Gdzieś daleko (2023) – recenzja i opinia o filmie [Netflix]. Jak zmieniać życie, to tylko na słonecznej wyspie
Ponad 10 lat temu ogromną popularnością cieszył się melodramat z Julią Roberts w roli głównej bazujący na bestsellerowej książce Elizabeth Gilbert, w której główna bohaterka postanawia diametralnie zmienić swoje życie, rezygnując z wygodnej pracy, poukładanego małżeństwa i komfortowej codzienności, wybierając podróż do trzech odległych miejsc na świecie, spotkania z nowymi ludźmi i jedzenie. Masę pysznego jedzenia. Wbrew pozorom Liz i Zeynep – protagonistkę „Gdzieś daleko”, filmu, nad którym chciałabym się pochylić tym razem – łączy naprawdę wiele. I nie nie mam na myśli dalekiej podróży i ucieczki od dobrze znanej rzeczywistości... Zapraszam do recenzji filmu.
Europejscy twórcy przystępują do kolejnej szarży na Netflixie. Stało się już pewną regułą, że od kilkunastu miesięcy w każdej ofercie możemy liczyć przynajmniej na kilka propozycji stworzonych przez polskich filmowców, tymczasem do tego grona dołączają także specjaliści z Niemiec, o dziwo oferując naprawdę przyjemną w odbiorze komedię romantyczną z nieco innym niż zawsze przesłaniem. Jakie jest „Gdzieś daleko”? Zapraszam do dalszej części tekstu.
Gdzieś daleko (2023) – recenzja filmu [Netflix]. Żona też człowiek
Zeynep Altin wydaje się być na skraju wytrzymałości. Zapracowany mąż elegancko ją ignoruje i pomija, spędzając większość dnia w ich wspólnej restauracji, ojciec, który z nimi mieszka, traktuje ją niczym służącą, zmierzająca na studia córka od rana do wieczora chodzi naburmuszona i ma pretensje o każdy najdrobniejszy szczegół rodzinnego życia. Gdyby tego było mało, kobieta właśnie zmaga z żałobą i próbuje zorganizować pogrzeb ukochanej matce. Frustracja rośnie, kiedy Zeynep orientuje się, że nadprogramowe godziny spędzone w pracy przez męża nie są tylko związane z zamiłowaniem do prowadzenia rodzinnego biznesu, a ma na nie wpływ młoda, atrakcyjna, nowa pracownica – niewiele myśląc bohaterka bierze pod pachę akt własności, pamiętnik oraz listy od zmarłej matki i rusza na przygodę życia, szukając spokoju w odziedziczonej chatce znajdującej się na słonecznej wyspie.
Harmonia i równowaga nie przychodzą zbyt łatwo, bo oto okazuje się, że w kupionym domostwie mieszka wcześniejszy właściciel – Josip oczywiście ustępuje miejsca nowoprzybyłej, ale ciągle jest na wyciągnięcie ręki, śpiąc w namiocie rozłożonym w ogrodzie, który nadal należy do niego. Kiedy apodyktyczny, ale uwielbiany przez lokalną społeczność, mężczyzna dowiaduje się o planach obcej, postanawia działać, uprzykrzając jej życie. Jak możemy się domyślać dziarska mama nie pozostaje mu dłużna, co rodzi kilka durnych wątków prowadzących do zrodzenia uczucia między ludźmi mającymi na swoim koncie równie dużo życiowych porażek, co sukcesów. Produkcja wyreżyserowana przez Vanessę Jopp, pomimo kilku swoich niedociągnięć, staje się jednak ciepłym promieniem chorwackiego słońca przynoszącym nadzieję.
Na pierwszy rzut oka recenzowane „Gdzieś daleko” odstrasza – przez pierwsze kilkanaście minut nie umiałam się przemóc, by nie dostrzegać wyłącznie nieciekawej, zahukanej bohaterki, generycznego scenariusza, w którym szczęście można odnaleźć tylko na pięknej wyspie na końcu świata, oraz sztywnej gry aktorów wcielających się w głównych bohaterów. Spodziewałam się błahej historyjki o bardzo kulawej realizacji, tymczasem na sam koniec seansu z czystym sumieniem mogę stwierdzić, że wcale nie było aż tak źle. Z niemiecką komedią romantyczną dostępną na Netflixie jest trochę jak z kobietą przed pięćdziesiątką – kiedy przestaniemy spoglądać wyłącznie na siwe włosy czy pierwsze zmarszczki, dostrzeżemy ogrom życiowego doświadczenia i wiele innych pozytywnych cech. Przede wszystkim fabuła filmu, choć mosiężnie odziana banalnymi wątkami, koncentruje się na bohaterce, która w końcu bierze życie we własne ręce i pragnie odnaleźć siebie – do widzów szczególnie powinien przemówić fakt, że nie śledzimy młodej i smukłej karierowiczki z wielkiego miasta, którą uwiera wygodne życie, a ponad 40-letnią kobietę zmęczoną pozycją rodzinnego kozła ofiarnego. Ludzie, którzy nie są wymuskani i piękni na sposób kultywowany przez mass media, stają się nam bliżsi i bardziej wiarygodni, a to działa na ich korzyść. Rozumiemy doskonale, dlaczego Zeynep postanawia uwolnić się od burej rzeczywistości, podobnie jak wspomniana Liz, znaleźć spokój ducha i na swój sposób pożegnać z matką (ta część scenariusza jest naprawdę wartościowa), jednocześnie jesteśmy w stanie wczuć się w motywacje Josipa, który ze wszystkich sił pragnie zachować swój dom rodzinny w nienaruszonym stanie, pamiętając o jego dziedzictwie i przeszłości. Każda z postaci będzie musiała jednak zmierzyć się z przyszłością.
Gdzieś daleko (2023) – recenzja filmu [Netflix]. Banalna historia, za to te widoki...
Kiedy odwrócimy wzrok od doświadczonych bohaterów z przyprószonymi siwizną włosami możemy skupić się na niezwykle malowniczych krajobrazach Chorwacji. Umiejscowienie wydarzeń jest jednym z największych atutów recenzowanego „Gdzieś daleko” - zarówno kamienna chatka, morskie wybrzeża, jak i wioska, którą systematycznie odwiedza bohaterka, przywodzą na myśl musical „Mamma Mia” czy widoczki z wakacyjnych pocztówek, a dopełnieniem sielskiego klimatu są nocne ujęcia w klimatycznej knajpce czy na kamienistych zboczach. Twórcy wykonali kawał dobrej roboty, wybierając tak barwne miejsca, które poniekąd odwracają uwagę od oklepanego scenariusza pozbawionego kilku chwytliwych momentów. Dobrze, że między Naomi Krauss a Goranem Bogdanem – odtwórcami głównych ról – można wyczuć pewną chemię, choć muszę przyznać, że podczas wspólnych scen pierwsze skrzypce zawsze gra aktor wcielający się w Josipa. Jest on równie szczery, co prostolinijny, a jego postawa dopełnia obraz mężczyzny silnie związanego z rodzinną miejscowością. Niemiecka aktorka wydaje się bardzo sztywna i mało przekonująca.
„Gdzieś daleko” nie jest propozycją dla każdego, jednakże sympatycy komedii romantycznych, czy po prostu lekkich produkcji idealnych na odmóżdżający seans, po napisach końcowych powinni czuć się usatysfakcjonowani. Niemiecka produkcja Netflixa nie zawojuje gatunku, nie przynosi swoistej rewolucji do sposobu opowiadania historii i jest nadziana wieloma banałami – czy jednak zawsze potrzebujemy naładowanych silnym przekazem emocjonalnym opowieści? Popularność tej komedii romantycznej na platformie jasno pokazuje, że nie.
Atuty
- Wiele pozytywnych postaci
- Motyw poszukiwania szczęścia i spokoju
- Przepiękne chorwackie widoki
- W trakcie seansu usłyszymy bohaterów mówiących w kilku językach i dialektach
- Przyjemne zakończenie
Wady
- Bardzo sztywna gra aktorki wcielającej się w główną bohaterkę
- Wiele utartych schematów typowych dla komedii romantycznej
- Scenariusz, zamiast koncentrować się na głównym motywie, posiada kilka niepotrzebnych wątków
„Gdzieś daleko” to zaskakujące połączenie przyjemnej historii, w której o dziwo rodzące się uczucie nie jest stawiane na pierwszym miejscu, za to liczy się poszukiwanie własnego szczęścia i spokoju. Doświadczeni przez życie bohaterowie oraz piękne, chorwackie krajobrazy sprawiają, że można z przymrużeniem oka spojrzeć na kilka bolączek tej produkcji.
Przeczytaj również
Komentarze (0)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych