Harley Quinn (2019) – recenzja, opinia o 3 sezonie serialu [HBO]. Droga do odkupienia
Harley Quinn i Poison Ivy oficjalnie zostały parą. Pod względem charakteru są jednak kompletnie różnymi ludźmi, więc dużo czasu spędzają docierając się i szukając sposobu na wspólne życie. W międzyczasie w Gotham trwają wybory na burmistrza. Kandydują Jim Gordon i... Joker.
Trzy lata temu pierwszy sezon „Harley Quinn” zaskoczył mnie bardzo pozytywnie. Było zabawnie, z masą odniesień do komiksów, filmów i wszystkiego, co ma związek ze światem DC. Pierwszy odcinek zrobił też na mnie wrażenie tym, jak nieziemsko brutalną, krwawą i pełną wystających kości był produkcją. Harley tłukła młotkiem w kończyny i głowy swoich wrogów, rozrywając skórę, wyłupiając oczy. Trochę nie podobał mi się sposób przedstawienia właściwie wszystkich mężczyzn w serialu jako idiotów, inceli, czy innych przegrywów. Gordon był śliniącym się półgłówkiem, półmenelem i płakał, że żona go nie kocha, podczas gdy Batman nie potrafiłby odpowiedzieć na zaczepkę choćby zależało od tego jego życie. Ogólnie jednak był to bardzo dobry pierwszy sezon, z morałem na temat przyjaźni i wychodzenia z toksycznej relacji. Przewijamy trzy lata do przodu i trzeci sezon wciąż jest bardzo przyjemny – miejscami wręcz wybitny – ale coś mi w nim nie do końca gra.
Harley Quinn (2019) – recenzja 3 sezonu serialu [HBO]. Tak właśnie pisze się scenariusze na wiele postaci
Dziesięć odcinków składających się na trzeci sezon to w dużej mierze historia Poison Ivy szukającej samej siebie, odnawiającej swój kontakt z przyrodą. Pomaga jej w tym przede wszystkim jej nowa dziewczyna, Harley, ale i wciąż obecni w jej życiu Clayface i King Shark. Każda z tych postaci dostanie przy okazji przynajmniej jeden własny wątek – Quinn zaczyna powoli akceptować fakt, że Batgirl staje się jej przyjaciółką; Clayface nade wszystko chciałby zagrać Thomasa Wayne'a w filmie biograficznym o nim w reżyserii Jamesa Gunna; King Shark musi zdecydować, czy chce zostać królem swojego ludu; Joker próbuje pogodzić swoje przestępcze życie z byciem głową rodziny; Gordon chce zostać burmistrzem, a w realizacji tego pragnienia pomaga mu Dwie Twarze; Batman nie radzi sobie po rozpadzie ostatniego związku i w dodatku cały czas tonie w zaprojektowanym przez własny umysł piekle, raz za razem odtwarzając moment śmierci swoich rodziców i obwiniając się za to. Dzieje się raczej sporo i choć niektóre wątki są zdecydowanie bardziej poboczne od innych, ostatecznie cały sezon jest zaskakująco spójną, przezabawną, zamkniętą całością.
Scenarzyści dali radę wpleść w fabułę sezonu całą masę gościnnych występów. Gdzieś w tle sezonu cały czas kręci się Bane – chłopak nie może pogodzić się z faktem, że kupił Ivy z okazji ślubu drogie urządzenie do robienia makaronu, a ślub się ostatecznie nie odbył. Wypadałoby w takim razie zwrócić prezent, a nie narażać go na koszta. Swoje pięć minut dostaną także John Constantine, Nora Fries, Trybunał Sów, Swamp Thing (który tutaj jest vege hipsterem z manbunem na głowie), Mad Hatter oraz rodzina Batmana – Nightwing, Robin i Batgirl. Oczywiście wszyscy po kolei służą przede wszystkim za chodzące żarty. Nightwing ma tak gigantyczne kompleksy z powodu bycia zawsze w cieniu Batmana, że aż się go szkoda robi. Nora Fries czuje, że musi nadrobić stracony w komorze kriogenicznej czas i bardzo odpowiedzialnie chciałaby zrobić to jak najszybciej i jak najbardziej intensywnie. Motyw ludzi głęboko zepsutych, skrzywdzonych i skrzywionych psychicznie wciąż jest bardzo wyraźnie widoczny – szkoda tylko, że ponownie większość dziwolągów i kretynów to mężczyźni. Ostatecznie jednak chodzi głównie o to żeby było się z czego pośmiać, więc można ten wojujący feminizm scenarzystom podarować. Zwłaszcza, że z drugiej strony spektrum mamy kilka naprawdę głębokich, introspektywnych momentów, z prawdopodobnie najlepszym odcinkiem całego serialu na czele.
Harley Quinn (2019) – recenzja 3 sezonu serialu [HBO]. Więcej tego samego, ale mniej krwi i flaków
Serial wciąż wygląda z grubsza tak samo. Modele postaci są charakterystyczne, składające się z bardzo różnego typu brył, zależnie od osobowości danego bohatera. Ten sezon należy przede wszystkim do Ivy, więc to ona dostaje najwięcej nowych ciuchów i fryzur do zabawy, lecz i Harley kilka razy zaskoczy widzów swoimi kreacjami. Tła zasadniczo pasują do stylu całego serialu i nie odwracają uwagi od postaci, lecz w dalszym ciągu uważam, że miejscami są trochę zbyt podstawowe, zbyt ogólnie i płasko narysowane – choć zdarzają się i wyjątki. Tym co nie do końca mi się spodobało jest natomiast odejście od ultra brutalnego stylu, który tak mocno kupił mnie w pierwszym sezonie. Nie zrozum mnie źle, serial wciąż potrafi być krwawy i to w bardzo komiczny sposób, ale czuć, że scenariusz ewoluuje powoli w stronę bardziej konwencjonalnej produkcji o superbohaterach i nie jestem pewien, czy mi się to podoba.
Cała obsada ponownie daje z siebie wszystko, raz za razem racząc widzów świetnie zagranymi dialogami i pojedynczymi tekstami. Harley to zawsze będzie Arleen Sorkin, jasna sprawa, ale Kaley Cuoco naprawdę zrobiła z niej swoją własną postać – nadała jej unikalny ton i charakter, bazujący na pracy Sorkin, ale jednak wyraźnie inny. To nie jest maniakalna narzeczona Jokera, kochająca przemoc niemalże tak bardzo jak on. Ta serialowa Harley ewoluuje powoli w bardziej pozytywną wersję postaci, być może nawet antybohaterkę, czas pokaże. Widać to w szczególności w, moim zdaniem, najmocniejszym z dotychczasowych odcinków, „Batman Begins Forever”, w którym Harley zagłębia się w umysł Bruce'a Wayne'a i w bardzo ludzki, czuły sposób pomaga mu przepracować traumę z dzieciństwa. Być może scenariusze zajmujące się psychiką Batmana to dosyć prosty i bezpieczny sposób na wywarcie mocnego wrażenia, lecz i do ich przygotowania potrzebny jest odpowiedni talent i wyczucie. Scenarzystom „Harley Quinn” udało się przygotować 25 minut telewizji, które bogate jest zarówno w humor, odniesienia do pracy innych autorów historii o Człowieku Nietoperzu, jak i po prostu wzruszające, dobrze pomyślane obrazy.
Trzeci sezon „Harley Quinn” to wciąż świetny serial dający widzom masę humoru i szeroko pojętej rozrywki. Nie jest może tak krwawo, jak na początku, ale to dlatego, że serial powoli dojrzewa i staje się bardziej dogłębnie przemyślany. Nie jestem pewien, czy jest to dla niego dobry kierunek – w końcu siłą tamtych pierwszych odcinków był właśnie zwariowany, nieprzewidywalny klimat, tak doskonale pasujący do postaci głównej bohaterki – lecz na pewno z przyjemnością sprawdzę czwarty sezon, kiedy ten zadebiutuje w przyszłym roku. To u swych korzeni wciąż przede wszystkim świetnie pomyślany portret budowania związków – tak romantycznych, jak i przyjacielskich – i choćby z tego tylko powodu warto poświęcić mu czas.
Atuty
- Świetny i bardzo oryginalny portret Batmana;
- Z wyczuciem opowiada o przyjaźni i trudach bycia w związku;
- Dużo odwołań do filmów, komiksów i innych seriali;
- Każda postać dostaje swoje pięć minut;
- W większości bardzo dobry humor – tak wizualny, jak i oparty na dialogach.
Wady
- Diedrich Bader wciąż nie leży mi jako Batman;
- Mniej brutalny, niż dawniej;
- Ewoluuje powoli w bardziej standardowy serial o Batmanie i przyjaciołach, zatracając część swojego DNA.
„Harley Quinn” wraca z trzecim sezonem! Jest jeszcze bardziej romantycznie i odjechanie, niż dotychczas, ale za to chyba mniej brutalnie. Serial dojrzewa wraz ze swoimi bohaterami, w efekcie dając widzom nie tylko masę rozrywki, ale też kilka całkiem głębokich przemyśleń. Jeśli ktoś jeszcze nie widział, to szczerze polecam.
Przeczytaj również
Komentarze (10)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych