The DioField Chronicle – recenzja i opinia o grze (PS5, PS4, XOne, XSX, PC, NS}. Final Fantasy w Grze o Tron
Wiele już poznaliśmy gier, które upadły i znikły w mrokach dziejów, nim jeszcze zdołały rozwinąć skrzydła, z jednego tylko powodu – szczątkowego budżetu do dyspozycji. Czy jednak każdy interesujący pomysł musi umrzeć po zderzeniu z ekonomiczną rzeczywistością? Czasem zdarzają się twórcy potrafiący obejść ten problem, po prostu umiejętnie zapożyczając i łącząc znane schematy i rozwiązania z innych produkcji. Recenzowany The DioField Chronicle pokazuje właśnie, że ktoś miał głowę na karku w tym temacie, pomimo bolesnych kompromisów.
Square Enix znalazło ostatnio nieco złota na dnie swojego trzosu do wydania, tyle tylko że zamiast przeznaczyć je na jeden porządny projekt postanowiło sfinansować kilka mniejszych. Tak więc zamiast hitu w najbliższym czasie dostaniemy kilka budżetówek. Jedną z nich jest właśnie The DioField Chronicle, współtworzone do spółki ze studiem Lancarse. Studio (oprócz serii Etrian Odyssey) miało kilka dobrych patentów pod postacią chociażby niedawno wydanego Monark albo Lost Dimension, aczkolwiek to nie wystarczyło, by się wybić ku szerszej publice. Mimo wszystko recenzowany właśnie taktyczny jRPG, ale rozgrywany w czasie rzeczywistym, wzbudził pewne zainteresowanie wśród graczy i słusznie.
Wróg wewnętrzny i zewnętrzny w The DioField Chronicle
Śledząc scenariusz The DioField Chronicle to początkowo nie prezentuje się specjalnie oryginalnie ani porywająco. Ot kolejna opowieść w klimatach średniowiecza, dark fantasy oraz technomagii. Z jednej strony elementy świata Final Fantasy Tactics z drugiej Fire Emblem: Path of Radiance z GameCube’a. Cóż w sumie wiadomo - jak kopiować to od najlepszych. Akcja gry przenosi nas na tytułową wyspę DioField, na której rozgościło się królestwo Alentain. Wyspa jest przebogata w cenny minerał zwany Jade, złoża jednak leżą niemal odłogiem, ponieważ rząd centralny jest słaby a władza należy do licznych lordów, którzy wolą raczej rozrywać kraj intrygami, zamiast myśleć o dominacji nad światem. I wszyscy by nadal tak sobie żyli jak pączki w maśle, gdyby nie to, że „sąsiedzi” mają inne plany.
Wszystko zaczyna się niepozornie i właściwie nudno aż do bólu. Wcielamy się w rolę młodego wojownika Andriasa (Riasa), który wraz z przyjaciółmi swoim bohaterskim czynem zasłużył sobie na miejsce w gronie elitarnych najemników, wspieranych i finansowanych przez wpływowego wielmożę. Niestety na początku niewiele o nim wiemy, więc ciężko wczuć się w jego losy. Zresztą podobnie jak w fabułę, gdzie pierwszy rozdział skupia się na wybijaniu przez naszych najemników bandytów i uczestniczenia w mało interesujących wtedy intrygach pomniejszych lordów. Dopiero gdy nadchodzi zagrożenie zewnętrzne scenariusz rozwija skrzydła, wciągając nas mocno w swoje odmęty ciekawych chociaż tragicznych wydarzeń.
Fire Emblem spotyka Final Fantasy Tactics
Podobna sprawa jest z naszymi bohaterami, początkowo są mało wyraziści, ale z czasem ich osobowości nabierają głębi. Jednych da się lubić jak chociażby Iscariona, Waltaquin czy Rickenback (młoda łuczniczka), a inni nie zapadają w pamięć. Relacje pomiędzy postaciami też proszą się o więcej życia, bowiem, poza sztywnymi rozmowami, brak właściwie tutaj scenek rodzajowych, które bardziej by ich do nas przywiązały. W każdym razie wraz z rozwojem akcji coraz bardziej angażujemy się w prowadzoną przez świetnego narratora pełną intryg i nagłych zwrotów opowieść, ale trudno zaprzeczyć, że The DioField Chronicle cierpi na syndrom nudnego początku i potrzeba trochę samozaparcia, by przetrwać pierwsze momenty z grą, a przy tym nie ziewać.
Rozgrywka w recenzowanej produkcji nie należy do skomplikowanych i została oparta o system misji, pomiędzy którymi wracamy do naszej siedziby (albo obozu), gdzie oddano nam swobodę poruszania się i interakcji z jej bywalcami. Rozmówki z postaciami oprócz informacji o świecie gry dają nam pieniądze oraz misje poboczne, rozwijają też ogólne atuty drużyny. To ważne, bo dzięki nim pojawiają się nowe przedmioty w sklepie, zwiększa się skuteczność posiadanych umiejętności oraz dostajemy dostęp do badań nad potężniejszym arsenałem. Na szczęście nasza kwatera - Elm Camp nie jest tak rozbudowana jak Garrech Mach z FE: Three Houses i szybko trafiamy tam gdzie chcemy. Rekrutacja nowych wojaków w recenzja The DioField Chronicle też idzie sprawnie, bowiem dołączają do naszej drużyny bez zbędnego marudzenia, chociaż niektórych zdobywamy właśnie poprzez misje poboczne.
W taktycznym The DioField Chronicle taktyki trochę mało
Wybór misji został przedstawiony w ciekawy sposób – nie wybieramy ich z listy, a z „interaktywnej”, stołowej mapy świata przypominającej tą z serialu Gra o Tron, która z miejsca przenosi gracza na pole walki. Wspomniałem wprawdzie wcześniej, że mamy tutaj do czynienia z taktycznym jRPG stylizowanym na widok izometryczny, aczkolwiek nie ma tutaj taktyki specjalnie wiele, co wcale nie deprecjonuje systemu walki, ale jeśli ktoś liczył na większy nacisk na strategiczne podchody może się zawieść. Zresztą same starcia mogą kojarzyć się bardziej z takimi grami jak Pillars of Eternity, Dragon Age: Inkwizycja czy tytułami z gatunku MOBA. W każdym razie mamy czwórkę postaci, którym na bieżąco możemy wydawać rozkazy w czasie rzeczywistym - całej grupie lub każdemu z osobna, a nawet wyznaczać marszruty. Co ciekawe wybór ataków specjalnych i magii działają jak aktywna pauza, pozwalająca bez pośpiechu przemyśleć nasze poczynania.
W każdym razie system walki w The DioField Chronicle jest bardzo intuicyjny i sprawny dając przy tym sporo satysfakcji. Wisienkę na torcie stanowi możność przywoływania potężnych summonów jak w Final Fantasy Tactics. Szkoda tylko, iż wojaków pod kontrolą mamy tak mało, bo tylko czterech i nie pomaga w tym nawet podpinanie pod nich innych kompanów jako giermków (dają tylko dostęp do swoich umiejętności). Gdyby drużyna liczyła chociaż ośmioro członków, to rzeczywiście, bitwy dałoby się rozgrywać z większym rozmachem strategicznym, ponieważ układ map często do tego zachęca, a tak niestety pozostał niewykorzystany potencjał. Cóż zapewne brakło czasu i pieniędzy. Same starcia na średnim poziomie trudności też nie stanowią większego wyzwania, o ile nie angażujemy się w zdobywanie dodatkowych nagród.
Duże pole do popisu mamy za to odnośnie rozwoju poszczególnych postaci. Istnieją wprawdzie awanse na kolejne poziomy, ale nowe zdolności dla każdego wojaka wykupujemy za otrzymywane punkty umiejętności według własnego uznania. To nie wszystko bowiem korzystając ze specjalnego drzewka wzmacniamy poszczególne profesje, a jak przyniesiemy odpowiednie surowce magom-akademikom, poprowadzą oni dla nas badania nad nowym orężem czy rozwojem posiadanych summonów. Broń bywa naprawdę ważna, bowiem decyduje z jakich ataków specjalnych, bądź magii korzystać będą najemnicy, więc często zdarza się, że nie opłaca się jej wymieniać na teoretycznie silniejszą.
Pełna mrocznego klimatu budżetowa otoczka
Budżetowość tytułu widać zwłaszcza po oprawie audiowizualnej The DioField Chronicle zwłaszcza po scenkach filmowych i trójwymiarowej grafice. Mimo to na potrzeby gry zupełnie wystarcza, zwłaszcza że niesie ona ze sobą ponury i mocno odczuwalny klimat, zresztą za postacie i scenerię odpowiada przecież japoński artysta Isamu Kamikokuryo (FF XII i FF XIII). Same bitwy zostały przedstawione w staroszkolnym formacie jak wspomniałem już o tym wcześniej w recenzji. Naprawdę pasuje on do charakterystyki gry, przywodząc na myśl krzyżówkę serii FFT, FE oraz Ogre Battle. Otrzymaliśmy również wysokich lotów oprawę muzyczną, zresztą jak mogło być inaczej skoro skomponowali ją Brandon Campbell oraz Ramin Djawad znani też z współtworzenia serialu Gry o Tron.
The DioField Chronicle to solidny kawałek ponurego jRPG-a z taktycznymi elementami, który pomimo budżetowego wykonania radzi sobie całkiem dobrze. Zakupiony na jakiejś promocji będzie stanowił smakowity kąsek zarówno dla fanów starej szkoły, jak i dla tych szukających w gatunku pozycji o poważniejszych klimatach. Szkoda tylko, że warstwy strategicznej gry nie potraktowano jak na to zasłużyła, przez co bezpowrotnie zmarnowano część jej potencjału.
Ocena - recenzja gry The DioField Chronicle
Atuty
- Fabuła (jako całość)
- Starcia w czasie rzeczywistym
- Ścieżka dźwiękowa
- Poważny klimat
- Dużo bohaterów do zwerbowania
Wady
- Nudny początek
- Mało rozbudowane relacje pomiędzy postaciami
- Skromna drużyna ograniczają nasze możliwości taktyczne
- Niewykorzystany do końca potencjał gry
Mroczny dramat pełen intryg, łączacy w sobie elementy jRPG i taktyczne. Pomimo budżetowego wykonania całkiem solidna pozycja, aczkolwiek część pomysłów mogła zostać lepiej rozwinięta.
Galeria
Przeczytaj również
Komentarze (23)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych