Przejęcie (2022)

Przejęcie (2022) – recenzja, opinia o filmie[Netflix]. Emocje sięgnęły dna

Piotrek Kamiński | 06.11.2022, 13:00

Mel jest hakerką o złotym sercu, która najbardziej na świecie lubi niszczyć życia biznesmenom i wielkim korporacjom. Pewnego dnia nadepnęła jednak na niewłaściwy odcisk i będzie teraz musiała wykorzystać wszystkie swoje hakerskie sztuczki, jeśli chce zostać przy życiu i oczyścić swoje imię.

Dawno już nie widziałem tak złego filmu. Właściwie to nic nie trzyma się tu kupy. Bohaterowie bez emocji, bez ikry i charakteru biegają od sceny do sceny, hakerom brakuje właściwie tylko ciemnych okularków żeby stać się najbardziej stereotypową możliwą wersją tego zawodu – hakowanie trwa oczywiście kilka sekund i opiera się na napierdzielaniu w klawiaturę jak stenotypistka – a cała fabuła jest tak niewyobrażalnie nieciekawa, że tu i teraz rzucę ci pseudo spoilerem, że chodzi w niej o autonomiczny autobus. 

Dalsza część tekstu pod wideo

Przejęcie (2022) – recenzja filmu [Netflix]. Hakowanie w szczytnym celu

Romantyczna pierwsza randka z chińczykiem

Rzecz zaczyna się od retrospekcji, w której młoda dziewczyna zostaje złapana na hakowaniu wojskowych serwerów żeby pomóc cierpiącym na ich działaniu fokom. Ma to zapewne pokazać widzowi, że główna bohaterka ma złote serce i ustanowić jej przyjaźń z legendarnym hakerem Buddym, po to tylko, aby mógł jeszcze później pojawić się w filmie na dwie minuty i jej pomóc.

Natychmiast po tym przeskakujemy w przyszłość, a Mel jest teraz hakerką-aktywistką. Wspólnie z internetowymi przyjaciółmi kradną bogatym ludziom kryptowaluty, dowalają im kredytów i co tam jeszcze. Bo tamci są źli, bo mają za dużo pieniędzy. Jednego dnia natrafia w pracy na ślady aktywności innych hakerów i robi z nimi szybki porządek. To był błąd, ponieważ dosłownie tej samej nocy do jej domu przychodzą uzbrojeni ludzie, którzy trochę próbują ją zabić, a trochę schwytać. Później okaże się, że jej skill jest im potrzebny, więc dlaczego wcześniej tak po prostu do niej strzelali? Bo nie miało to sensu. Zdaje się, że scenarzyści często umieszczają w tym filmie wydarzenia z tego właśnie powodu.

Przejęcie (2022) – recenzja filmu [Netflix]. Najgorszy scenariusz roku?

Ucieczka przed zbirami

Mel od początku przedstawiana jest jako bardzo zaradna kobieta. Nie dość, że hakuje jak szalona, to jeszcze jest wysportowana i absolutnie samowystarczalna, co twórcy tylko dodatkowo podkreślaną pokazując jak beznadziejni są mężczyźni w jej życiu. Randka (pierwsza), na którą idzie bliżej początku filmu odbywa się w mieszkaniu faceta, przy zamawianej chińszczyźnie, a kiedy poirytowana dziewczyna wychodzi z niej przed czasem, zostaje poproszona o zwrot pieniędzy za jedzenie. Zabawne, rozumiesz.

Czarny charakter to natomiast kompletnie stereotypowy Pan Z Brytyjskim Akcentem, działający z ramienia kogoś znacznie potężniejszego. Tak samo jak reszta obsady, pozbawiony jest jakiegokolwiek charakteru, czegokolwiek, co ożywiłoby jego postać. Mel musi też później korzystać z pomocy policji – ścigający ją/pomagający jej detektywi są równie bezbarwni, jak wszyscy inni. Przez pewien czas myślałem, że to może taki celowy zabieg. Że każda z tych osób z jej otoczenia może okazać się być umoczona, że to przez nią Mel znajduje się teraz w tarapatach, lecz nic z tego. Ten film jest po postu aż tak nijaki i boleśnie wręcz prostolinijny.

Sceny akcji to przede wszystkim ucieczki i choć nie można o nich powiedzieć nic przesadnie dobrego, to i ciężko do czegoś się przyczepić. Ot, dziewczyna ucieka, ktoś ją goni, czasami nawet złapie za nogę i dostanie kopa w twarz drugą. Emocji nie ma w tym żadnych. Pod koniec natomiast film zamienia się w jeden taki film z Keanu Reevesem i trzeba przyznać, że akurat tam reżyserka, niejaka Annemarie van de Mond, się postarała. Akcja kręcona była ewidentnie na lokacji i choć kadrom wciąż brakuje dynamiki, to jednak wypada docenić chęć zrobienia czegoś prawdziwego i emocjonującego.

„Przejęcie” bez dwóch zdań jest jednym z najgorszych filmów, jakie widziałem w tym roku. Skandalicznie podstawowy scenariusz wypełniono zrobionymi z papieru postaciami, wydarzenia ledwie się ze sobą kleją, a finał ledwie trzyma się kupy. Sceny związane z pracą hakerów wyglądają trochę jakby wyrwano je z kina lat dziewięćdziesiątych i tak naprawdę jedynym, co faktycznie zasługuje na pochwałę są scena finałowego pościgu i... krótki czas projekcji. Myślałby kto, że jak film znajduje się wysoko w „Top 10” filmów w Polsce w tym tygodniu, to warto będzie zwrócić na niego uwagę. Otóż nie. Już się o tym przekonałem, a teraz Ty już nie musisz. Nie ma za co.

P.S. Gdybym się nie rozchorował, w tym miejscu wisiałaby recenzja "Listy do M. 5". Nie mogę uwierzyć, że to piszę, ale szkoda, że jednak nie oglądałem polskiej komedii...

Atuty

  • Ambitna finałowa scena akcji;
  • Krótki.

Wady

  • Beznadziejny scenariusz;
  • Postacie pozbawione charakteru;
  • Idiotyczne zwroty akcji, czy raczej ich brak;
  • Nuda;
  • Ogólna nijakość.

„Przejęcie” to skandalicznie zły thriller, w którym dreszczyku emocji uświadczyć się zwyczajnie nie da. Zły scenariusz, papierowe postacie i zero jakiegokolwiek napięcia. Zdecydowanie nie polecam.

2,0
Piotrek Kamiński Strona autora
Z wykształcenia filolog, z zamiłowania gracz i kinoman pochłaniający popkulturę od przeszło 30 lat. O filmach na PPE pisze od 2019. Zarówno w grach, jak i filmach najbardziej ceni sobie dobrą fabułę. W wolnych chwilach lubi poczytać, pójść na koncert albo rodzinny spacer z psem.
cropper