Przybłędy (2023)

Przybłędy (2023) - recenzja, opinia o filmie [Netflix]. Kiepski dreszczowiec, który miał potencjał

Piotrek Kamiński | 23.02.2023, 21:00

Kobieta panicznie wstydząca się faktu, że jest ciemnoskóra zaczyna popadać w paranoję, kiedy w jej eleganckim, białym miasteczku pojawiają się... Dwie czarnoskóre osoby! Kim są i czego od niej chcą? A może to wszystko tylko majaki wywołane lekami?

Ja rozumiem, że każdy reżyser i scenarzysta musi gdzieś zacząć i nie każdy jest geniuszem, nie urodził się z kamerą w tyłku żeby z marszu strzelać w publiczność nie wiadomo jakim dziełem sztuki, ale debiutujący w roli reżysera filmu pełnometrażowego i scenarzysty Nathaniel Martello-White i tak wziął mnie kompletnie z zaskoczenia. Dawno już nie widziałem filmu tak nijakiego, tak nie mającego nic konkretnego do powiedzenia, tak źle zakończonego, tak marnującego czas widza, a przy tym miejscami tak ciekawego wizualnie i wcale nieźle zagranego. Pozwala mi to przypuszczać, że gdyby dać panu Nathanielowi sensownego scenarzystę, to mogliby wspólnie stworzyć coś rzeczywiście ciekawego. Ale on niech już lepiej nie pisze. Albo chociaż da to później komuś do przeczytania.

Dalsza część tekstu pod wideo

Przybłędy (2023) - recenzja filmu [Netflix]. Niezdecydowany scenariusz utrudnia widzowi wciągnięcie się w opowiadaną historię

Neve, perfekcyjna pani domu i paru innych miejsc

Neve (Ashley Madekwe) prowadzi spokojne, ciasno uporządkowane życie w niewielkiej, angielskiej miejscowości. Ma kochającą rodzinę, jest dyrektorką prywatnej szkoły, udziela się również charytatywnie i społecznie. Wszystko w jej życiu jest wymierzone niemalże jak od linijki. Dlatego kiedy w jej miasteczku pojawiają się nagle dwie nowe, czarnoskóre postacie, które zdają się coś od niej chcieć – przyglądają jej się, kręcą się wokół niej i jej rodziny – jej pieczołowicie budowany porządek zaczyna się rozpadać, co odbija się dosyć mocno na jej psychice. Kim są tajemniczy nieznajomi i czego chcą?

Tak naprawdę tajemnica związana z tożsamością tytułowych przybłęd rozwiązuje się dosyć szybko i nie jest nawet przesadnie trudna do wymyślenia. Byłem tym faktem solidnie zbity z tropu, ponieważ w pierwszej połowie filmu reżyser pokazuje nam, że Neve łyka jakieś gigantyczne, czerwone pigułki, w przynajmniej jednej sytuacji widzi nieznajomego mężczyznę jako jedyna z zebranych i do kompletu męczą ją dziwne sny, w których jej naturalne włosy, które zazwyczaj trzyma schowane pod peruką, rosną gwałtownie i oplatają ją niczym macki. Widz może przypuszczać, że główna bohaterka cierpi z powodu problemów psychicznych, a charakter tych jej przywidzeń sugeruje, że wstydzi się swojej ciemnej skóry, swojego pochodzenia. I tak jak ten ostatni element zdecydowanie jest prawdziwy – czarnoskóre osoby nie pasują do ekskluzywnego, skrajnie białego charakteru miasteczka, a Neve, której karnacja nie jest aż tak ciemna, chowa swoje naturalne włosy aby nie kojarzyć się ludziom z biedą i bandytką – tak problemy z głową są jedynie dziwnie nieskładnym, pozbawionym sensu fałszywym tropem. Prawie jakby za scenariusz odpowiadał David Cage, czy ktoś.

Przybłędy (2023) - recenzja filmu [Netflix]. Czemu to miało służyć?

Załamanie nerwowe

Podobnie niedorobiony i niezasłużony jest i finał filmu, w którym rzeczy dzieją się trochę... „bo tak”. Jeśli kompletnie zgasić światło za oczami, to można być nawet pod wrażeniem długo budowanego napięcia, właściwie od początku do końca obecnego w ostatniej scenie. Problem w tym, że mało co z tego, co oglądamy na ekranie ma sens, a często nie zgadza się nawet z ustalonymi wcześniej faktami. Motywacje i charaktery postaci zmieniają się w zależności od zapotrzebowania, a cała sytuacja jest tak niedorzeczna, że w pewnym momencie po prostu dzieje się jedna rzecz i... film się kończy. Bez ostrzeżenia. Ma się to niby rymować z samym początkiem filmu – i tak też jest – tylko że nic z samego tego faktu nie wynika. Nie zakończyła się żadna historia, nie doszliśmy do konkluzji, w stronę której zmierzał od początku scenariusz. Nie bardzo nawet jestem w stanie powiedzieć o czym „Przybłędy” chcą opowiadać – o problemach społecznych wynikających z koloru skóry? O chorobie psychicznej? O kiepskim radzeniu sobie ze stresem życia codziennego?

„Przybłędy” to teoretycznie horror i tak jak końcówka faktycznie długo trzyma widza w niepewności, tak właściwie cała reszta bardziej przypomina watę, wypełniającą czas projekcji aż do finału. Praktycznie nic się tu nie dzieje, bohaterowie zmieniają kompletnie swoje charaktery zależnie od sceny, historia w kilku momentach zaprzecza samej sobie i brakuje jej bardziej uporządkowanej formy, przez co cała produkcja wygląda jak nieprzemyślana papka. Szkoda, ponieważ aktorzy całkiem sensownie odgrywają huśtawki nastrojów swoich bohaterów, a i wizualnie od czasu do czasu jest na czym zawiesić oko. Okropna strata czasu, nawet biorąc pod uwagę, że całość trwa tylko sto minut.

Atuty

  • Krótki;
  • Poprawnie zagrany;
  • Finałowa scena trzyma w napięciu...

Wady

  • ...Szkoda tylko, że reszta filmu na nią nie zapracowała;
  • Nieprowadzące do niczego wątki;
  • Okrutnie niesatysfakcjonujące zakończenie;

Gdyby przydzielić reżyserowi script doctora, to może „Przybłędy” byłyby ciekawym dreszczowcem z głębią. Zamiast tego dostaliśmy nieskoncentrowany festiwal nudy, który chyba sam nie wie, o czym właściwie chce nam opowiedzieć. Szkoda jedynie aktorów, bo zagrali całkiem solidnie.

3,0
Piotrek Kamiński Strona autora
Z wykształcenia filolog, z zamiłowania gracz i kinoman pochłaniający popkulturę od przeszło 30 lat. O filmach na PPE pisze od 2019. Zarówno w grach, jak i filmach najbardziej ceni sobie dobrą fabułę. W wolnych chwilach lubi poczytać, pójść na koncert albo rodzinny spacer z psem.
cropper