The Crown (2022) – recenzja i opinia o 5. sezonie serialu [Netflix]. Kryzys
Monarchia wkracza w ostatnią dekadę XX wieku, które okazują się momentem przełomowym, ale nie najlepszym dla Korony Brytyjskiej. W obliczu recesji i gorszej sytuacji gospodarczej w debacie publicznej pojawia się coraz więcej głosów dotyczących zasadności utrzymywania dworu oraz królowej. Angielska dynastia wydaje się nie nadążać za resztą świata, zmieniającymi się poglądami i postawami. Czy Peter Morgan sprostał oczekiwaniom i dostarczył odcinki równie solidne jak wcześniejsze sezony? Zapraszam do recenzji 5. sezonu „The Crown”.
W 2016 roku Netflix udostępnił pierwsze epizody historii skupiającej się na angielskiej królowej, która przebojem podbiła rankingi recenzentów. W koronie streamingowego giganta „The Crown” stało się brylantem, który od wielu lat jest pielęgnowany i doczekał się wielu znakomitych sezonów. Kiedy jednak monarchia pod okiem Morgana wkracza w decydujący moment współczesnej historii, który bez wątpienia zaważy na jej dalszym odbiorze, można odczuć pewną nieświeżość i zakurzenie. Koncepcja przedstawienia losów królowej i jej rodziny jak najbardziej bezpiecznie i bez kontrowersji coraz mocniej wieje nudą. Ale do brzegu...
The Crown (2022) – recenzja 5. sezonu serialu [Netflix]. Przywiązanie do tradycji vs. nowy duch
Elżbieta II zasiada już niemal 40 lat na tronie, lecz zbliżająca się okrągła rocznica nie wydaje się odpowiednim momentem do świętowania. W kraju targanym recesją i kryzysem panuje pochmurna atmosfera, coraz mocniej podważana jest zasadność ogromnych wydatków na tak zamierzchły urząd, za jaki wielu Brytyjczyków uważa koronę. Do tego sytuacja panująca w murach pałacu Buckingham pozostawia coraz więcej do życzenia – młodsze pokolenie dogłębnie mierzy się z „piętnem”, jakie nosi na swoich barkach. Temat kończącego się związku Karola i Diany nie schodzi z pierwszych stron gazet, Anna próbuje ponownie odnaleźć szczęście, a małżeństwo Andrzeja chyli się ku upadkowi przez kolejne romanse i samotność, jaką odczuwa księżna Yorku. Codzienność naznaczona bogactwem i blichtrem staje się powoli wykańczać wielu przedstawicieli arystokracji, a do głosu coraz mocniej dochodzą żale i pretensje z przeszłości...
Karol jest jedną z postaci, która przyciąga największą uwagę scenarzystów. W przeciwieństwie do rodziców i najważniejszych reprezentantów Wielkiej Brytanii, następca tronu jest głosem przyszłości, który za wszelką cenę pragnie się wyrwać ze sztywnych okopów etykiety, tradycji i przykurzonych już zasad. W czasach swojej młodości Elżbieta całkowicie poddała się woli ojca i związanym z nią obowiązkom, w pełni i bez jakichkolwiek narzekań uczyła się, by w przyszłości zasiąść na tronie Wielkiej Brytanii. Karol również od początku był przygotowywany do tej roli, jednak jego postrzeganie świata całkowicie różni się od postawy matki – dla królowej monarchia oraz służba obywatelom od zawsze była priorytetem, natomiast jej syn chciałby odmiany, pragnie pójść za głosem serca i podążyć za duchem czasu, nawet jeżeli byłoby to być związane z porzuceniem wszelkich zasad i ustąpieniem z urzędu dotychczasowej koronowanej. 5. sezon „The Crown” obfituje w bezpośrednie konfrontacje „starego” z „nowym”, a napięta atmosfera jest odczuwalna od pierwszego do ostatniego odcinka.
Jednocześnie w recenzowanym 5. sezonie „The Crown” najbardziej krytykowany jest system monarchii brytyjskiej. Wszyscy mieszkańcy pałacu Buckingham niemal na każdym kroku podkreślają, że ten przestarzały twór „niszczy każdego, który jest inny” - wyróżniający się, zabawny, ciepły, pragnący prawdziwych uczuć, a nie tylko wydmuszki na potrzeby opinii publicznej. Zanurzeni w nim członkowie rodziny niczym skostniałe kukły, mimo że pragną odnaleźć szczęście i spokój ducha, krzywdzą i zadręczają najbliższych. Choć współczesność i młodość rządzą się swoimi prawami, coraz więcej mówi się o wolności poglądów i zmianie, rodzina królewska trwa – targana poczuciem obowiązku, tęsknotą za życiem pełnym prawdziwych uczuć, a nie tylko zaplanowanymi spotkaniami, napiętym harmonogramem i twardą etykietą.
The Crown (2022) – recenzja 5. sezonu serialu [Netflix]. Królowa ludzkich serc
Zgodnie z tradycją po znakomitych Claire Foy i Olivii Colman pałeczkę przejmuje Imelda Staunton wcielająca się w doświadczoną królową, która lata młodości ma już za sobą. Aktorka wywiązuje się całkiem poprawnie ze swojego zadania – Elżbieta II w jej wykonaniu wydaje się ciągle zatroskana, zmartwiona, ale jednocześnie do bólu zatwardziała w swoich przekonaniach dotyczących ciągłości monarchii. Królowa nie ma wątpliwości, że wyznaczoną rolę będzie wypełniać do końca życia, a na swoją kolej powinien czekać jej syn. Ona nie narzeka, stoi niewzruszona i dumna, chociaż musi mierzyć się z upływającym czasem, a jej żal dobitnie pokazuje wątek jachtu Britannia.
Królową ludzkich serc pozostaje jednak Diana – w tej roli niezwykle subtelna Elizabeth Debicki, która wnosi powiew świeżości na ekranie i kradnie niemal każdą scenę w „The Crown”. Jej mowa ciała, gesty i ukradkowe spojrzenia dokładnie oddają postawę księżnej Walii. W oczach Petera Morgana jednak nie jest to bohaterka krystalicznie czysta, a pełna niepewności, momentami niestabilna emocjonalnie i zawzięta. Więcej blasku spada za to na granego przez Dominica Westa księcia Karola, którego motywy są powszechnie znane i pokazywane jak na tacy – jego uczucie do Camilli Parker Bowles nie słabnie, wielokrotnie wystawiane jest na próbę, lecz szlachcic podejmuje się wyzwania i pomimo niesprzyjających okoliczności walczy o wieloletnią miłość. Aktor ani trochę nie przypomina fizycznie następcy tronu, jednakże wykonuje kawał dobrej roboty, odtwarzając tę postać. Moją sympatię zaskarbił sobie także Jonny Lee Miller, który wcielił się w premiera Johna Majora.
W 5. sezonie recenzowanego „The Crown” nie wykorzystano potencjału, jaki niosła za sobą ta historia. Oczywiście nie chodziło o nadanie jak najbardziej sensacyjnego klimatu – choć zakończenie związku Karola i Diany aż się o to prosiło – a przyjęcie pewnej konsekwentnej strategii w opowiadaniu historii. Czuć, że najnowsze odcinki stanowią fundament pod ostatni sezon – twórcy rozciągają fabułę o kilka moim zdaniem zbytecznych wątków, które nieproporcjonalnie wydłużają ten sezon, przez co tempo systematycznie spada. Separacja, a później rozwód następcy tronu budzą największe emocje, lecz czy nie słuchaliśmy o tym i nie oglądaliśmy już aż za dużo materiałów? Netflix idzie w nieco innym kierunku, konfrontuje pełnego nowych idei i działającego na rzecz poprawy warunków życia młodzieży z mniej uprzywilejowanych grup Karola z zatwardziałą Elżbietą. Mam jednak pewne wątpliwości, czy warto było poświęcać aż tyle czasu kwestii pochowania kuzynostwa Windsorów w Rosji oraz historii uzyskania fortuny przez rodzinę Al-Fayed – zamiast tego można było skupić się na głośnym wywiadzie Diany dla BBC. Serial kończy się w niezwykle niesatysfakcjonującym momencie, a widzowie zostają pozostawieni bez solidnego podsumowania. To nie jest finał sezonu, na który wielu fanów czekało.
The Crown (2022) – recenzja 5 sezonu serialu [Netflix]. Najgorszy sezon? Nie do końca
„The Crown” pozostaje jednak ucztą dla oczu. Kadry, praca kamery, której operatorzy czuwają nad uchwyceniem nawet najdrobniejszych gestów czy reakcji aktorów wcielających się w główne postacie, są w każdym aspekcie dopracowane. Do tego nie sposób wspomnieć o kunsztownej i niezwykle bogatej scenografii, która idealnie wpisuje się w klimat produkcji poświęconej królowej. Cóż, serial Petera Morgana pod tym względem pozostaje wśród czołówki streamingowych produkcji. Szkoda jednak, że w parze z przemyślaną realizacją nie poszła tak oczekiwana, wciągająca historia – to pozostaje moim największym zarzutem wobec nowej propozycji Netflixa, którą poprzez lata cierpliwie śledziłam.
Czy zatem warto sprawdzić 5 sezon „The Crown”? Dla fanów i entuzjastów brytyjskiej monarchii jest to ciągle pozycja obowiązkowa. Autorzy nieco wpisali się w klimat, ostatnie wydarzenia związane ze śmiercią królowej Elżbiety II, bardzo powoli, zbyt zachowawczo zmierzając do zakończenia historii. Trzeba przyznać, że serial nigdy nie był pełen kontrowersji, stronił od dramatyzmu czy sensacji, jednakże odnoszę wrażenie, że przedostatni sezon nie uchwycił sedna losów rodziny królewskiej. Oglądałam go jednak z niemałym zainteresowaniem i jestem ciekawa, jak Netflix planuje przedstawić ostatnie odcinki – z niecierpliwością czekam na zakończenie serii.
Atuty
- Znakomite kreacje Elizabeth Debicki i Dominica Westa
- To próba rozliczenia się z monarchią, nie brakuje krytyki
- Realizacja, oprawa i charakteryzacja bohaterów stoją na najwyższym poziomie
- Pokazanie ludzkiej twarzy członków monarchii
- Twórcy nie boją się przedstawiać wątpliwości związanych z sensem ciągłości monarchii
Wady
- Tempo jeszcze bardziej zwalnia
- Niektóre wątki i rozmowy wydają się szczególnie niepotrzebnie
- Zakończenie
5. sezon „The Crown” nieco nie wykorzystuje swojego potencjału, a poprowadzenie niektórych wątków odzwierciedla stan ówczesnej monarchii brytyjskiej. Dla fanów serialu jednak nadal będzie to solidny fragment historii.
Przeczytaj również
Komentarze (10)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych