Harvest Moon: Hero of Leaf Valley
Recenzja dotyczy wersji USA pt. Harvest Moon: Hero of Leaf Valley
Wersja auropejska pojawi się 22 października pt. Harvest Moon: Hero Sugar Town
To miała być tradycyjna recenzja, pisana w miarę obiektywnie, po jednokrotnym ukończeniu gry i tym samym zapoznaniu się z jej wszystkimi ważniejszymi aspektami. Z przykrością muszę jednak stwierdzić już na wstępie, że Harvest Moon: Hero of Leaf Valley nie ukończyłem w pełni. Powód? Marvelous Entertainment może i udało się stworzyć kolejną, całkiem udaną i wciągającą odsłonę popularnego cyklu Harvest Moon, ale zarazem wprowadziło do sprzedaży produkt wadliwy, który z przyczyn niezależnych od gracza potrafi bardzo często wieszać konsolę w zupełnie losowych momentach. Magia tytułu tym samym prysła, a charakterystyczny syndrom „jeszcze jednego dnia” (czasu gry) przerodził się w nieustanną presję i niepewność, czy aby po spędzeniu dwudziestu minut bez możliwości zapisu PSP przypadkiem się nie zawiesi, zmuszając gracza do powtarzania tych samych czynności raz jeszcze. To jest, zakładając, że w wyniku frustracji konsola nie uległa zniszczeniu po kontakcie ze ścianą lub podłogą.
Zanim przejdziemy do właściwej recenzji wyjaśnię o co dokładnie chodzi z wieszaniem się konsoli, aby do kwestii już więcej nie wracać na przestrzeni reszty tekstu. Otóż panowie z Marvelous Entertainment najwyraźniej nie potraktowali sprawy dość poważnie i wydali w USA produkt wadliwy, który bez najmniejszego powodu potrafi zawiesić się podczas losowych ekranów wczytywania. Z tego co udało mi się dowiedzieć, problem dotyczy wersji UMD uruchamianej na konsolach serii 2000 i 3000. Sprawa ma najwyraźniej związek z różnicami między modelami Fat i Slim, a mianowicie opcją UMD Cache. Podczas gdy osoby grające na „grubych” PSP nie powinny mieć żadnych problemów, tak posiadacze wersji „odchudzonych” liczyć się muszą z nieustannym ryzykiem zawieszenia konsoli. Chodziły głosy, jakoby wyłączenie UMD Cache zmniejszało prawdopodobieństwo wystąpienia błędu, ale niestety nie likwiduje go całkowicie. Co ciekawe, problem ten nie dotyczy gry dostępnej w cyfrowej dystrybucji PSN, gdyż te wydanie nie sprawia żadnych problemów, niezależnie od modelu konsoli. Sęk w tym, że Hero of Leaf Valley nie został wydany w Europie, w związku z czym wersję tę zakupić mogą jedynie osoby posiadające dostęp do amerykańskiego PSN. Reszta musi się zadowolić importem wersji UMD i tym samym, w zależności od modelu konsoli, liczyć z koniecznością powtarzania czynności po niechcianym resecie. Co prawda nie jest to problem AŻ tak częsty, że całkowicie uniemożliwia jakąkolwiek zabawę, ale jego totalna przypadkowość może się wiązać zarówno z paroma godzinami bezproblemowej rozgrywki, jak i możliwością kilku zawieszeń konsoli w przeciągu kilkunastu minut. Teraz, gdy już mamy najważniejszą kwestię z głowy, pora przejść do opisu właściwej gry.
Z czym mamy więc do czynienia? Osoby, które nigdy wcześniej o Harvest Moon nie słyszały zakłopotane będą zapewne już po spojrzeniu na okładkę. Kusi w tym miejscu użycie określenia, że gra jest „symulacją farmera”, ale byłoby to tak samo trafne jak stwierdzenie, iż Star Wars to historia oparta na faktach. Jak w niemal każdej odsłonie serii, gracz wciela się w postać młodego chłopaka, któremu powierzone zostaje zadanie poprowadzenia farmy. Biorąc jednak pod uwagę, że cykl wywodzi się z Japonii oraz utrzymany jest w klimatach anime, już to powinno sugerować brak jakiegokolwiek realizmu. I tak oto na przestrzeni kolejnych dni czasu gry, gracz zająć się będzie musiał bardzo umowną uprawą roli, opieką nad zwierzętami, a także interakcją z okolicznymi mieszkańcami, aby ze zdezelowanego gospodarstwa uczynić solidne źródło dochodów, a przy okazji ocalić pobliską wioskę od „zagłady”. Ale się w tej ostatniej kwestii nieco pospieszyłem. Otóż Hero of Leaf Valley oprócz tradycyjnego aspektu uprawy roli wprowadza jeszcze jeden wątek, a mianowicie niebezpieczeństwo wykupienia całej okolicy przez firmę Funland, pragnącej zbudować na jej terenie wesołe miasteczko. Gracz musi tym samym na przestrzeni dwóch lat wraz z mieszkańcami znaleźć sposób na powstrzymanie budowy i ocalenie wioski, zyskując przy tym jedno z szesnastu możliwych zakończeń. Dwa lata jednak są tu – jak wszystko inne – bardzo umowne, gdyż jeden rok podzielony jest nie na miesiące, lecz cztery pory roku – każda składająca się z 30 dni. Dzień także dostał niezłego kopa, gdyż jedna minuta czasu gry to jedna sekunda czasu rzeczywistego – nie licząc pobytu w pomieszczeniach, gdzie zegar w magiczny sposób się zatrzymuje, dając chwilę wytchnienia. I tak oto gracz zająć się będzie musiał nie tylko wspomnianym gospodarstwem, ale także życiem socjalnym, gdyż dobre znajomości z mieszkańcami przełożą się na otrzymane zakończenie, a później pozwolą na ożenienie się z jedną z ośmiu dziewczyn. W przeciwieństwie jednak do wcześniejszych odsłon Harvest Moon, ślub wziąć można nie wcześniej jak w trzecim roku czasu gry, po ocaleniu wioski.
Pomimo swej cukierkowej, mangowej otoczki oraz założeń, które wskazywać by mogły na swego rodzaju grę ekonomiczną lub strategiczną, Harvest Moon bliżej do RPG lub przygodówki, gdyż naszym bohaterem pokierujemy osobiście, z perspektywy trzeciej osoby, a wszelkie plony sadzić, podlewać i zbierać będziemy pojedynczo. Brzmi monotonnie? Bo takie jest. Brzmi niezbyt zachęcająco? A to już sprawa indywidualna, bowiem Harvest Moon dla wielu osób od lat pozostaje niewyjaśnionym fenomenem, który pomimo swej rutynowej rozgrywki charakteryzuje się syndromem „jeszcze dziesięciu minut”, nie pozwalającym oderwać się od ekranu. Zapewne ma to związek z obserwowaniem wzrostu naszej farmy oraz polepszaniem relacji z mieszkańcami, aczkolwiek na pierwszy rzut oka może nie wydawać się to tak oczywiste. Jednak roślinki, zwierzaczki i ewentualne dręczenie mieszkańców to nie jedyne zajęcia naszego farmera. W wolnym czasie zająć się można kilkoma innymi czynnościami, takimi jak łowienie ryb, pozyskiwanie minerałów w kopalni, ścinanie drzew, zbieranie dziko rosnących roślin, czy też gotowanie. Od czasu do czasu weźmiemy także udział w lokalnych festiwalach, wyścigach konnych, a także kilku wydarzeniach fabularnych. Jedynym ograniczeniem będzie czas oraz stamina bohatera, malejąca wraz z wykonywanymi kolejnymi czynnościami fizycznymi (przesadny wysiłek może doprowadzić do choroby). Do kompletu dorzućmy możliwość rozbudowania domu, zakupienia dodatkowych przedmiotów nieco ułatwiających funkcjonowanie oraz kilka mini-gierek, a otrzymamy niemal cały wizerunek rozgrywki. Prawda jest taka, że niemal każdą odsłonę serii Harvest Moon opisywać można w ten sam sposób, skupiając się co najwyżej na wprowadzonych zmianach i poprawkach względem poprzedników. Nie inaczej jest z Hero of Leaf Valley. Warto bowiem zaznaczyć, że gra jest swego rodzaju remakiem wydanego w 2001 roku na PS2 Harvest Moon: Save the Homeland. Wersja PSP jest jednak znacznie bardziej rozbudowana, gdyż pomimo obecności tych samych bohaterów oraz konieczności ocalenia wioski oferuje znacznie większe pole do popisu, zarówno w kwestiach rolniczych, jak i interakcji z mieszkańcami (np. Save the Homeland trwał tylko rok i nie pozwalał na ożenek i kontynuowanie gry po jej zakończeniu). Z drugiej strony, wiele rzeczy mimo wszystko mogło zostać wykonanych o wiele lepiej. Dla przykładu, tempo gry jest strasznie powolne, w związku z czym samo podróżowanie po lokacjach zajmie nam nieraz więcej czasu niż czynności w nich wykonywane. Takie podlewanie roślinek nigdy nie było zbyt ciekawym aspektem serii, ale wiele odsłon przynajmniej oferowało alternatywę, w postaci ulepszonej konewki, czy też pomocy skrzatów. W Hero of Leaf Valley co prawda można dokonać usprawnień posiadanych narzędzi, lecz nie konewki, w związku z czym nawet pod koniec gry każdy z 64 segmentów dostępnego pola trzeba będzie podlewać pojedynczo.
Osobiście zawiodłem się także na festiwalach, które w wielu poprzednich Harvest Moonach były bardzo ciekawymi i pomysłowymi wydarzeniami, nierzadko oferującymi jakieś dodatkowe korzyści. Hero of Leaf Valley pod tym względem prezentuje się bardzo ubogo, ograniczając większość świąt albo do prostych przerywników filmowych (taniec, czy też obserwowanie fajerwerków), albo do możliwości zainicjowania dodatkowego dialogu z NPC. Są to jednak w wielu przypadkach sprawy dyskusyjne i niezależnie od tego czy wypadają lepiej, czy też gorzej od poprzednich odsłon serii, gra nadal sprawia frajdę. Nie mogę jednak tego samego powiedzieć o ogólnej strukturze rozgrywki i jej zaprogramowaniu. Faktowi częstego zawieszania konsoli przeznaczyłem cały paragraf, ale to nie jedyny aspekt, którego twórcy nie dopracowali. Jeśli przyjdzie Wam grać w wersję UMD, liczyć się musicie z częstymi i bardzo długimi loadingami. Lokacje nie są duże, w związku z czym sama podróż po wiosce może się wiązać na zmianę z pięcioma sekundami biegu, a następnie pięcioma sekundami ekranu wczytywania (zakładając, że w ogóle się wczyta, a nie zawiesi konsoli...). Co więcej, gra jest wręcz przepełniona mniejszymi lub większymi błędami i bugami, niekiedy uniemożliwiającymi dalszą zabawę. Najlepszym przykładem jest tutaj hodowla zwierząt, a mianowicie zajmowanie się bydłem. Jest to dosyć mozolna i długotrwała procedura, polegająca na wydojeniu krowy, jej nakarmieniu, wyczyszczeniu oraz „porozmawianiu” z nią. Sęk w tym, że czynności te wymagają wyekwipowania odpowiedniego narzędzia i ustawienia się we właściwej pozycji, aby akcję zainicjować, lecz często zwierzak będzie się od nas odwracał, odchodził gdzieś dalej, blokował przy płocie itp. Z drobiem jest podobnie, gdyż kurnik jest bardzo mały, a zebranie jaj wiąże się z koniecznością przeniesienia każdej kury w inne miejsce, co też przełoży się na częste podnoszenie z ziemi nie tego obiektu, który byśmy chcieli. A niestety, gra nie jest ani trochę realistyczna, w związku z czym żadnego zwierzaka nie można przerobić na mięso, co by dać upust swej frustracji. Błędów lub niedoróbek tego typu jest więcej – zdarzyło mi się, że po odegraniu krótkiej cut-scenki z lokacji zniknął... mój dom. Także jakby okazyjne zwiechy nie były wystarczające, trafiłem na sytuacje, w których się zablokowałem (głównie przez zwierzęta w oborze) i nie mogąc się wydostać nie pozostało mi nic innego jak zresetowanie gry. Przykładów tego typu mógłbym wymienić jeszcze kilka, ale nie w tym rzecz – pragnę po prostu zwrócić uwagę na fakt, iż gra jest najzwyczajniej w świecie niedopracowana, a że do czynienia mamy z pozycją na PSP, nie jest możliwe wypuszczenie jakichkolwiek patchy, które by problemy te usunęły. Co więcej, gra wcale nie jest z tego względu ani trochę tańsza.
Pozostała nam kwestia oprawy audiowizualnej gry. I prawdę mówiąc myślę, że jest to sprawa najbardziej dyskusyjna ze wszystkich. Z technicznego punktu widzenia, grafika Hero of Leaf Valley nawet jak na możliwości PSP jest dosyć prosta, ale zarazem bardzo czytelna i posiadająca swój urok, zapewne dzięki cukierkowym klimatom anime. Modele postaci są całkiem przyzwoite, a wszelkie dialogi uzupełnione portretami ukazującymi emocje danego bohatera. Jedyne do czego można się przyczepić to wspomniane wyżej małe lokacje i częste/długie loadingi, a także okazyjny spadek płynności animacji. Natomiast w kwestii dźwiękowej niemal nic nie uległo zmianom w stosunku do wielu innych odsłon Harvest Moon wydanych na przestrzeni ostatnich lat, gdyż nadal nie otrzymaliśmy jakiegokolwiek voice-actingu, przygrywająca w tle muzyka, choć klimatyczna, nie zapada w pamięci na długo, a cała reszta dźwięków to proste, bardzo symboliczne odgłosy otoczenia, lub też inne gwizdy w menu. Krótko mówiąc, standardowy Harvest Moon o prostej, lecz przyzwoitej jak na swoją platformę oprawie.
Harvest Moon: Hero of Leaf Valley to najprościej rzecz biorąc bardzo klasyczna, ale jednocześnie przystępna odsłona serii. Nie jest ona na tyle dobra aby dorównała na przykład nieśmiertelnemu Back to Nature z PSX, ale zarazem posiada kilka charakterystycznych cech, które zapewniają dobrą zabawę na długie godziny. Błędy, bugi oraz wieszanie konsoli to oczywiście bardzo znaczące wady, a gra sama w sobie mogła zostać w paru aspektach nieco lepiej dopracowana, ale najważniejszy jest fakt, że magia tytułu nadal działa (do momentu aż gra się nie zawiesi...), przez co jeśli już przymknie się oko na wszelkie niedoróbki, może się okazać, że z obiecywanego „jeszcze tylko 10 minut” zrobiło się parę godzin. Grę polecam przede wszystkim fanom serii Harvest Moon, spragnionym w miarę tradycyjnej odsłony, bez żadnych udziwnień typu otoczki science-fiction czy fantasy. Natomiast osobom, którym cykl jest obcy, bardziej bym sugerował styczność z którąś ze starszych części, jak wspomniany wyżej Back to Nature na PSX (lub jego port na PSP o podtytule Boy & Girl), czy też Friends of Mineral Town na GBA.
zalety: Wciągająca rozgrywka; Przyjemny, radosny klimat; Charyzmatyczne postacie; Kilka różnych zakończeń; Mnogość czynności do wykonania.
wady: W niektórych przypadkach, zawieszanie konsoli; Absurdalna ilość błędów i niedopracowań; Powolne tempo rozgrywki; Niektóre opcje i rozwiązania; Mimo wszystko monotonia.
ocena: 7
Przeczytaj również
Komentarze (29)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych