Cormoran Strike (2017) - recenzja, opinia o 4 sezonie serialu [HBO]. Niespokojna krew
Cormoran Strike mierzy się ze śmiertelnością swoich rodziców, Robin z własnej woli odcina się od swojej rodziny, a zrozpaczona kobieta błaga ich oboje o pomoc w odnalezieniu zaginionej 40 lat wcześniej matki... Lubię tę spójność tematów w książkach J. K. Rowling.
"Niespokojna krew", książka na podstawie której powstał czwarty sezon dzisiejszego serialu, ukazała się już po tym jak na autorkę wylało się kilka wiader szamba, bo w internecie wystarczy mrugnąć niewłaściwie i już ludzie rzucają ci się do gardła. Tak więc kiedy okazało się, że jeden z podejrzanych o bycie katalizatorem całej fabuły przebierał się za kobietę aby łatwiej zwabić swoje ofiary, ludzie natychmiast dopisali sobie do tego faktu własną, zgodną z panującymi trendami narrację. Maszyna nabierała rozpędu, czego (jak na razie) kulminacją było jęczenie, że gobliny w świecie Harry'ego Pottera za bardzo przypominają stereotypowych Żydów. Twórcy tak bardzo bali się reperkusji, że całkowicie odcięli się od autorki materiału, na podstawie którego powstała ich gra. Trochę wiocha, moim zdaniem, ale w takich specyficznych czasach żyjemy. A jak ważny dla szerszej fabuły jest fakt, że ten fikcyjny morderca nosił na robocie damskie fatałaszki (prawdziwym zwyrolom też się zdarzało, pamiętajmy)? Przekonajmy się!
Cormoran Strike (2017) - recenzja 4 sezonu serialu [HBO]. Natłok różnych wątków
Tak naprawdę czwarty sezon serialu nie zajmuje się sprawą jednego morderstwa, a kilku. Część z nich z początku wydaje się być niepowiązana, aby ostatecznie okazać się być nierozerwalną częścią całej zagadki, podczas gdy inne mogą wydawać się być istotne, a ostatecznie zostać jedynie pobocznymi wątkami. Rowling od pierwszej części Pottera szlifuje swój talent do pisania zagadek, więc widzowie mogą być pewni, że odkrycie tożsamości mordercy nie będzie proste. W książkach uważny czytelnik ma bardzo dużo miejsca aby samemu zastanowić się nad potencjalnymi tropami, oddzielić ziarna od plew i być może samemu domyślić się prawdy - co i tak łatwe nie jest, choć jak widzimy zawsze na koniec, nie niemożliwe.
Trochę inaczej działa serial, którego odcinki biegną jednak znacznie prędzej niż rozdziały książki. Niektóre detale muszą zostać wycięte, pewne rzeczy przyspieszone. Praca scenarzysty jest w takich przypadkach drogą przez mękę - co zostawić, co można wyciąć. Bardzo łatwo jest zepsuć intrygę już na poziomie scenariusza. Poprzednie sezony serialu cierpiały trochę z tego powodu. Jako fan książek rozumiałem co, jak i dlaczego, ale bez znajomości oryginału miałbym problem żeby poskładać sobie samodzielnie zagadkę do kupy. Dochodziło do paradoksu - fabuła poruszała się żółwim tempem, jak w książkach, a mimo to i tak zbyt szybko przeskakiwała nad istotnymi elementami zagadki. Czwarty sezon też nie jest pod tym względem idealny, choć moim zdaniem jako całość jest zaskakująco składny - przynajmniej w temacie głównego wątku, ponieważ poboczne historie, jak pracownik agencji Strike'a przystawiający się do Robin (Holiday Granger) jest ledwie tylko zarysowany, więc kiedy dziewczyna najpierw dostaje niespodziewany prezent na telefon, a później niechcianego przytulasa, moja żona - która książki nie czytała - nie rozumiała co właściwie się dzieje.
Cormoran Strike (2017) - recenzja 4 sezonu serialu [HBO]. Dobrze ukryta, ale sensowna zagadka
Fabuła skupia się na osobie Margot Bamborough (Abigail Lawrie), lekarce, która zaginęła czterdzieści lat wcześniej, w latach siedemdziesiątych. Nigdy nie znaleziono ciała, więc technicznie rzecz biorąc mogłaby wciąż żyć. Jej córka, Anna (Sophie Ward), wtedy jeszcze malutka, dowiedziała się ostatnio o istnieniu matki - ojciec postanowił zataić fakt, że wychowująca ją kobieta nie była jej biologicznym rodzicem aby mogła mieć normalne dzieciństwo - i postanowiła zapytać słynnego detektywa, Cormorana Strike'a (Tom Burke), czy nie spróbowałby się czegoś o niej dowiedzieć.
Nie przeszkadza mi fakt, że prywatny detektyw daje radę odkryć tyle nowych faktów na temat sprawy sprzed czterech dekad i nawet ją ostatecznie rozwiązać. Trudno było mi natomiast uwierzyć w sposób pozyskania tych informacji. Ilość detali, które wszyscy ci starzy ludzie wciąż trzymają w głowach jest absurdalnie gigantyczna. Nigdy też nie okazuje się, że ktoś coś źle zapamiętał, co samo w sobie mogłoby być ciekawym narzędziem budowania intrygi. Ludzie pamiętają, że 40 lat wcześniej Margot wyrzuciła czekoladki do kosza, a jej ostatni pacjent wyszedł od niej zdenerwowany i później niż wszyscy. Rozumiem, że pewnie pytano ich o te sprawy, kiedy zaginęła, ale fakt, że tyle lat później ich mózgi niczego nie przeinaczyły jest trochę zabawny.
Fakt, że Rowling rozstawia po drodze tak wiele fałszywych tropów również może nie podejść części widzów, ponieważ kiedy w ostatnim odcinku prawda wychodzi na jaw, można poczuć, że dobra połowa sezonu nie miała nic wspólnego z główną intrygą. Trzeba jednak oddać twórcom serialu, że rozwiązanie sprawy nakręcili całkiem sprawnie. Oboje głównych bohaterów działa jednocześnie aby znaleźć sprawiedliwość. Klimatyczna, smutna, ale jednocześnie narastająca ścieżka dźwiękowa kłóci się z dialogiem Strike'a z mordercą o pierwszeństwo, równoległy montaż buduje klimat, napięcie rośnie, aż w końcu w coraz bardziej dramatycznej muzyce pojawiają się delikatniejsze tony - udało się. Po 40 latach bliscy Margot mogą zaznać odrobiny spokoju. Nie jest idealnie, ponieważ montażysta już chwilę wcześniej pokazuje nam co zaraz zostanie odkryte, co spłyca odrobinę efekt końcowy, ale i tak jest to bardzo dobrze wykonany moment odkrycia prawdy.
Obsada po tylu latach czuję się już ze sobą bardzo komfortowo, więc i ich relacja stała się naturalna, wiarygodna. Perypetie miłosne głównych bohaterów przestały mi przeszkadzać. Zamiast tego sam czekam kiedy wreszcie przestaną się siebie bać. Wciąż natomiast uważam, że Tom Burke jest zbyt klasycznie przystojny żeby można było udawać, że jest z nim coś nie tak, że kiepsko nadaje się na romantyczny związek. Absolutnie świetnie wypada za to główny antagonista sezonu. Dobrze jest czasami dostać czarny charakter w starym stylu, zepsuty do szpiku kości, pozbawiony wstydu i skruchy. Aż ciarki człowieka przechodzą kiedy z kompletną obojętnością opowiada Strike'owi o swoich poczynaniach. Dlaczego więc ostatecznie ocena nie jest wyższa? Pani Rowling napisała kryminał na ponad 900 stron (w polskim przekładzie). Moim zdaniem to za dużo. Historia się ciągnie, mało istotnych wątków jest zbyt wiele. Adaptacja telewizyjna od początku nie miała szans na bycie wielką. Co nie oznacza, że nie jest dobrze. To po prostu kolejny porządny kryminał. Tylko tyle i aż tyle.
P. S. Nie wspomniałem o mordercy transwestycie? No właśnie. Oto i odpowiedź na zadane w drugim akapicie pytanie.
Atuty
- Rozwijająca się z sezonu na sezon chemia między aktorami wcielającymi się w główne role;
- Ciekawa, logicznie rozpisana zagadka;
- Bardzo spójny tematycznie;
- Niebanalny czarny charakter;
- Klimatycznie zrobiony finał.
Wady
- Raczej powolne tempo;
- Za dużo zbędnych wątków, w dodatku niechlujnie poprowadzonych;
- Miejscami zupełnie niewiarygodny.
Czwarty sezon "Cormorana Strike'a bierze na tapet piątą, najgrubszą do tamtego momentu książkę z serii J. K. Rowling. To całkiem wierna adaptacja, ale właśnie w tym leży jej problem - historia byłaby lepsza gdyby opowiedzieć ją zwięźlej, gdyby była bardziej skoncentrowana, co nie zmienia faktu, że dostaliśmy kolejny porządny kryminał i fani gatunku absolutnie powinni go sprawdzić.
Przeczytaj również
Komentarze (2)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych