Krzyk VI (2023)

Krzyk VI (2023) - recenzja, opinia o filmie [Forum Film Poland]. Ghostface podbija Nowy Jork

Piotrek Kamiński | 08.03.2023, 21:00

W ósmej części "Piątku trzynastego" Jason Voorhees podbijał Manhattan. Film był niemożliwie wręcz głupi, choć trzeba przyznać, że odświeżał przy tym skostniałą już formułę serii. Przynajmniej do pewnego stopnia. Teraz autorzy piątego "Krzyku" z 2022 roku zdecydowali się zrobić to samo dla serii, którą przejęli po zmarłym Wesie Cravenie. Całe dwa odcinki wcześniej. Czy tak duża zmiana pomogła filmowi, czy zrobiła z niego parodię, jak w przypadku wielkomiejskiej eskapady Jasona?

Uwielbiam "Krzyk" i generalnie filmy z tajemniczym mordercą w masce. Są jak "Scooby-Doo" w wersji dla dorosłych. Można na dwie godziny zapomnieć o bożym świecie i skupić się na szukaniu poszlak wskazujących na tożsamość mordercy/morderców. Oczywiście fakt, że zazwyczaj maskę noszą dwie osoby sprawia, że trudno być czegokolwiek pewnym, ale i tak pierwszy seans zawsze jest ekscytujący, ponieważ nie wie się, czego właściwie się spodziewać (chyba, że jakaś parówa rzuci nazwiskiem mordercy w komentarzu pod newsem o tym aby uważać, bo do sieci wyciekł moment zdjęcia przez mordercę maski. Nie pozdrawiam). Do tego reżyserskie wyczucie Cravena sprawiało, że momenty, w których Ghostface polował na ofiarę były autentycznie stresujące, a scenariusze Kevina Williamsona pięknie komentowały zgrane, horrorowe tropy i rozluźniały w innym wypadku gęstą atmosferę. Niestety, seria straciła już obu panów, co można było do pewnego stopnia odczuć już w piątym jej odcinku, który mnie osobiście zachwycił znacznie mniej, niż większość widowni - choć generalnie też mi się podobał. Mam wrażenie, że tym razem będzie podobnie.

Dalsza część tekstu pod wideo

Krzyk VI (2023) - recenzja filmu [Forum Film Poland]. Nowy wymiar strachu 

Wielkomiejski Ghostface

Film otwiera prawdopodobnie najciekawszy pierwszy atak od czasu oryginalnego "Krzyku". Kompletnie wytrącił mnie z równowagi i pozwolił uwierzyć, że twórcy mają w sobie potencjał aby jeszcze nieraz nas zaskoczyć. Przeniesienie akcji filmu z małego miasteczka do wielkiego Nowego Jorku było świetnym zagraniem. To nie pierwszy raz, kiedy akcja filmu dzieje się poza Woodsboro, ale nigdy jeszcze nie byliśmy w miejscu tak wielkim i tak tłocznym, jak Wielkie Jabłko. Reżyserzy oferują nam zupełnie nowy typ zaszczucia. Małe miejscowości lubią świecić pustkami, więc postać nigdy nie wie, czy ktoś jej nie obserwuje, popada w paranoję, a my razem z nią. "Krzyk VI" podchodzi do tematu w inny sposób. Tłumy ludzi sprawiają, że mordercę ciężko jest wypatrzyć. Może pojawić się w każdej chwili tuż przed tobą, po czym równie prędko zniknąć. Film nie korzysta z tego motywu tak często, jak mogłyby to sugerować zwiastun i plakaty, lecz każdorazowo robi to piekielnie skutecznie. Napięcie towarzyszy nam przez większą część filmu.

Ponownie jednak mam całkiem spore zastrzeżenia co do finału. Spokojnie, nie będę nawet pobieżnie mówił o tożsamości mordercy, nie ma tu spoilerów. Powiem tylko, że plan jest tym razem tak niemożliwie skomplikowany, że zwyczajnie nie da się wziąć go na poważnie. I niby nie powinniśmy, w końcu to tylko slasher, w dodatku nabijający się z całego gatunku, ale jakoś pierwszy, częściowo drugi i czwarty "Krzyk" mogły mieć trzymające się kupy scenariusze, które nie rozpadały się jak domek z kart, jeśli tylko zastanowić się nad nimi dłużej niż jedną sekundę. Tutaj natomiast rozwiązanie zagadki działa jedynie powierzchownie. Jest zrozumiałe i poszczególne kawałki dobrze do siebie pasują, kiedy słuchamy wytłumaczenia, ale do głowy widza natychmiast przychodzą dziesiątki pytań i odpowiedź na każde jedno z nich kompletnie rozsadza całą intrygę. W ogóle finał wygląda trochę jakby scenarzyści po prostu się poddali. Ludzie znikają, pojawiają się, zachowują kompletnie wbrew logice. Aż przypominają się najlepsze, bzdurne filmy akcji, w których uzbrojeni w broń palną przeciwnicy podbiegają do głównego bohatera aby mógł zamordować ich swoim karate.

Krzyk VI (2023) - recenzja filmu [Forum Film Poland]. Świetne powrotu, byle jakie nowości

Czwórka z Woodsboro

Prócz Sam (Melissa Barrera), Tary (Jenna Ortega), Mindy (Jasmin Savoy Brown), Chada (Mason Gooding) i Gale (Courtney Cox), ze znajomych twarzy pojawia się jeszcze grana przez Hayden Panettiere znawczyni filmów grozy z części czwartej, Kirby Reed, raz na zawsze ucinając spekulacje na temat tego czy przeżyła bycie dźgniętą w brzuch. Patrząc na to jakie rany bez większego problemu na klatę przyjmują bohaterowie dzisiejszego filmu, absolutnie nie jestem zdziwiony. W pewnym momencie jedna z postaci dosłownie zapomina, że dostała wielgachnym nożem pod żebra i nie przeszkadza jej to już właściwie do końca filmu... Zupełnymi nowościami w obsadzie są natomiast Samara Weaving, Tony Revolori, Henry Czerny, Devyn Nekoda, Liana Liberato, Dermont Mulroney i Jack Champion. W znacznej mierze reprezentują oni mięso armatnie/podejrzanych filmu, choć aktorom i scenarzystom udało się stworzyć kilka ciekawych kreacji. Zwłaszcza Liana Liberato jako "sekspozytywna" współlokatorka Sam jest przezabawna we wszystkich swoich scenach. Niestety, większość jej koleżanek i kolegów nie miała zbyt wiele do roboty i albo tracą życie zbyt szybko aby dało się o nich coś więcej powiedzieć albo są pozbawionymi osobowości słupami soli, jak Jack Champion.

Bohaterowie filmu sami stwierdzają, że sytuacja powtarzała się już tyle razy, że ciężko mówić o klasycznym sequelu, a o kolejnym odcinku większej franczyzy, ale czego by nie mówili i tak film robi swoje. Ponieważ mamy do czynienia z "nową drugą częścią", wiele elementów filmu w sposób pośredni, a czasami bardzo bezpośrednio rymuje się z "Krzykiem 2". Ewidentnie twórcy kochają tę serię przynajmniej równie bardzo, jak ja, ponieważ właściwie non stop odnoszą się do poprzednich odsłon, komentują popularne teorie fanów i bardzo świadomie rozstawiają fałszywe tropy. Z perspektywy fana serii, "Krzyk VI" jest nieustającym festiwalem ciekawostek, sprawiającym, że dwie godziny w kinie mijają jak jedno uderzenie serca. Dawno już nie czułem tak wyraźnie podczas oglądania, że twórcy prowadzą ze mną dialog. 

To zdecydowanie jeden z bardziej, jeśli w ogóle nie najbardziej brutalny film serii. Praktycznie non stop widzimy dokładnie jak Ghostface zatapia swój nóż w ciele ofiary, a krew tryska na wszystkie strony. Prócz ran zadanych nożem zobaczymy też kilka dziur po kulach, wgniecioną po upadku z dużej wysokości czaszkę, odciętą głowę i kilka innych ciekawostek. Właściwie tylko raz odczułem, że twórcy nie chcą przeginać - podczas sceny, którą widzimy również w zwiastunie. Ghostface trzyma w niej w rękach strzelbę... Trochę szkoda, ale to czego nie widać spokojnie załatwia wyobraźnia. Klimat dodatkowo potęguje mocna ścieżka dźwiękowa, wypełniona wpadającymi w ucho piosenkami, z klasycznym dla serii "Red right hand" Cave'a na czele. 

"Krzyk VI" kontynuuje historię sióstr Carpenter w godny sposób. To historia o radzeniu sobie z traumą i demonami przeszłości w pierwszej kolejności, ale scenarzyści wciąż nie rezygnują również z walki o zdrowie psychiczne Sam i podchodzą do tego tematu coraz śmielej. Pod tymi przewodnimi motywami nowy "Krzyk" pozostaje jednak w pierwszej kolejności slasherem z krwi i kości. Niedoskonałym, miejscami głupim i obsadzonym raczej umiarkowanie wybitnymi, nowymi postaciami, ale absolutnie klimatycznym i wciągającym, stworzonym przez ludzi ewidentnie kochających materiał źródłowy. Polecam.

Atuty

  • Nowy, efektowny sposób budowania napięcia;
  • Ocalali z poprzedniej części są bez wyjątku ciekawymi postaciami;
  • Dobre tempo;
  • Dużo odniesień do poprzednich części;
  • Ze dwoje dobrych, nowych bohaterów;
  • Klimatyczna ścieżka dźwiękowa;
  • Gore!

Wady

  • Większość nowych postaci bez cienia wyrazu;
  • Do części wątków podchodzi po macoszemu;
  • Mocno nieprzemyślane rozwiązanie.

Ghostface nie bierze jeńców podczas swojego krwawego tourne po Nowym Jorku. Jest krwawo, z masą meta żartów i powiedziałbym wręcz, że jest to pozycja obowiązkowa... Gdyby nie raczej miałkie zakończenie. Wciąż jednak uważam, że warto przekonać się o tym samodzielnie, bo seans mija w ekspresowym tempie.

7,0
Piotrek Kamiński Strona autora
Z wykształcenia filolog, z zamiłowania gracz i kinoman pochłaniający popkulturę od przeszło 30 lat. O filmach na PPE pisze od 2019. Zarówno w grach, jak i filmach najbardziej ceni sobie dobrą fabułę. W wolnych chwilach lubi poczytać, pójść na koncert albo rodzinny spacer z psem.
cropper