Święta inaczej (2022) - recenzja, opinia o filmie [Monolith]. Inaczej wcale nie znaczy lepiej
Kochająca żona i matka jednego dnia dowiaduje się, że jej mąż ją zdradza, a syn dobrze o tym wiedział. Dzień przed wigilią. Do kompletu drugie dziecko ściemnia, że mieszka w Anglii, w rzeczywistości siedząc w Warszawie z chłopakiem. Wszystko to dzień przed wigilią. Wkurzona do granic możliwości rzuca wszystko w cholerę i postanawia pojechać gdzieś w Polskę, spędzić święta samotnie. Już? Śmiejesz się?
Gatunek komedii - nie tylko w Polsce - nie ma od pewnego czasu lekko. Zastanawiam się, czy to dlatego, że ciągle przyspieszający świat, ciągłe zasypywanie informacjami, ocenianie, przyswajanie i ogólnie internetowy hałas skutecznie znieczulają dzisiejszego przeciętnego widza, któremu nie da się już niemalże dogodzić, czy może rozwiązanie jest znacznie prostsze, bardziej prozaiczne i za ich pisanie biorą się po prostu ludzie o... Nieodpowiednich kwalifikacjach? Nie spodziewałem się zbyt wiele po filmie z tytułem takim jak "Święta inaczej", ale powiem szczerze, że to, co wysmażył nam Patrick Yoka (ten od "Rodzinka.pl" i "Listy do M. 4") i trio Wiktor Piątkowski/Joanna Kozłowska/Anna Siergiej przerosło moje najśmielsze oczekiwania!
Święta inaczej (2022) - recenzja filmu [Monolith]. Czy to na pewno są ludzie, a nie wiarygodnie wyglądające roboty?
Oglądałeś kiedyś taki film jak "The Room", od wizjonerskiego reżysera/scenarzysty/producenta/aktora, Tommy'ego Wiseau? Jest to produkcja tak kompletnie nieudana, zepsuta na każdym jednym etapie pracy twórczej, że nie zdziwiłbym się, gdyby wykładowcy szkół filmowych korzystali z niej do pokazywania swoim studentom jakich błędów powinni unikać. Trudno o bardziej kompleksowe narzędzie edukacyjne. Jednakże, jak powiedział kiedyś Mikołaj Rej: "Polacy nie gęsi, iż swój język mają", więc mimo że Tommy wypiera się swojego poznańskiego pochodzenia i kręci swoje, ekhem, dzieła, ekhem, w Stanach, zawsze można liczyć na ludzi takich jak pan Patrick, którzy chętnie dokopią się do tego samego dna, o które rozbił się Wiseau i z uporem małpy będą skrobać dalej. Różnica polega na tym, że "The Room" miał być ciężkim dramatem, który przerodził się w komedię na skutek kompletnego braku talentu i skrzywionego spojrzenia na świat autora (można wręcz trochę mu współczuć), podczas gdy "Święta inaczej" miały być komedią od samego początku. I owszem, śmiałem się, kilka razy niemalże ryczałem ze śmiechu. Tylko nie w tych momentach, kiedy zaplanowali to sobie twórcy.
Seans rozpoczyna się od szerokiego ujęcia drogi, przy której stoi sztuczny łoś, czy inny renifer. Później ostre zbliżenie jadącej półciężarówki, jakieś pozbawione ciał głosy śpiewające niewprawnie "Cichą noc", cięcie, hałas, samochód leży na boku. Wypada z niego facet w byle jakim stroju Mikołaja, kopie plastikowego zwierzaka i krzyczy, że świąt nie będzie. Po tej, że tak powiem, „scenie”, na ekran wjeżdża sekwencja z tytułem filmu, sklejona pod nijaką piosenkę Piaska. Już sama ta pojedyncza scena jest pięknym zwiastunem tego, co czeka nas dalej. Fałszujący kolędnicy, okropny montaż (nigdy nie widzimy jak to się stało, że samochód się przewrócił - pewnie dlatego, że było to w zasadzie niemożliwe w tamtym miejscu), randomowy Mikołaj rzucający pseudo zabawnym tekstem. Nie dość, że ledwo dałem radę zrozumieć co tam się właściwie wydarzyło, to do kompletu nie wiem jak nawalony musiałbym być żeby mnie to rozbawiło. I dalej wcale nie jest lepiej!
Głównymi bohaterami filmu są pani Ewa (Daria Widawska) oraz jej dzieci, Dorian (Oskar Wojciechowski) i Emma (Wiktoria Gąsiewska). Ewa kocha boże narodzenie i czeka na nie zawsze z wytęsknieniem. Ten rok jest jednak inny ze względów, o których wspominałem wyżej. Fabuła szybko dzieli się na trzy wątki. Ewa jedzie w świat, gdzie poznaje przystojnego konduktora, Wiktora (Karol Dziuba); Dorian wie, że mama jest w rozsypce, więc kiedy wraca do domu i widzi mieszkanie w ruinie, jego pierwszą reakcją nie jest strach, czy mama sobie czegoś nie zrobiła, tylko lekkie zdziwienie, skwitowane urządzeniem nijakiej imprezy; Emma wkurza się na chłopaka, bo ten wstydzi się pokazać ją rodzicom, więc postanawia wrócić do domu, do kochającej rodzinki, w czym pomaga jej jasny punkt całego filmu, przesympatyczny taksówkarz, Wowa (Antoni Sałaj).
Święta inaczej (2022) - recenzja filmu [Monolith]. Szczęście w nieszczęściu. I to na więcej niż jednym poziomie
Mocą tego filmu jest nieziemsko wręcz niski poziom jego realizacji. No nic tutaj nie gra. Sceny są zmontowane tak chaotycznie, że często nie wiadomo do końca co się dzieje. Uwielbiam tę, w której Ewa zostaje okradziona na dworcu. Pan konduktor rzuca się z pomocą, ale wszystko, od pościgu, przez szamotaninę, powrót, kolejną szamotaninę, po oddanie telefonu jest jak gorączkowe majaki nastoletniego dziecka. Złodziej traci torebkę, ucieka, sekundę później wraca, znowu kradnie torebkę i znowu ucieka. Na koniec natomiast sam proces przekazania ocalałego z całego zajścia telefonu właścicielce to już takie kuriozum, że nie sposób nie ryknąć śmiechem. Coś takiego miałoby pewnie problem zostać przepuszczone nawet w skeczu SNL, nie mówiąc już o klasycznej, pełnometrażowej komedii romantycznej. Jakby aktorzy, reżyser i wszyscy inni zapomnieli jak poruszają się, rozmawiają i ogólnie zachowują się istoty ludzkie.
Zarówno reżyser, jak i odpowiedzialny za montaż Paweł Witecki zdają się zupełnie nie rozumieć jak powinna wyglądać scena w filmie. Że powinna opowiadać historię, że powinna dokądś zmierzać, a między kolejnymi cięciami muszą tworzyć się logiczne związki przyczynowo-skutkowe żeby widz był w stanie śledzić co się właściwie dzieje. Tymczasem w "Świętach inaczej" aktorzy regularnie walą do widzów hasłami, a nie zdaniami - nierzadko kompletnie odciętymi od kontekstu - do kompletu zagranymi tak, jakby ktoś się spieszył i cały film kręcił bez dubli, bo przecież może być. Kiedy Gąsiewska stoi obok taksówkarza, który wiezie ją do mamy, patrzy na noworodka w szpitalu i ni z tego ni z owego wypala, że "zawsze o tym marzyła", mając na myśli posiadanie dzieci, jej słowa są tak płaskie, tak dziwnie nieodpowiednie do sytuacji, tak pozbawione emocji, że zaskoczony widz zaczyna się po prostu śmiać. Tyle że to chyba nie miało być śmieszne, a urocze. Po czym scena się kończy. Twórcy filmu kompletnie nie czują klimatu, który próbują stworzyć. Tak samo kiedy w innej sytuacji ktoś słyszy zza drzwi odgłosy seksu, kamera przechodzi na lewo i odsłania stojącą przy drzwiach kilkuletnią dziewczynkę. Wesołą. "Jednak znaleźli trochę radości w to boże narodzenie...", być może myśli sobie. I w tej właśnie chwili załącza się wspomniany już Piasek i zawodzi "wesołych świąt...". No nie da się tego oglądać na poważnie.
"Święta inaczej" to jeden z najzabawniejszych filmów jakie ostatnio widziałem. Niestety głównie przez wzgląd na to jak niewyobrażalnie się nie udał, ale wciąż! Nic, absolutnie nic w tym filmie nie działa. Okropna reżyseria, marne aktorstwo, beznadziejny, pisany bez podstawowej wiedzy na temat tego jak działa człowiek scenariusz, tragiczny montaż, nieudolna, nieprzemyślana, nie prowadząca do niczego zabawa motywami i niespokojna, wiecznie wiercąca się gdzieś kamera, nawet kiedy nie daje to niczego, prócz bólu głowy. Wokal Piaska jest już tylko wisienką na torcie. Dawno już nie widziałem aż tak złego filmu. Uwielbiam go. Polecam TYLKO I WYŁĄCZNIE fanom złego kina, lubiącym znęcanie się nad filmowcami i samymi sobą.
Atuty
- Wowa;
- Tak tragicznie zły, że w pewnym momencie zaczyna niesamowicie wręcz bawić.
Wady
- Właściwie to wszystko inne.
Od czasu do czasu mówię, że film jest bardzo zły, ale nie aż tak żeby można było się z niego pośmiać. No więc nie tym razem! "Święta inaczej" to jeden z najgorszych filmów jakie widziałem. I uśmiałem się na nim do łez... Tylko nie tam, gdzie zaplanowali to twórcy.
Przeczytaj również
Komentarze (1)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych