Pewnego razu na krajowej jedynce (2022) – recenzja i opinia o serialu [Netflix]. Stawka większa niż życie
Mierzący się z uzależnieniem i krnąbrną nastoletnią córką ojciec, kobieta po nieudanym związku i bez większych szans na sukces, oraz chłopak, który za wszelką cenę chce się uwolnić od natarczywej matki, ruszają wspólnie w wielokilometrową podróż. Każdemu z nich w rozpoczęciu nowego życia przydałaby się kasa. Traf chce, że całkiem okrągła sumka idealna do podziału się znajduje i to w bagażniku samochodu, jakim obecnie jadą. W pościg za nimi rusza także bezwzględny i nieco pokręcony złodziej. Zapraszam do recenzji czarnej komedii „Pewnego razu na krajowej jedynce”.
Czy ostatnie 12 miesięcy na Netflixie można uznać za rok stojący pod znakiem polskich produkcji? Na pewno nie. Wykazalibyśmy się jednak sporym brakiem spostrzegawczości, gdybyśmy nie zauważyli tych kilkunastu propozycji, jakie w minionych kwartałach zadebiutowały na platformie, co jest tylko jasnym sygnałem, że zapowiedziana w zeszłym roku współpraca z twórcami znad Wisły wchodzi w kolejny etap. Choć w głównej mierze efektem końcowym są raczej średnie historie, to Polakom nie można odmówić jednego – dzięki środkom zainwestowanym przez streamingowego giganta mogą oni bawić się koncepcjami i formami. „Pewnego razu na krajowej jedynce” można śmiało uznać za przyzwoity eksperyment, który sięga do gatunku czarnej komedii i filmów braci Coen.
Pewnego razu na krajowej jedynce (2022) – recenzja serialu [Netflix]. Zwyczajni bohaterowie w nadzwyczajnej sytuacji
Leon (Juliusz Chrząstowski) za wszelką cenę chce chronić swoją niezwykle bystrą, ale często wpadającą w kłopoty, córkę. Kiedy Dianka przekazuje mu niecodzienną wiadomość, mężczyzna daruje sobie kolejny łyk wody ognistej i pędzi do lombardu, by zyskać trochę środków na wyjazd do Czech. By nieco się odkuć zabiera w podróż dwóch dodatkowych pasażerów – Klarę oraz Wojtka. Ta pierwsza właśnie zakończyła pozbawiony uczuć związek, natomiast drugi poznał w sieci dziewczynę, kreując całkowicie nierealny obraz swojego życia. Zamiast charyzmatycznego ghostwritera pochodzącego z Włoch, jego wybranka ma poznać młodego nieudacznika nadal żyjącego z nadopiekuńczą i dominującą mamusią. Tak oto otrzymujemy całkiem smutny pakiet ludzi, którzy znajdują się na krawędzi, a Cieszyn jest dla nich nie tylko miejscem docelowym, ale szansą na nowy początek. Zwykłe zrządzenie losu sprawia, że ich drogi krzyżują się z typem, który całkiem niedawno napadł na bank i ukradł sporą kwotę. Rozpoczyna się ich walka o bardzo wysoką stawkę – i nie mam na myśli tylko 2 milionów.
Od początku do końca recenzowanego „Pewnego razu na krajowej jedynce” nie dowiemy się wystarczająco dużo na temat naszych głównych bohaterów – choć niektóre ich historie są pokrótce nakreślane w przeplatających się z obecnymi wydarzeniami scenach retrospekcji, nie jesteśmy w stanie dogłębnie poznać ich psychiki czy decydujących o ich zachowaniach doświadczeniach. Niestety, ani Leon, ani Dianka, których relacja wydaje się mieć całkiem przyzwoitą dynamikę, nie doczekali się swoich 5 minut pozwalających na zagłębienie się w ich przeszłości, jaka sprawiła, że on ma problem z alkoholem, a ona za wszelką cenę chce zwrócić na siebie uwagę, wpadając w coraz większe tarapaty. W zamian jednak otrzymaliśmy kilka dodatkowych scen koncentrujących się na pozostałych pasażerach, lecz, co tu dużo mówić, nie są oni zbyt interesującymi personami. W gruncie rzeczy scenarzystka Dorota Trzaska, kierując się poniekąd mocnymi inspiracjami twórczością Coenów, stworzyła bardzo stereotypowych i niewyróżniających się bohaterów, których życie wielokrotnie nie oszczędza – no może poza przebiegłą i wyszczekaną Dianką, która na łeb kładzie dorosłych i wielokrotnie jest w stanie ich przechytrzyć.
Wcielająca się w nią Maja Wolska radzi sobie raz lepiej, raz gorzej, lecz jej gra aktorska jest bezpośrednio związana z pomysłem autorów scenariusza na tę postać – z tym więc bywa bardzo nierówno. Odnoszę wrażenie, że w „Pewnego razu na krajowej jedynce” ekipa aktorów wywiązała się ze swojego zadania na tyle, na ile mogła. Brawurowo swoją postać przedstawił Łukasz Garlicki (Emil), który nie mówi zbyt wiele, ale przede wszystkim działa – głównie niezgodnie z prawem i wszelkimi zasadami logiki. Pokazanie go jako jednego z kluczowych antagonistów wydaje się równie śmieszne, co zdumiewające, choć jego brutalność i nieobliczalność sprawiają, że nie do końca wiemy, czego się spodziewać po każdej scenie z jego udziałem. Trzymając kilka srok za ogon i pragnąc przedstawić jak najwięcej w ciągu zaledwie 6 odcinków liczących około 30 minut, twórcy wiodą nas poprzez scenerie leśne, by w końcu wylądować w zaciszu zapyziałego hotelu, który zdaje się jeszcze mocniej oddawać beznadziejność położenia bohaterów, ale aż tak bardzo nie odświeża opowieści.
Pewnego razu na krajowej jedynce (2022) – recenzja serialu [Netflix]. Klimat wylewa się z ekranu, ale...
Przyjęta realizacja znakomicie odwzorowuje nieco niepokojący, bardzo pokręcony i troszkę mroczny klimat produkcji. Sceny przemocy, kiedy jucha leje się bez opamiętania, podkreślają, z jaką produkcją mamy do czynienia. Ujęcia często zrealizowane są statyczną kamerą, scenografie stacji paliw, motelu czy mieszkań postaci wydają się żywcem wyciągnięte z końcówki poprzedniego wieku, a hotel pełen neonów i krzykliwych kolorów zdaje się na wejściu krzyczeć, że nie jest miejscem, w którym można należycie wypocząć w trakcie przerwy w podróży. Wszystko to sprawia, że świat przedstawiony w „Pewnego razu na krajowej jedynce” jest po prostu dobijający i przykry – dlatego kibicujemy bohaterom, by wreszcie pokonali wszystkie przeszkody na swojej drodze i mogli nacieszyć się kasą.
Grzegorz Jaroszuk i Jakub Piątek sprawnie łączą kilka gatunków – thrillera, filmu drogi i czarnej komedii – czego efektem jest całkiem przystępna propozycja. Tutaj reżyseria, praca kamery i wykorzystana estetyka znakomicie się wzajemnie uzupełniają, ale ich tropem trochę nie nadąża scenariusz, który w drugiej połowie nieco nie domaga. Jeżeli od pierwszego odcinka „Pewnego razu na krajowej jedynce” nie zwróciło Waszej uwagi, to nie wróżę zbyt przyjemnych doznań podczas reszty seansu. W pewnym momencie orientujemy się, że pomimo całkiem solidnych podstaw i obiecującego początkowego założenia autorzy trochę się pogubili, pokazując bohaterów biegających z miejsca na miejsce, którzy tak naprawdę nie wiedzą, czego chcą od życia i o co im chodzi. Wzajemne kłótnie, obwinianie się czy brak konkretnego planu działania sprawiają, że czuje się lekkie znużenie – i aż tak bardzo nie ratują tego nowe wątki wiecznie nafuranego alfonsa oraz jego sprytnej pracownicy czy bardzo realistyczne dialogi.
Skłamałabym jednak twierdząc, że „Pewnego razu na krajowej jedynce” nie sprawia frajdy. Jeżeli tylko złapiecie bakcyla, to ten serial może zapewnić całkiem miły wieczór – nie ukrywam jednak, że jeszcze większe wrażenie mógłby wywrzeć na odbiorcach, gdyby został zrealizowany w formie tradycyjnego filmu, w którym pewne momenty nie byłyby aż tak rozwleczone. Dla entuzjastów gatunku polska produkcja Netflixa może okazać się nie lada niespodzianką – jest mrocznie i przygnębiająco, ale bywa także groteskowo, zaskakująco i brutalnie. Ten eksperyment można zaliczyć do całkiem udanych.
Atuty
- Nie brakuje żartów sytuacyjnych
- Mroczne poczucie humoru
- Gęsta atmosfera, groteska i nonsens
- Sceny przemocy
- Wartkie tempo akcji
- Muzyka bardzo dobrze uzupełnia atmosferę
Wady
- Nie jest to zbyt skomplikowana fabuła
- W pewnym momencie po prostu wieje nudą
- Potencjał był ogromny, ale koncepcja od początku do końca nie została aż tak dobrze zrealizowana
- Postać Emila mogła otrzymać znacznie więcej czasu
- Od zakończenia wymagałabym trochę więcej
„Pewnego razu na krajowej jedynce” to całkiem wdzięczne połączenie czarnej komedii z innymi gatunkami, które momentami może Was wymęczyć pewnym brakiem pomysłu na fabułę. Ujęcia, reżyseria oraz przedstawienie historii są całkiem przyzwoite, więc warto dać tej polskiej produkcji szansę – jeden odcinek pozwoli Wam się przekonać, czy warto brnąć dalej.
Przeczytaj również
Komentarze (12)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych