Tetris (2023) - recenzja, opinia o filmie [Apple]. Szpiedzy, Sowieci, pościgi i tetramino
Kiedy Henk Rogers dał się zauroczyć legendarnej grze Aleksieja Pażytnowa i postanowił spróbować pozyskać prawa do wydania jej na całym świecie, nie miał pojęcia jak wiele będzie musiał poświęcić, ile nowych siwych włosów zyska w trakcie i w jak potencjalnie niebezpiecznej sytuacji znajdzie się on i cała jego rodzina. Dowiedział się o tym, zresztą, dopiero po przeczytaniu scenariusza dzisiejszego filmu, ponieważ dobra połowa z tych rzeczy nigdy się nie wydarzyła.
Matthew Vaughn i jeden z jego ulubionych aktorów, Taron Egerton, wiedzą jak zrobić widowiskowe kino, choćby i za cenę logiki. Ich pierwsza kolaboracja, świetny „Kingsman: Tajne Służby” był niezwykle udaną odpowiedzią na bardziej klasyczne kino szpiegowskie – doskonale balansującą na granicy klasyki i parodii. Kontynuacja ewidentnie powstawała już na zasadzie „to samo, tylko więcej”, przez co zostawiła widzów z delikatnym niesmakiem w ustach, który w efekcie odbił się negatywnie na wyniku całkiem sympatycznego prequela, „King's Man: Pierwsza Misja”, ale co by nie mówić o wartości merytorycznej tych filmów, trzeba przyznać, że akcja w nich za każdym razem pokazana była absolutnie epicko. Widać to też trochę w dzisiejszej produkcji, która z względnie prostych korpo-podchodów zrobiła kino szpiegowskie ze zdradami, pościgami i faktycznym zagrożeniem. Czy można posłużyć się „Tetrisem” Jona S. Bairda pisząc wypracowanie do szkoły? Lepiej nie. Czy film ogląda się dzięki temu bardzo dobrze? Zdecydowanie.
Tetris (2023) - recenzja filmu [Apple]. Pierwsza połowa filmu mocno skupia się na faktach
Pierwsza połowa (może ciut mniej) filmu jest piekielnie chaotyczna. O większości wydarzeń dowiadujemy się z offowej narracji prowadzonej przez wspomnianego już we wstępie Henka Rogersa (Egerton), duńskiego producenta gier, który zobaczył „Tetrisa” na targach CES, gdzie jego hostessa wolała grać w spadające klocki, niż stać i próbować wcisnąć ludziom jego „Go” - tę samą grę, w którą tak dobra była Marta Cabrera z pierwszego „Na Noże”. Henk też dał się wciągnąć, więc pierwszą połowę filmu próbuje zdobyć prawa do wydania „Tetrisa” poza Związkiem Radzieckim i dobić bardzo owocnego targu z Nintendo. Już ta historia sama w sobie mogłaby być całkiem ciekawa, choć gracze na całym świecie zapewne znają ją jak własną kieszeń, ale film przeskakuje tylko nad kolejnymi wydarzeniami z pomocą pełnego entuzjazmu głosu Egertona. Spotkania z bankierami, dogadywanie umowy licencyjnej z pośrednikiem, Robertem Steinem (Toby Jones), rozmowy z Nintendo, w końcu wycieczka do ZSRR.
Aby nie było zbyt nudno, film co i raz przecina narrację głównego bohatera z sympatycznie wykonanymi animacjami 2D, przywodzącymi odrobinę na myśl coś pomiędzy „Scottem Pilgimem” a teledyskiem do „Polish Boyfriend” zespołu T.Love. Wykonane w ten sposób panoramy miejsc, w których rozgrywa się akcja pozwoliły na pewno zaoszczędził twórcom sporo pieniędzy, a bardziej techniczne detale, jak tłumaczenie czym jest tetramino, ogląda się znacznie bardziej przyjemnie, kiedy prócz gadających głów na ekranie widzimy też wizualizację tego, o czym one mówią. W siedzibie Nintendo pojawiają się nawet przebitki z „Super Mario Bros”, którejś „Zeldy” (chyba „A Link to the Past, ale głowy nie dam) i nawet „Mike Tyson's Punch-Out”, choć tutaj już twórcy filmu deczko nagięli fakty, bo omawiana przez nich gra miała powstać dopiero kilka lat później. To tylko pierwszy z wielu przykładów naginania faktów dla uzyskania konkretnego rezultatu.
Tetris (2023) - recenzja filmu [Apple]. Druga natomiast woli być dobrym spy-thrillerem niż dokumentem
Druga połowa filmu rozgrywa się niemalże w całości w Związku Radzieckim, gdzie poznajemy twórcę „Tetrisa”, Aleksieja Pażytnowa (Nikita Efremov). Fabuła zaczyna wtedy lecieć dwutorowo. Z jednej strony dostajemy kwitnącą relację głównych bohaterów, z drugiej ciężką, biurokratyczną batalię podszytą komunistyczną ideologią i... naciągniętą do granic wiarygodności. Jedna godzina to nie jest dużo czasu aby w należyty sposób przedstawić dwa tak pojemne wątki, co odbija się odrobinę na pierwszym z nich. Dostajemy kilka scen, w których obaj panowie rozmawiają o kodowaniu, o „Tetrisie”, Aleksiej zaprasza Henka na undergroundową imprezę i w zasadzie już mamy uwierzyć w siłę ich przyjaźni, która sprawi, że obaj będą ryzykować zdrowiem własnych rodzin dla tego drugiego. Osobiście tego nie kupiłem, choć przyznam, że widziałem i filmy z gorzej zaprezentowanymi relacjami, niż tutaj. Widać przynajmniej, że obaj aktorzy dobrze czuli się w swoim towarzystwie.
No i dochodzimy do wątku sensacyjnego. Spora część potencjalnej frajdy, którą może czuć w trakcie oglądania widz będzie zależała od tego jak dobrze zna tę historię, lub na ile jest w stanie pogodzić się z faktem, że to „based on a true story” z początku filmu odnosi się bardziej do szerszej historii puszczenia „Tetrisa” w świat, a nie detali fabuły. Jeśli pozwolimy sobie zapomnieć, że oglądamy film o zdobywaniu praw do wydania starej, ośmiobitowej gry, reżyser i producent zabiorą nas na iście szaloną przejażdżkę. Kolejne zwroty akcji wypadają naprawdę niespodziewanie, ubrani na czarno panowie z rządu, czy innego KGB są tak przerażający, że można zacząć bać się o głównych bohaterów i ich rodziny, a pościg ulicami Moskwy, zakończony sprytnie zmontowaną sceną na lotnisku to coś, czego nie powstydziłby się w pełni poważny thriller.
Film co jakiś czas przypomina nam, że nie ma co traktować go w pełni na poważnie – a to poważne przesłuchanie w rządowym budynku raz za razem puentowane jest celnymi uwagami ze strony Egertona, a to pościg nagle zamienia się w kolejną gierkową animację, a to z głośników zaczyna nagle lecieć „the Final Countdown”, czy radziecka wersja „I need a hero”. Jest wesoło i z ikrą. Tak naprawdę nie podobało mi się jedynie zamienienie części wspomnianego pościgu w grę. To była naprawdę widowiskowo wyglądająca scena, a zamienienie rozbitych samochodów w rozpikselowane grafiki 2D niepotrzebnie zrobiło z niej żart.
„Tetris” to produkcja szalenie nierówna, ale nawet te mniej udane momenty realizująca z taką pompą, że ciężko mieć jej je za złe. Długa narracja nie męczy, kiedy bierze się za nią aktor tak charyzmatyczny jak Taron Egerton, a specyficzne wykorzystanie CGI nie jest w stanie zepsuć świetnie nacechowanych emocjami i adrenaliną scen akcji i suspensu. Nie jest to najwierniejsze przedstawienie historii Pażytnowa i jego gry, lecz nikt przecież nie mówił, że to ma być dokument. Chciałbym częściej dostawać tak bezpretensjonalnie przyjemne filmy, z mocno przymrużonym okiem opowiadające o ciekawych, po części prawdziwych wydarzeniach.
Atuty
- Taron Egerton i reszta głównej obsady;
- Sympatycznie wplata stylizowaną na 8 bitów animację pomiędzy klasycznie nakręcone sceny;
- Potrafi zbudować i długo utrzymać napięcie;
- Ścieżka dźwiękowa;
- Niegodziwość „tych złych” jest tak przerysowana, że aż komiczna;
- Druga połowa ma bardzo dobre tempo...
Wady
- ...Pierwsza natomiast może się trochę ciągnąć, jeśli znasz już tę opowieść;
- Niegodziwość „tych złych” jest tak przerysowana, że aż komiczna.
„Tetris”, zupełnie jak gra, o której opowiada, bierze całą masę z pozoru niepasujących do siebie klocków i składa je ze sobą w satysfakcjonująco zgrabny sposób. Z początku jest odrobinę powolny, później natomiast gna na złamanie karku aż do przesady , lecz mocna obsada i dobra reżyseria sprawiają, że finalny produkt jest jak najbardziej godny uwagi. Jeśli masz AppleTV, to warto dać mu szansę.
Przeczytaj również
Komentarze (17)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych