Akademia dobra i zła (2022) - recenzja, opinia o filmie [Netflix]. Magia, przyjaźń i brak świeżych pomysłów
Kolejna adaptacja książki dla młodzieży od Netflixa z wszystkimi tego zaletami i wadami. Jest młodzieżowo, kolorowo, ciut czerstwo i bez wyrazu. Dokładnie tak, jak można się było spodziewać.
Paul Feig jest dla mnie zagadką. Lubiłem go jako uroczo niezdarnego opiekuna grubych dzieci w "Wadze ciężkiej". Stworzył jeden z moich ulubionych seriali dla młodzieży w historii - "Luzaki i kujony", od którego swoje kariery zaczynali obecni giganci komedii. Wyreżyserował "Druhny", kilka odcinków "Biura". Zdawać by się mogło, że facet zna się ją rzeczy, jeśli chodzi o humor. Po czym wziął i zrobił żeńskich "Pogromców duchów" w którym do pośmiania się były ze dwa żarty (w porywach). Być może to przez korporacyjne wtrącanie się związane z obcowaniem ze znaną marką, nie wiem. Tym razem Paul wziął się za reżyserię fantastyki dla nastolatków. Znowu - z pozoru niezła decyzja, biorąc pod uwagę, jak ambitne tematy i z jakim wyczuciem zdarzało mu się poruszać w "Luzakach i kujonach". Dlaczego więc wyszło aż tak nijako i kompletnie bez magii?
Akademia dobra i zła (2022) - recenzja filmu [Netflix]. Kolejna adaptacja
Sophie (Sophia Anne Caruso) od zawsze uwielbiała czytać o księżniczkach, bohaterach, magii i rycerskości. Jej szare, zwykłe życie wśród niedoceniającej jej rodziny zupełnie jej nie odpowiada. Czuje, że należy jej się coś więcej. Jej przeciwieństwem - przynajmniej do pewnego stopnia - jest Agatha (Sofia Wylie), dziewczyna mieszkająca z kochającą, ale trochę zbzikowaną mamą. Wszyscy mówią, że jest wiedźmą, jak jej mama. Nie przejmuje się tym jednak, ponieważ wystarczy, że ma przy sobie przyjaciółkę - Sophie - a reszta szyderczych głosów przestaje do niej docierać. Pewnego dnia dziewczyny zostają porwane przez wielkiego ptaka, który zabiera je do akademii dobra i zła, magicznego miejsca, w którym przyszli bohaterowie i czarne charaktery szkolą się i odkrywają swój potencjał. Coś jednak poszło chyba nie tak, ponieważ Sophie trafia do tych złych, a Agatha do dobrych. Nie miało być na odwrót?
Fabuła ma potencjał - widać podwaliny pod dalsze historie - ale jest przewidywalna do granic możliwości. Praktycznie każda jedna zagadka zostanie rozwiązana dokładnie tak, jak sobie wyobrażasz. Rzecz oparta jest na serii książek Somana Chainaniego, podobno całkiem sympatycznych choć, jeśli film wiernie adaptuje ich wydarzenia, to ciężko mi w to uwierzyć. To po prostu zbiór klisz i czyichś pomysłów, wrzuconych do jednego wora i niewprawnie połączonych w jedną historię. Dzieci chodzące do szkoły to w większości potomkowie słynnych, książkowych bohaterów i czarnych charakterów. Jeden chłopak jest synem Kapitana Haka, inna dziewczyna jest córką szeryfa Nottingham. Można by przypuszczać, że wiąże się to w jakiś ciekawy sposób z ich umiejętnościami, albo że historia ich rodziców zostanie w jakiś ciekawy sposób orbita w ich zachowaniach, lecz nie. To w znakomitej większości po prostu rzucanie znanymi imionami żeby widz mógł się ucieszyć, że je kojarzy.
Lwia część całego filmu to po prostu niczemu niesłużąca wata - sceny do niczego nie prowadzące, ani też niczego konkretnego nie osiągające. Zakładam, że twórcy chcieli pozostać wierni książkowemu oryginałowi, ale moim zdaniem część z tych scen należało po prostu wyciąć. Film trwa dwie i pół godziny, co przy tej ilości historii absolutnie nie powinno mieć miejsca.
Akademia dobra i zła (2022) - recenzja filmu [Netflix]. Jest w tej produkcji potencjał
Seans choć w niewielkim stopniu umila obecność znanych i lubianych aktorów w pobocznych rolach. Dyrektorem szkoły jest Laurence Fishburne, w opiekunkę złych dzieciaków wcieliła się Charlize Theron przyozdobiona rudą peruką, a za narratora robi Cate Blanchett i jej rola jest nie dość, że całkiem pokaźna, to jeszcze w jednym momencie szczerze zabawna. Niestety, zbyt wielu takich momentów w filmie nie uświadczymy - chociaż od czasu do czasu można się zaśmiać, to prawda.
Ponieważ "Akademia dobra i zła" jest produkcją fantasy, to należało się spodziewać, że znajdziemy w niej pełno grafiki generowanej komputerowo. Muszę jednak przyznać twórcom, że jak na niezbyt mocno promowany projekt Netflixa, CGI wyszło im zaskakująco dobrze. Czy to w kontekście teł, czy wspomnianego już wielkiego ptaszyska, czy efektów działania magii. Absolutnie nie ma wstydu! Tego samego nie da się, niestety, powiedzieć o kostiumach. Same projekty ubrań nie są wcale złe, choć ci źli wyglądają bardziej jakby ubrali się w sklepie z ciuszkami dla emo dzieciaków, a nie pochodzili z krainy fantasy, ale już wściekle przesycone kolory potrafią ranić oczy. W kilku przypadkach strój zdaje się również niezbyt pasować do postaci, jak choćby ubiór braci reprezentujących dobro i zło, których widzimy na samym początku filmu. Śmiałem się z nich, zamiast wczuwać się w historię.
Na poziomie emocjonalnym film zasadniczo działa, choć aktorki nie są materiałem na przyszłego Oscara. Przyjaźń Sophie i Agathy ciągnie jakoś widza do przodu, bo bez niej całość byłaby zwyczajnie zbyt złośliwa, niesympatyczna i byle jaka, by dało się te dwie i pół godziny wysiedzieć. To popularny problem dzisiejszego kina młodzieżowego - twórcy nie poświęcają wystarczającej ilości czasu na zbudowanie ciekawych, wielowymiarowych, fajnych postaci, zamiast tego dając im supermoce, albo inne magiczne umiejętności, które mają sprawić, że widz pomyśli, że są fajni. Może i efekciarscy, zgoda, ale wytworzyć z nimi jakąkolwiek więź byłoby bardzo trudno. Z początku mocno przeszkadzał mi fakt, że niby Agatha trafia do szkoły dla dobrych, a wszyscy tam są albo złośliwi, albo zarozumiali, albo, mówiąc prosto... Źli. Ostatecznie jednak film sam adresuje ten problem i proponuje całkiem satysfakcjonujące rozwiązanie. Plus dla niego.
"Akademia dobra i zła" to kolejny średni film młodzieżowy puszczany od razu do streamingu. Ludzie mówią, że to taki trochę "Harry Potter" dla obecnego pokolenia, choć ja osobiście tego nie widzę. Być może musiałbym przeczytać książkę, bo i filmy o Harrym z każdym kolejnym rokiem lubię coraz mniej, podczas gdy książki wciąż zajmują ważne miejsce w moim sercu. Fani książek pewnie sprawdzą go z ciekawości, lecz pozostałym raczej go nie polecam. Jest za długi, część wątków zupełnie do niczego nie prowadzi i jest tam tylko dlatego, że były i w książce, historia jest niemożliwe wręcz przewidywalna, a aktorstwo co najwyżej akceptowalne. Młodzieży może się i spodoba, bo wygląda i brzmi absolutnie kompetentnie, a i prosta fabuła może nie być dla nich aż tak oczywista, ale dojrzały widz nie ma tu czego szukać.
Atuty
- Całkiem niezłe zdjęcia i efekty wizualne;
- Sympatyczna relacja głównych bohaterek;
- Ze dwa niezłe żarty;
- Niezłe sceny walki.
Wady
- Masa wątków prowadzących do niczego;
- Przewidywalny;
- Zdecydowanie za długi;
- Niesympatyczne, byle jak zagrane postacie;
- Nie wykorzystuje nawet części swojego potencjału.
"Akademia dobra i zła" to proste, raczej mało oryginalne fantasy, cierpiące z powodu zdecydowanie zbyt długiego czasu projekcji, wyraźnej chęci rozkręcenia serii i mocno oklepanego scenariusza. Dorośli widzowie nie mają tu czego szukać, ale młodzieży może się spodobać.
Przeczytaj również
Komentarze (8)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych