Ktoś z nas kłamie (2021) – recenzja, opinia o 2 sezonie serialu [Netflix]. Komu można zaufać?
Pierwszy sezon serialu skończył się tak jak się zaczął - śmiercią jednej z postaci. Nie była to jednak dobra osoba. Czwórka z Bayview miała nadzieję, że oznacza to wreszcie koniec ich kłopotów, prześladowania i wytykania palcami. Nie mają pojęcia, że prócz nich, w lesie był tamtej nocy ktoś jeszcze. Ktoś kto nagrał co zrobili i nie zamierza tak tego zostawić. Kim jest „Simon mówi” i czego chce od naszych głównych bohaterów?
Pierwszy sezon serialu oparto na książce Karen M. McManus pod tym samym tytułem. Nie jest to żadne wybitne dzieło – ot, kryminał dla nastolatków. Trzeba jednak przyznać, że intryga potrafi być wciągająca (nawet jeśli zakończenie było trochę meh), a mocno stereotypowe nastolatki w głównych rolach z początku dają poczucie komfortu, bo temat jest nam znany, lecz z czasem każde z nich ma szansę ewoluować i pokazać się z mniej oczywistej strony. Cieszyłem się, kiedy serial skończył się inaczej, niż książka, ponieważ zostawiało to scenarzystom furtkę do napisania kolejnego sezonu, jeśli pierwszy tylko się przyjmie. Z drugiej strony, kiedy dzisiejsi scenarzyści muszą napisać coś samodzielnie, nie mając oryginalnej książki na podkładkę, efekty potrafią być bardzo... różne. Jak wyszło dzisiaj?
Ktoś z nas kłamie (2021) – recenzja 2 sezonu serialu [Netflix]. Ciekawa zagadka z takim sobie rozwiązaniem
Zagadka śmierci Simona z pierwszego sezonu znalazła już swoje rozwiązanie, więc scenarzyści musieli wymyślić zupełnie nowy konflikt, który trzymałby się do kupy z tym wcześniejszym. Padło na osobę podszywającą się pod Simona, piszącą do Bronwyn (Marianly Tejada Burgos), Addy (Annalisa Cochrane), Nate'a (Cooper van Grootel) i Coopera (Chibuikem Uche) jako „Simon mówi”. A co mówi? Że wie, co zrobili w Halloweenową noc na imprezie u Jake'a. Aby kupić jego milczenie, nasi bohaterowie zmuszani są do robienia różnych zadań (jak w grze). Czasami są one po prostu uwłaczające, ale od czasu do czasu szantażysta żąda od swoich celów robienia rzeczy, które są niezgodne z prawem, niebezpieczne, nieodpowiedzialne. Nie mogą pójść na policję, bo musieliby przyznać się do tego, co zrobili, ale nie mogą też przecież pozwolić dać sobą sterować do końca życia. Trzeba ustalić kim jest szantażysta i dlaczego to robi.
Intryga ponownie wciąga jak bagno. W pewnym momencie na celowniku widza pojawia się już tylu podejrzanych, że można zacząć się zastanawiać, czy to nie jakiś szerszy spisek. Niestety, jak to wśród produkcji dla młodych dorosłych czasami bywa, część zwrotów akcji i rozwiązań pewnych spraw jest tak niedorzeczna, że skutecznie wybija widza z klimatu. Przykład pierwszy z brzegu – już na początku sezonu Bronwyn postanawia zapłacić pseudo Simonowi okup w zamian za milczenie. Lecz przede wszystkim zamierza po prostu przyczaić się gdzieś niedaleko miejsca zostawienia torby z pieniędzmi i zobaczyć, kto ją zabierze. Prosty i elegancki plan, co nie? Niby tak, ale nagle zjawia się Nate i tak bardzo pochłania ich rozmowa, że nie zauważają nawet kiedy walizka znika... Serio? Mieli jedno zadanie. Brzmi to jak z kreskówki dla maluchów, a nie poważnego kryminału. Podobne przykłady można mnożyć i mnożyć. Trzeba jednak przyznać, że zazwyczaj sprawdzanie tropów, śledzenie podejrzanych i szukanie poszlak jest należycie zajmujące.
Mam natomiast niewielki problem z rozwiązaniem całej zagadki. Tak jak twórcy ewidentnie dołożyli starań aby powiązać ze sobą oba sezony, tak samo przedstawienie tego powiązania pozostawia trochę do życzenia. Zasadniczo nie ma tu delikatnych wskazówek, które mogłyby pozwolić widzom snuć własne domysły. Po prostu w finałowym odcinku dostajemy zrzut informacji, który wrzuca wszystko w odpowiedni kontekst i... już. Ciesz się. Niby wszystko się kupy trzyma, ale jakieś takie mało satysfakcjonujące jest.
Ktoś z nas kłamie (2021) – recenzja 2 sezonu serialu [Netflix]. W większości te same postacie, ale chyba powoli ewoluują
Równie istotny jak ten sensacyjny, jest wątek miłosny (a właściwie to wątków cała masa). Nate gania się z Bronwyn, ale nie mogą się zgrać, bo ona chciałaby żeby on wykonał pierwszy ruch, a on z kolei boi się, że nie jest dla niej dostatecznie dobrą partią. Siostra Bronwyn, Maeve (Melissa Collazo) chciałaby być z przyjaciółką Simona, Janae (Jess McLeod). Problem w tym, że ta druga próbuje właśnie ustalić swoją tożsamość seksualną/płciową i kompletnie sobie z tym nie radzi, co zrodzi, oczywiście, masę niepotrzebnych problemów. Cooper wreszcie przyznał się publicznie, że jest gejem, ale wypłynął z tego nowy problem – interesujące się nim drużyny sportowe chciałyby zrobić z niego i jego chłopaka medialną parę, wokół której można by robić szum. Nie wiedzą, że chłopaki się rozstali. A Addy? Jej na razie randkowanie nie w głowie, co nie znaczy, że nie widuje się regularnie z jednym chłopakiem, z którym regularnie odbywają ciekawe rozmowy. To jedne z bardziej intrygujących scen tego sezonu i im mniej o nich opowiem, tym lepiej.
Relacje między postaciami wciąż się zacieśniają, ale nie można powiedzieć aby scenarzyści zabierali ich w jakieś ciekawe, nieoczywiste miejsca. To raczej powolna, metodyczna ewolucja, aby nie powiedzieć dreptanie w miejscu. Na szczęście wygląda na to, że wcielający się w nich aktorzy rzeczywiście czują do siebie jakąś tam sympatię, dzięki czemu oglądanie ich interakcji zawsze wypada wiarygodnie i ciekawie. W tym sezonie większą rolę dostała również Vanessa (Sara Thompson), w tamtym roku dosłownie chodzący żart, zlepek kilku mało pochlebnych stereotypów, a w tym... Cóż, też. Przynajmniej do czasu. W drugiej połowie sezonu Vanessa dostaje cały odcinek tylko dla siebie i choć wciąż zachowuje się jak najbardziej irytująca, pusta blondi na świecie, to na przestrzeni odcinka poznajemy ją również z bardziej ludzkiej strony, a ostatecznie da się ją nawet polubić!
Drugi sezon „Ktoś z nas kłamie” to wciąż udane połączenie thrillera w stylu „whodunnit” z dramą dla nastolatek. Proporcje elementów kryminalnych i miłosnych pozostają nieźle wyważone, choć w niektórych momentach miałem już dosyć tego kto się z kim całował i dlaczego jest zazdrosny. Młoda obsada dobrze radzi sobie ze swoimi rolami, a reżyseria pozostaje sprawna na przestrzeni wszystkich ośmiu odcinków, dzięki czemu bardzo łatwo jest dać się porwać opowiadanej historii i zacząć podejrzewać dobrą połowę całej obsady. Jedynie samo rozwiązanie mogłoby być odrobinę mocniej zasugerowane, bo na ten moment przypomina trochę rozwiązanie „Krzyku 2”, którym zresztą cały sezon jest wyraźnie zainspirowany. Wciąż – całkiem niezłe porównanie jak na netflixowy serial młodzieżowy z 2022 roku.
Atuty
- Wciągająca intryga;
- Niezłe nowości w obsadzie i należycie wyeksponowane już znane postacie;
- Wątek Addy i Jake'a;
- Młodzieżowa, wpadająca w ucho ścieżka dźwiękowa;
- Kilka całkiem wzruszających momentów.
Wady
- Niektóre decyzje scenariuszowe i pojedyncze reżyserskie boleśnie biedne i naiwne;
- Zakończenie niby wkomponowane w resztę fabuły, ale kiepsko sygnalizowane na przestrzeni całego sezonu;
- Trochę za dużo romansu, a za mało suspensu – miejscami.
„Ktoś z nas kłamie” wraca z drugim sezonem i daje radę w całkiem naturalny sposób kontynuować, zdawać by się mogło, że zakończoną historię. Solidna obsada i sprawa reżyseria sprawiają, że człowiek najchętniej obejrzałby i cały sezon naraz. Zakończenie psuje odrobinę efekt końcowy i miejscami reżyser zdaje się nie szanować inteligencji widza, ale i tak nie jest źle!
Przeczytaj również
Komentarze (6)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych