaci
- System walki Wung-Fu
Wady
- Praca kamery w trakcie walki sporadycznie płata figle (pomimo ustawień w opcjach)
- „Zadania poboczne” bez polotu
- Pływanie (dla mnie był to problem)
- Brak możliwości wyboru imienia i płci (w końcu to RPG)
- Niewykorzystany potencjał zastosowanych koncepcji i rozwiązań
Biomutant to solidny tytuł przyciągający do siebie ciekawymi pomysłami i baśniowo-postapokaliptyczny klimatem. Szkoda tylko, że niewykorzystany w pełni potencjał gry jest mocno odczuwalny.
Graliśmy na:
PS5
Galeria
Przeczytaj również
Komentarze (39)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych