Alice in Borderland (2020) - recenzja, opinia o 2 sezonie serialu [Netflix]. Makao i po makale
Dwa lata temu Arisu i jego znajomi dali radę ukończyć wszystkie numerowane gry, czym zakończyli pierwszą fazę morderczej zabawy. Teraz będą musieli zmierzyć się z figurami, w tym z najbardziej przebiegłymi królami poszczególnych kolorów. Czy ich nagrodą będzie możliwość powrotu do domu?
Przyznam, że pierwszy sezon "Alice in Borderland" zrobił na mnie bardzo pozytywne wrażenie. Japońska wariacja na temat "Alicji w krainie czarów", z morderczym twistem i poprzetykaną zagadkami fabulą. Trochę trzeba się było naczekać żeby cała intryga skrystalizowała się w chociaż odrobinę wyraźny sposób, a i japoński styl gry aktorskiej nie każdemu musiał podejść, ale ja wkręciłem się na tyle mocno, że zaraz po skończeniu oglądania, zamiast grzecznie czekać dwa lata na kolejny sezon, przeczytałem niemalże na raz całą mangę. I tak jak pierwszy sezon potrafił co nieco różnic się od materiału źródłowego, tak już drugi sezon blisko trzyma się komiksu... Choć, niestety, dosyć znacząco go przy tym spłyca, co jednak jest poniekąd wytłumaczalne ze względu na naturę formy, jaką jest serial.
Alice in Borderland (2020) - recenzja 2 sezonu serialu [Netflix]. Emocje w japońskim wydaniu
Drugi sezon poświęca znacznie więcej czasu pobocznym postaciom, które w pierwszej paczce odcinków były jedynie tajemniczymi "raczej"-sojusznikami Arisu. Poznajemy kolejne szczegóły na temat przeszłości Usagi, dowiadujemy się kim w normalnym świecie był Chishiya. Nawet zdecydowanie mniej sympatyczni bohaterowie jak poparzony, ale wciąż żywy Niragi dostają swoje pięć minut. Scenarzyści dobrze wykorzystują te ich retrospekcje, sprawiając, że widz zaczyna czuć jakąś tam sympatię nawet do najbardziej zepsutych, złośliwych postaci. Pod tym względem sezon jest znacznie bardziej emocjonalny, niż ten sprzed dwóch lat. Momenty takie, jak końcówka siódemki kier są tu raczej standardem.
Problemem może być natomiast aktorstwo. Azjatycka stylówa rządzi się swoimi prawami i albo się to lubi (lub chociaż akceptuje) albo nie. Generalnie aktorzy regularnie zachowują się, gestykulują i robią grymasy jak oryginały z kart komiksu. Ale fakt, że coś wygląda dobrze i całkiem naturalnie na nieruchomych planszach mangi nie oznacza, że będzie wyglądało równie dobrze w ruchu. Osobiście nie przeszkadzają mi wykręcone pozy i podkręcona na 200% mimika twarzy, ale absolutnie rozumiem tych, dla których jest to problem nie do przeskoczenia. W szczególności wcielający się w Arisu Kento Yamazaki sprawia często wrażenie jakby za punkt honoru postawił sobie odtworzenie swojej postaci jeden do jednego. Torpeduje to odrobinę te bardziej emocjonalne momenty, bo subtelności w tych scenach zwyczajnie i po ludzku nie ma.
Alice in Borderland (2020) - recenzja 2 sezonu serialu [Netflix]. Ładny ten Borderland...
Jak na złość akurat te postacie, którym przydałoby się trochę więcej splendoru, wydają się być go pozbawione. Sztandarowym tego przykładem jest Kyuma, król trefl. Zastanawiałem się jak autorzy serialu przedstawią go na ekranie, bo w mandze jest to ten większy niż życie nudysta, gadający o przyjaźni i w jaki sposób można prawdziwie kogoś poznać. Łatwo jest jednak stworzyć kogoś takiego do komiksu, bo można strategicznie operować cieniami i kadrami tak, aby nigdy nikogo nie zgorszyć. A jak zrobił to serial? Zaskakująco, bardzo dobrze. Kyuma łazi non stop z tyłkiem na wierzchu i nawet regularnie widzimy go z przodu, ale zawsze akurat coś zasłania przestrzeń pod pępkiem. Ukłony dla reżysera i operatora za sprawne przygotowanie ruchu kamer tak, aby całość wyglądała możliwie dynamicznie i przy tym wiarygodnie i zabawnie. Problemem jest natomiast sam Kyuma, ponieważ wcielający się w niego Tomohisa Yamashita gra go zbyt sztywno, zbyt poważnie i bez wyrazu. Akurat ten jeden raz, kiedy bardziej ekspresyjny aktor pasowałby idealnie!
Już pierwszy sezon robił wizualnie raczej sympatyczne wrażenie, ale drugi i tak go przebija. Pierwszy odcinek rozpoczyna się od całkiem mocnego pościgu połączonego z atakiem snajpera. W jednym z późniejszych odcinków na naszych oczach uruchamia się obroża udekorowana nabojami od strzelby. Spodziewałem się większego gore, ale i tak efekt jest mocny tematycznie i satysfakcjonująco wykonany. A później dostajemy jeszcze efekty takie jak kwas wylewany na głowę ofiary, pięknie wykonane miasto odzyskane przez naturę, rodem z "The Last of Us" i parę innych wizualnych ciekawostek, które już przemilczę, bo spoilery.
Drugi sezon "Alice in Borderland" to bardzo udane dokończenie historii rozpoczętej dwa lata temu. Stawka od początku jest wysoka, a historie poszczególnych postaci interesujące. Część gier wydaje się być odrobinę przekombinowana (a może to tylko niewyobrażalny geniusz i fart uczestników nie pozwala mi się w pełni w nie wczuć?), a teatralne aktorstwo Japończyków nie każdemu podejdzie, lecz moim zdaniem jest to absolutnie warty polecenia thriller science-fiction i aż przykro mi, że ludzie zachwycają się "Squid game", ale o Borderlandach nawet nie słyszeli.
Atuty
- Ciekawie rozwija już znane postacie i wprowadza kilka nowych;
- Dynamicznie, ładnie nakręcony;
- Solidne CGI;
- Skutecznie gra na emocjach widza;
- Całkiem wiernie trzyma się mangowego oryginału;
- Satysfakcjonujący finał.
Wady
- Tytułowy bohater jest bodajże najsłabszym ogniwem całego serialu;
- Przesadna teatralność u części obsady i niedostateczna u innych;
- Niektóre scenariuszowe skróty spłycają, albo wręcz niszczą elementy fabuły.
"Alice in Borderland" wraca z drugim sezonem i w pełen napięcia i emocji sposób dokańcza napoczętą dwa lata wcześniej historię. Jest bardzo japońsko i nie tak przejrzyście jak w mandze, ale to wciąż bardzo sympatyczny, wciągający thriller. Polecam.
Przeczytaj również
Komentarze (34)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych