Valkyrie Elysium – recenzja i opinia o grze (PS5, PS4, PC). Pomiędzy chwałą Walhalli a zagładą Ragnaroku
Powroty po wielu latach cenionych marek to często drażliwy temat dla graczy. Czasem dana seria odradzając się w chwale dostaje drugie życie, a czasem to tylko ponura reinkarnacja. Valkyrie Elysium jeszcze przed premierą zostało uznane za koszmar dla zagorzałych fanów. Skoro miało być tak źle to dlaczego udało mi się czerpać z tego tytułu sporo przyjemności? Cóż, trafia się i tak, że diabeł nie taki straszny jak go malują, a może raczej Walkiria…
Nordyckie mity i legendy to wdzięczny temat na otoczkę fabularną gry. Nie, nie będzie to recenzja o nadchodzącym God of War: Ragnarok, tylko o próbie przywrócenia do życia jRPG-owego, kultowego cyklu Valkyrie Profile. Wiele lat temu, od Tri-Ace, dostaliśmy dwa tytuły we wspomnianych klimatach, pierwotnie na pierwsze i drugie PlayStation (oraz osobnego „taktyka” na Nintendo DS). Obecnie prawa do marki posiada Square-Enix, które niesamowicie długo głuche było na prośby jej odnowienia, czy chociaż odświeżenia. A tu nagle z nie tego czy owego dostajemy kolejny tytuł spod loga Walkirii, a mianowicie Valkyrie Elysium, ale tworzony już przez inne studio.
Apokalipsa spełniona w Valkyrie Elysium
Trzeba przyznać, że za przyznane grosze i niedostatku czasu panowie z Soleil dwoili i troili się jak mogli, ale wiadomo, że krawiec kraje jak mu materii staje. Cóż, trzeba zdać sobie sprawę, że tym razem przygotowano dla nas siekankę, rezygnując z rozpoznawalnego dla serii dość unikatowego turowo-strategicznego stylu walki. Ciężko się z tym pogodzić, to prawda, ale czy otrzymaliśmy coś na otarcie łez, o tym w dalszej części recenzji. Wiedząc już na czym stoimy, przejdźmy do warstwy fabularnej, którą jak na slasher jest całkiem, dobra. Owszem stanowi tylko pretekst do wyżynania wszystkiego co się rusza w pień, lecz zawiera sporo przykuwających uwagę momentów.
Akcja Valkyrie Elysium toczy się już w czasach Ragnaroku, czyli ostatecznej bitwy i końca świata, zawartego w skandynawskich mitach. Odyn walczy wilkiem Fenrirem, ale starcie kończy się remisem. Ojciec Wszechrzeczy wie, że to nie koniec i czasu zostało niewiele, lecz przed kolejnym bojem musi najpierw odzyskać pełnię swojej mocy. Wysyła w tym celu swoją Walkirię (na początku nie posiada imienia), do zniszczonego Midgardu, by „oczyściła” pozostałe tam dusze zabitych podczas wojny ludzi, by wzmocniły jego potęgę. Walkiria fanatycznie oddana swojemu stwórcy bez sprzeciwu i zbędnego marudzenia żwawo zabiera się za wykonanie swojej misji. Jak się okaże Odyn ma niestety więcej wrogów niż początkowo mu się zdawało.
Półboska Walkiria potrzebująca wsparcia
Początek podzielonej na samodzielne rozdziały opowieści w Valkyrie Elysium, podobnie jak w przypadku The DioField Chronicle wieje nudą, a główna bohaterka sprawia wrażenie pustej wydmuszki bez emocji i wyrazu. Mimo wszystko wraz z rozwojem akcji, zaczyna nabierać własnej osobowości i nawet można ją polubić. Pomagają w tym Einherjarzy, czyli dusze wojowników, które nie odeszły jeszcze do Asgardu, ślubując służbę Walkirii. Każdy z nich ma swoją własną historię i motywy wpływające na ich relacje z protagonistką. Przyznaje rację, że naszym towarzyszom brak głębszych charakterów i w porównaniu do poprzednich gier z serii w pamięć nie zapadają, mimo wszystko tragedii nie ma, więc każdy gracz znajdzie sobie jakiegoś ulubieńca.
Chciałoby się też większego rozmachu opowiedzianych wydarzeń, lecz od gry trwającej w porywach 20 godzin, licząc ze wszystkimi dostępnymi aktywnościami, ciężko oczekiwać epickiej legendy. Pewnym plusem są różne zakończenia, zależne od naszych wyborów w ostatnim rozdziale, urozmaicenie niewielkie, ale dobre i to. Wielu graczy będzie też kręcić nosem na pusty świat gry, chociaż zbieranie „kwiatów” ze wspomnieniami (hollow blossoms) odsłania część jego tajemnic. Ogólnie rzecz biorąc da się wyczuć potencjał scenariusza, ale widać okienko czasowe Valkyrie Elysium było zbyt wąskie, by mógł rozwinąć skrzydła.
Valkyrie Elysium nie opowieścią a walką stojące
Pozytywne zaskoczenie w Valkyrie Elysium stanowi styl walki, który jeszcze przed premierą został spisany na straty, a okazał się najmocniejszym elementem produkcji. Można się nawet pokusić o stwierdzenie, ze otrzymaliśmy podręcznikowy przykład dobrze wykonanej, trójwymiarowej siekanki. Wiem że fani serii nie darują twórcom i wydawcy braku systemu starć z poprzednich odsłon, nawet mnie też jest żal, ale cóż recenzujemy to co mamy. Jak wspomniałem wcześniej w samą walkę naprawdę da się wciągnąć. Łączenie szybkich i mocnych ataków w combosy, ulepszanie umiejętności i dostosowywanie oręża do wrogów obecnych na polu walki sprawia sporo frajdy.
Rodzajów broni i łańcuchów ciosów dostaliśmy całkiem sporo, a przy tym są intuicyjne, szybkie i łatwe do nauczenia, a przy tym czuć ich potęgę. Starcia uprzyjemniają również widowiskowe finiszery, które odblokowujemy wraz z rozwojem postaci. W boju świetnie sprawuje się Soul Chain - „linka” zwykle używana by dostać się w niedostępne miejsca - stanowiący wygodne narzędzie pozwalające szybko dobrać się do oddalonego, bądź wyżej umiejscowionego przeciwnika. Zwykli adwersarze nie wprawdzie jakimś wielkimi mocarzami, ale skutecznie potrafią korzystać z posiadanych broni i umiejętności, więc parowania, gardy czy uniki będą na porządku dziennym, zwłaszcza w trakcie walk z gigantycznymi i potężnymi Naglfarami.
Poznaj swojego wroga i dobierz odpowiednie środki walki
Walkiria w trakcie swojej misji zbiera sporą i różnorodną kolekcję oręża zresztą nie bez powodu, bowiem przydaje się do wyzyskiwania słabości przeciwników. Szkoda iż na podorędziu można mieć tylko dwie sztuki broni, lecz błyskawicznie je zmieniamy w razie potrzeby. Gdy jednak zimna stal to za mało warto wesprzeć swoje wysiłki zdolnościami magicznymi, opartymi na kilku żywiołach. Potraktowanie wroga takim, na który jest wrażliwy powoduje jego chwilowe unieruchomienie dając nam większe pole manewru. Radosną rozwałkę zdarza się popsuć jedna rzecz – praca kamery. Bywa iż wymyka się spod kontroli w ciasnych miejscach, pokazując ścianę zamiast cel, co bywa irytujące.
Inną ciekawostką w Valkyrie Elysium kiedy robi się gorąco jest opcja przywołania nawet czterech wojaków do pomocy, czyli wymienionych już wcześniej Einherjarów, wspierających nas przez kilkadziesiąt sekund w boju. Są przydatni też w trakcie samej eksploracji, usuwając nam z drogi różne przeszkody. Jak widać twórcy nie kombinowali na siłę oferując graczowi wprawdzie mało oryginalną, lecz jedna satysfakcjonującą rąbankę. Cieszy fakt, że mamy pewien wpływ na rozwój naszej bohaterki, pomimo braku awansowania na kolejne poziomy i obywania się bez punktów doświadczenia. Wojowniczka zdobywa po prostu różnorodne klejnoty, za które, według uznania, wykupujemy nowe wzmocnienia i zdolności z drzewek umiejętności. Służą one też do przekuwania broni, co pozwala na dostęp do nowych sekwencji ciosów.
Dominująca pustka wykreowanego świata Valkyrie Elysium
Sporo napisałem o sprawach bojowych, więc teraz przejdźmy do prezencji samej Valkyrie Elysium. Niestety oprawa wizualna, chociaż w 3D, pokazuje jak niewielki budżet został przeznaczony na grę, wyglądającej jakby żywcem wyrwana z ery PS3. Nie powiem - samej protagonistce, Einherjarom oraz napotykane maszkarom, ciężko coś poważniejszego zarzucić pod względem graficznym, ale z otoczeniem i wnętrzami już tak różowo nie jest. Są przeraźliwie puste i sprawiają przygnębiające wrażenie, ale w złym tego słowa znaczeniu. Sprawę próbowano ratować nakładając komiksowy filtr, ale nie pomogło to zbyt wiele. Mimo to dwie rzeczy odnośnie grafiki udało mi się znaleźć.
Najważniejszą z nich jest ponury klimat bijący od gry, nieco łagodzący ból niedociągnięć wizualnych. Ponadto układ odwiedzanych lokacji zdobył moje uznanie. Chociaż do rozbudowanych nie należą, ich konstrukcja została świetnie przemyślana z ukrytymi pomieszczeniami i prostymi problemami logicznymi, lecz nie odwodząca nas od głównego zadania. Pochwalić muszę też udźwiękowienie kojarzące się z muzyką sakralną oraz rzadkie, lecz dobrze brzmiące głosy postaci.
Dać szansę Valkyrie Elysium czy zakopać i zapomnieć?
Nie owijając w bawełnę Valkyrie Elysium dla niektórych zagorzałych wielbicieli cyklu będzie obrazą ciężką do przełknięcia. Niestety skromne fundusze i brak czasu zrobiły swoje. Jako samo RPG akcji tytuł wprawdzie się broni, lecz podobnych gier jest wiele. Więc dla kogo? Dla graczy lubujących się w mitologii skandynawskiej, bądź fanów wcześniejszych opowieści o Walkiriach, którym nie straszna zmiana stylu rozgrywki, o ile do zakupu nie zniechęci ich wysoka cena nieadekwatna do jakości. Mimo wszystko podczas sporej promocji warto dać tytułowi szansę, bo swój potencjał, chociaż zmarnowany, posiada i w paru momentach potrafi zaskoczyć.
Ocena - recenzja gry Valkyrie Elysium
Atuty
- Klimat gry
- Warstwa dźwiękowa
- Styl walki sam w sobie całkiem dobry
- Samą protagonistkę też da się lubić
Wady
- Bardzo nierówna oprawa graficzna
- Pusty świat
- Mało angażujący sposób prowadzenia historii
- Tu i ówdzie przydałyby się jeszcze szlify
- Skromna ilość aktywności pobocznych
Próba przywołania do życia kultowej serii o Walkiriach, ale za grosze i w pośpiechu. Wprawdzie Valkyrie Elysium ma swoje dobre momenty, lecz budżetowe wykonanie i zmiana stylu walki raczej nie zachęcą fanów do powrotu.
Graliśmy na:
PS5
Galeria
Przeczytaj również
Komentarze (36)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych