Oszustwo (2023) - recenzja, opinia o filmie [Apple]. Kto pod kim dołki kopie...
Cztery, z pozoru zupełnie zwyczajne osoby, lecz każda z nich skrywa jakąś tajemnicę. W środku, pomiędzy nimi, przedsiębiorca w podeszłym wieku i jego astronomiczna fortuna. Cztery historie, które powoli ujawnią prawdę o każdym z nich i pozwolą ustalić o co w tej historii tak naprawdę chodzi.
Reżyser dzisiejszego filmu, pan Benjamin Caron, nakręcił kilka imponujących odcinków uznanych seriali, jak choćby ostatnio siódmy, jedenasty i dwunasty odcinek genialnego "Andor", który jest tak dobry że nie jestem w stanie wystarczająco bardzo go polecić. Oczywiście nikt nie jest doskonały, więc przed "Andorem" Caron usiadł na stołku reżyserskim finałowego odcinka "Sherlocka" z Benedictem Cumberbatchem - chociaż wydaje mi się, że w tamtym przypadku sprawę załatwił scenariusz, a nie reżyseria. Zrobił też kilka dobrze przyjętych "teatrów telewizji" do spółki z innymi reżyserami, ale nigdy jeszcze nie pracował nad klasycznym filmem pełnometrażowym. Przynajmniej do tej pory. I tak jak trzeba mu przyznać, że w kwestii dyrygowania aktorami, ustalania klimatu poszczególnych scen, czy doboru muzyki poradził sobie bardzo dobrze, tak czuć w "Oszustwie" pewną teatralność i być może nawet serialowość, których raczej nie powinno tam być. Ale po kolei. W najbliższych dwóch akapitach będę w bardzo ogólny sposób nawiązywał do fabuły filmu. Nic strasznego, ale osobom wyczulonym na spoilery zalecam przeskoczyć od razu do drugiego śródtytułu. Tak na wszelki wypadek.
Oszustwo (2023) - recenzja filmu [Apple]. Historia spowita tajemnicą, schowana w pudełko spowite inną tajemnicą
Tom (Justice Smith) jest właścicielem małej, nastrojowej księgarni. Pewnego dnia poznaje Sandrę (Briana Middleton), inteligentną, młodą dziewczynę, fankę literatury. Zaczynają się umawiać i zdawać by się mogło, że ich spotkanie było zrządzeniem losu - są dla siebie wręcz idealni. Przynajmniej dopóki nie okaże się, że Sandra dźwiga ze sobą całkiem spory bagaż, w postaci wykolejonego brata, który regularnie ładuje się w tarapaty. A to jedynie czubek góry lodowej problemów, w których znajdują się bohaterowie filmu, ponieważ za każdym razem, kiedy widzowi wydaje się, że rozumie już dokładną naturę i skalę problemu, że wygrzebał się już z tej metaforycznej kupy gówna, w którą wpadli bohaterowie, okazuje się, że jest to ledwie jedna z wielu, wielu kolejnych warstw, składających się ostatecznie na stolcowy Mount Everest.
Na kolejnych etapach produkcji poznajemy resztę bohaterów tej historii. Jest cwany, przebiegły i przy tym w równych częściach uwodzicielski i oślizgły Max (Sebastian Stan), jego kochająca, acz nie potrafiąca do niego dotrzeć matka, Madeline (Julianne Moore) i jej chłopak, inteligentny, a przy tym dosyć bezwzględny w swoich decyzjach biznesmen, Richard (John Lithgow). Jak już wspominałem, każde z nich ma jakieś drugie dno, jakiś sekret, czy nawet kilka sekretów, które mogą całkiem radykalnie zmienić nasze postrzeganie tego jakimi są ludźmi. Z pozoru nie mające ze sobą większego związku wątki łączą się w jedną całość, a historia okazuje się być znacznie bardziej intymna, niż można by się z początku spodziewać. Nie mogę jednak powiedzieć już nic więcej, ponieważ właściwie wszystko, co można napisać o fabule tego filmu jest potencjalnym spoilerem.
Oszustwo (2023) - recenzja filmu [Apple]. Piękne obrazy nie odwrócą naszej uwagi od faktu, że finał niedomaga
Film bardzo szybko i sprawnie buduje w widzu poczucie paranoi. Najpierw dostajemy krótkie wytłumaczenie tytułu w języku angielskim, które natychmiast mówi nam, że ktoś w filmie jest, cóż... Oszustem. Wytężamy więc wzrok i słuch, szukamy poszlak. Kamera regularnie ustawia się w intrygujących miejscach, dając nam wespół ze ścieżką dźwiękową i oświetleniem obrazy bardzo sugestywne, czasami nakazujące zwrócić uwagę na jakąś postać, innym razem odwracające uwagę od bohaterów. Reżyser niebanalnie operuje światłem i cieniem, regularnie pozwalając zachwycić się przygotowanymi przez siebie kadrami. Robi to specjalnie, aby odciągnąć naszą uwagę od szukania oszusta. Ponieważ jeśli skupić się na tym co postacie robią, jak i o czym mówią, rozwiązanie zdaje się być banalne. Lecz może jest to jedynie zasłona dymna, która ma odwrócić naszą uwagę od znacznie bardziej subtelnych wskazówek?
Nie. Absolutnie tak nie jest. Film raz za razem wyciąga nam dywanik spod nóg, lecz tak naprawdę zaskoczyć damy się... Być może raz. I to też zależy od widza. Praktycznie za każdym razem na kilometr czuć co się zbliża, kto ma jaki zamiar i za każdym jednym razem dostajemy dokładnie ten rezultat, którego się spodziewamy. To wręcz dosyć zabawne jak naiwni są bohaterowie filmu, zwłaszcza że część z nich - teoretycznie - dosłownie zarabia oszukiwaniem innych na życie. Tymczasem każdorazowo dają się nabrać na numery, których widzowie spodziewali się już od dłuższego czasu. Niesamowicie psuło mi to przyjemność z obcowania z kolejnymi zwrotami akcji. Jasne, cała historia jest komicznie nierealistyczna i jestem w stanie się z większością tych absurdów pogodzić, jednak gdzieś trzeba tę granicę postawić. Moim zdaniem "Oszustwo" przekracza ją, później wraca i dla zabawy przeskakuje nad nią jeszcze kilka razy.
To powiedziawszy, jestem przekonany, że masa ludzi nie będzie miała ze scenariuszem Briana Gatewooda i Alessandro Tanaki takiego problemu jak ja. Zdaję sobie sprawę, że wiele osób lubi po prostu włączyć sobie film i dać mu się porwać, nie zastawiając się zbyt wiele nad tym co właśnie się dzieje i co to może oznaczać. Dla nich ocena końcowa mogłaby spokojnie poszybować o dobre dwa oczka wyżej. Aktorzy dobrze bawią się w swoich rolach, zazwyczaj wypadając bardzo wiarygodnie, co dodatkowo ułatwia im charakter filmu. Może jedynie Julianne Moore, o dziwo, bardzo dziwnie i nieprzekonująco zagrała jedną scenę, o której lepiej żebym się nie rozpisywał. Smith jest równie monotonny i znudzony wszystkim jak zawsze, Middleton jest niesamowicie urokliwa, a Stan sprawia wrażenie osoby, której odrobinę brzydziłbym się dotknąć. Jakby był odrobinę mniej pokrzywdzonym przez los bratem Tommy'ego Wiseau. Zarówno oni, jak i dobra warstwa audiowizualna, sprawiają, że można dać "Oszustwu" szansę. Chyba że ktoś jest uczulony na niedopracowane scenariusze. Wtedy raczej odradzam.
Atuty
- Dobrze brzmi i wygląda;
- Mocna obsada, wyraźnie dobrze bawiąca się w swoich rolach;
- Jeden zwrot akcji goni drugi;
- Całkiem zgrabnie zapętlająca się historia...
Wady
- ...Której ostatecznie brakuje lepiej przemyślanego finału;
- Justice Smith mógłby się wreszcie obudzić;
- Bardzo ciężko jest uwierzyć w niektóre elementy scenariusza.
"Oszustwo" to całkiem ciekawie zapowiadający się thriller z solidną obsadą i intrygującymi wizualiami, który bliżej końca zaczyna trącić nieco absurdem. Ostatecznie jednak jest to całkiem przyjemny, szybko mijający film. Można przy okazji sprawdzić, jeśli nie jest się wyczulonym na scenariuszowe niedociągnięcia.
Przeczytaj również
Komentarze (8)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych