Awantura (2023) - recenzja, opinia o serialu [Netflix]. Katastrofalne konsekwencje jednego, złego dnia
Zabawny i przerażający jednocześnie serial o tym jak daleko jest w stanie posunąć się człowiek, kiedy już po prostu ma wszystkiego dość i jak szybko względnie niewinne żarty mogą ewoluować w sytuacje zagrażające życiu i zdrowiu.
Słowo w oryginalnym tytule dzisiejszego serialu ("Beef") zawsze mnie fascynowało. Bo i co wszelkiej maści walki, kłótnie i spory mają wspólnego z wołowiną? Drzewiej myślałem, że ma to jakiś związek z rapem, że skoro czarni hiphopowcy mówią do siebie per "dog", to może toczą spór o kawałek mięsa, czy coś. Etymologia tego wyrażenia sięga jednak znacznie głębiej. W starym, londyńskim slangu zwykło się używać podobnie brzmiących, rymujących się ze sobą słów na pewne określenia. I tak zamiast krzyczeć "it's a thief!", Londyńczycy darli się "Hot beef". Z czasem "beef" zaczęło oznaczać po prostu krzyk, a stamtąd niedaleka już była droga do awantury.
Awantura (2023) - recenzja serialu [Netflix]. Dwoje gniewnych ludzi
Danny (Steven Yeun) jest zmęczony swoim życiem. Próbuje prowadzić firmę remontową z młodszym bratem, lecz większość roboty musi wykonywać sam. Stara się odłożyć na dom w USA dla swoich rodziców, którzy wiecznie mają mu coś do zarzucenia. Traci zlecenie za zleceniem, ponieważ tak naprawdę żaden z niego fachowiec. Stara się jednak robić dobrą minę do złej gry, uśmiechać się w nadziei, że los w końcu się odwróci, że uda mu się zrealizować chociaż część z obranych celów i ten fakt da mu jakieś tam uczucie spełnienia. Lecz kiedy po odczekaniu swojego w kolejce zostaje, w pewnym sensie, publicznie poniżony przez kasjera, jego cierpliwość się wyczerpuje. Być może życie potoczyłoby się dalej jak zawsze, gdyby nie to, że nie tylko on miał tego dnia kiepski dzień...
Amy (Ali Wong) z pozoru ma wszystko – przystojnego męża, kochającą córkę, dobrze prosperującą firmę, którą za chwilę sprzeda za grubych dziesięć milionów dolarów. Tak naprawdę jednak wcale nie jest szczęśliwa. Nie ma czasu dla dziecka, mąż podnieca się jej pracownicą, a potencjalny kupiec jej interesu stawia co raz to bardziej absurdalne warunki i bezustannie komplikuje transakcję. Jakby tego było mało, otaczają ją głównie harpie, czekające jedynie aż powinie jej się noga. Tak więc kiedy jakiś idiota prawie wjeżdża w jej samochód – kupiony za ciężko zarobione pieniądze – swoim zardzewiałym gruchotem, ona nie ma zamiaru do tego dopuścić. Trąbi na niego. I trąbi. I nie przestaje trąbić, mimo że sytuacja jest już dawno pod kontrolą. Kiedy tamten coś jeszcze od niej chce, Amy nie ma już ochoty na konwersację, więc pokazuje mu środkowy palec i odjeżdża. Danny'emu też już jednak przelała się czara goryczy. Rozpoczyna się pościć, od którego zacznie się awantura będąca katalizatorem kompletnego rozpadu ich egzystencji.
Awantura (2023) - recenzja serialu [Netflix]. Ciągła eskalacja konfliktu
Serial Lee Sung Jina zaczyna się całkiem niewinnie, jak lekka komedia. Najpierw on znajduje ją i wycina jej irytujący, ale względnie niewinny numer, później ona odpłaca mu tym samym. Jest zabawnie i przy tym wciągająco. Prócz głównych bohaterów obsadę uzupełniają przede wszystkim ich bliscy. Brat Danny'ego, Paul (Young Mazino) jest nieogarniętym leniuchem, któremu w głowie tylko szybka kasa i panienki. Starszy brat cały czas musi go pilnować, co zdecydowanie nie podoba się obu zainteresowanym. Niebezpieczna gra między Dannym i Amy nada mu jednak nową, powodującą ciągłą niepewność u widzów rolę. Jest też ich kuzyn, Isaac (David Choe), facet bardzo rodzinny, ale przy tym nerwowy i parający się raczej szemranymi interesami. O trójkącie Amy, jej mąż, George (Joseph Lee) i pracownica, Mia (Mia Serafino) już wspominałem. Mamy również tonącą w długach mamę George'a, Fumi (Patti Yasutake) oraz niebotycznie bogatą Jordan (Maria Bello) oraz jej szwagierkę, Naomi (Ashley Park). Tej pierwszej wali lekko w dekiel od nadmiaru pieniędzy, druga natomiast jest gigantyczną włazidupą, szukającą tylko jakiegoś haka na główną bohaterkę.
Obsada jest całkiem szeroka i bardzo barwna. Co istotne, nie są to jedynie reakcjoniści, kartony stojące w miejscu, czekające aż ktoś się do nich odezwie aby móc odpowiedzieć, ale bohaterowie z krwi i kości, regularnie kreujący wydarzenia – zazwyczaj w taki sposób, aby jak najbardziej uprzykrzyć życie Danny'emu i Amy, ma się rozumieć. Stawka rośnie z odcinka na odcinek, szczytując w przedostatnim, dziewiątym odcinku, w którym dzieją się już tak kosmiczne rzeczy, że widz szczerze zaczyna się obawiać o to, czy jego ulubione postacie dożyją finału. Progresja scenariusza jest jednak na tyle genialnie przemyślana, że nigdy nie czujemy, że teraz to już przesadzili. Fabuła nigdy nie wpada w groteskę, zachowując przy tym bardzo skuteczną warstwę humorystyczną. Ostatni odcinek to natomiast coś w stylu rozładowania, odrobina introspekcji i wyciszenia po wszystkich tych emocjach. Jest to odcinek zupełnie inny od pozostałych i części widzów może się nie spodobać, choć moim zdaniem idealnie kontruje wydarzenia reszty sezonu i uwypukla temat i morał płynące z historii.
„Awantura” to nie tylko świetne aktorstwo i reżyseria. To również bardzo ciasny, precyzyjny montaż i świetnie dopasowana muzyka. Ujęcia często przecinają się ze sobą w taki sposób aby podkreślić humorystyczny wydźwięk całej sytuacji, choć nie brakuje i scen, w których kamera stoi nieruchomo i pozwala aktorom robić swoje, jak kiedy Danny pęka i zaczyna płakać niekontrolowanie w kościele. Reżyser bardzo rozsądnie pozwala scenie wybrzmieć, ujęcie nie zmienia się boleśnie długo, sprawiając, że widz zaczyna wręcz wstydzić się tego, że tak się po prostu gapi. Jak na prostą produkcję komediowo-dramatyczną zaskakująco dobrze nakręcone są również sceny kaskaderskie (choć nie ma ich jakoś przesadnie dużo), jak choćby kiedy Danny o mały włos nie rozbija się o chodnik, ponieważ nikt nie trzyma linki asekuracyjnej, a on spada z drzewa. Załączające się zwykle pod koniec odcinka utwory muzyczne doskonale podkreślają charakter sceny. Z początku są to raczej lżejsze kawałki, jak „The Reason” od Hoobastank, „Cornflake girl” Tori Amos, czy „Nookie” Limp Bizkit, lecz bliżej końca robi się poważniej i bardziej melancholijnie, co świetnie pokazuje zamykający serial „Mayonaise” Smashing Pumpkins. Jeśli jesteś gotów na zwariowany, komiczny, emocjonalny, świetnie pomyślany i zagrany rollercoaster, to zdecydowanie powinieneś sprawdzić „Awanturę”. Polecam serdecznie. Nie sposób nie włączyć kolejnego odcinka.
Atuty
- Świetne tempo i przemyślana fabuła;
- Najpierw bawi, później trzyma w napięciu, na koniec wzrusza;
- Doskonale zaprojektowani i zagrani główni bohaterowie;
- Bardzo udana ścieżka dźwiękowa;
- Barwne poboczne postacie.
Wady
- Trochę zbyt zdawkowo przelatuje nad niektórymi tematami.
„Awantura” to najlepsza produkcja Netflixa od dłuższego czasu, pokazująca, że czerwone N od czasu do czasu potrafi jeszcze zaskoczyć swoich użytkowników czymś prawdziwie godnym uwagi. Jest śmiesznie, smutno, czasami wręcz przerażająco, a Steven Yeun i Ali Wong dają jedne z najlepszych występów swoich karier. Warto.
Przeczytaj również
Komentarze (42)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych