Piotruś Pan i Wendy (2023)

Piotruś Pan i Wendy (2023) - recenzja, opinia o filmie [Disney]. To nie jest film dla fanów oryginału

Piotrek Kamiński | 29.04.2023, 20:00

Klasyczna opowieść o chłopcu, który nie chciał dorosnąć i jego odwiecznej walce z pirackim kapitanem, Hakiem, widziana oczami świeżo przybyłych do Nibylandii Wendy, Johna i Michaela. Twist polega na tym, że przefiltrowano ją przez 'dzisiejsze standardy' i to w najgorszym możliwym wydaniu.

Szczerze nie lubię tych nowych remake'ów animowanej klasyki Disneya. Tak jak jeszcze poniekąd rozumiem chęć odtworzenia i rozbudowania tych najstarszych filmów, jako że potrafiły mieć naprawdę prostą fabułę, głosy się już mocno zestarzały, a i animacja w 'chudych' latach nie była zbyt dokładnie wyczyszczona, do kompletu często powielając już raz animowane sceny, tylko z nadaniem im nowej powierzchowności. "Księga Dżungli" po prostu tchnęła trochę nowego ducha w starą historię - spoko. "Dumbo" dosyć mocno rozbudował fabułę i tak jak zrobione to było nieźle, tak przesuwało przy tym blask światła reflektorów z tytułowej postaci na mało interesujących ludzi. I do tego wycięli niewygodne w dzisiejszych czasach wątki, co należało odczytywać jako pierwszą oznakę tego, co dzieje się teraz. Prócz tego, bodaj wszystkie pozostałe wersje live action disneyowskich klasyków są w najlepszym wypadku zbędne, a w najgorszym... Dzisiejszym filmem.

Dalsza część tekstu pod wideo

Piotruś Pan i Wendy (2023) - recenzja filmu [Disney]. Nie znajdziesz tu magii, ani radości 

Wendy boss

Obrzydliwy jest ten film. Oryginał (niezależnie czy mówimy o sztuce Barrie'ego, o późniejszej książce jego autorstwa, czy o animacji Disneya z 1953 roku) to opowieść pełna dziecięcej wyobraźni, która jest kluczem, katalizatorem magii i fantastycznej natury Nibylandii. Pan autor zręcznie prowadzi bohaterów od czystej dziecinady, przez lekkie przygody i później poważniejsze sytuacje, finalnie doprowadzając ich do punktu, w którym sami uświadamiają sobie, że bycie wiecznym dzieckiem to wcale nie taki świetny pomysł. To historia z pięknym morałem i masą pomysłów wyciągniętych prosto z dziecięcego umysłu - po prostu cudowna przygoda. Regularnie wracam i do filmu Disneya i do książki Barrie'ego. Tymczasem po jednej wizycie w Nibylandii Davida Lowery'ego mam ochotę zrobić z wszystkimi istniejącymi kopiami filmu to samo, co Atari zrobiło z E.T. 

Zacznijmy od tego jak szary i pozbawiony magii jest ten świat. Nic w tej tutejszej Nibylandii nie woła do widza 'chodź, zobacz'. Nie ma tu syren, dzieci nigdy nie trafiają na Indian, nie ma zabawy. Cała podróż Wendy (Ever Anderson), Johna (Joshua Pickering) i Michaela (Jacobi Jupe) jest opresyjna, stresująca i nieprzyjemna. Film miesza i zmienia wątki - o czym porozmawiamy za chwilę - gubiąc gdzieś po drodze przesłanie oryginału. Dobrze chociaż, że udało im się jedną rzecz zrealizować ciekawie - rozwinęli jedną z najbardziej popularnych fanowskich teorii i to w taki sposób, że dało się na niej zbudować całkiem sympatyczny story arc. Jeden. A jaki, w takim razie, jest nowy motyw przewodni filmu? Girl power, oczywiście.

Piotruś Pan i Wendy (2023) - recenzja filmu [Disney]. Czy scenarzysta w ogóle pomyślał przez sekundę nad tym, co pisze?

Dzwoneczek

SPOILERY poniżej.

Tytuł jest odrobinę mylący. Tak naprawdę to jest film o Wendy, a Piotruś (Alexander Molony) jest jedynie mało istotną postacią poboczną, która zwykle bardziej przeszkadza, niż pomaga. Pamiętasz bardzo charakterystyczną kwestię "to die will be an awfully big adventure"? Teraz to kwestia Wendy. Nie ma również potrzeby aby ktokolwiek ratował ją z rąk piratów, a Dzwoneczek (Yara Shahidi) wcale nie jest zazdrosna o Piotrusia i od samego początku są najlepszymi przyjaciółkami. Oczywiście Tygrysia Lilia (Alyssa Wapanatahk) również nie wymaga ratunku z rąk kapitana Haka (Jude Law), bo jakby to wyglądało. To ona jest od ratowania, co doskonale obrazuje moment, w którym dosłownie wiezie Piotrusia konno na statek piratów, bo tamten zapomniał jak się lata. Jeśli autorzy tego filmu aż tak bardzo nienawidzą oryginału, to po co w ogóle było się za niego brać?

Dzisiejszy film jest jednym z pierwszych, pełnometrażowych występów wcielającego się w Piotrusia Pana Alexandra Molony'ego. Chłopak zdecydowanie ma w sobie sporo naturalności i potrafi oddać zarozumiałą naturę Piotrusia, ale nie ma w nim absolutnie żadnej radości, prawie jakby zamiast wiecznego dziecka, grał zmęczonego życiem urzędnika. Na pewno nie pomaga mu też w tym okropny, pełen skrótów myślowych scenariusz. Już sam początek filmu jest jakiś niekompletny. Nikt nie opowiada bajek o Piotrusiu, a młody po prostu przybywa, bo chce zabrać Wendy do Nibylandii. Po doskonałym wytłumaczeniu jak się za to zabrać, cała ekipa bez problemu zaczyna latać i śmiga za Piotrusiem. Nie wiemy skąd go znają, dlaczego mu ufają, nie wiemy nic. To znaczy wiemy, bo widzieliśmy wcześniejsze wersje tej historii, ale sam film nie tłumaczy niczego w choćby najbardziej zwięzły sposób. Cały film jest robiony jakby 'na szybko '. Tylko jeden wątek został faktycznie rozbudowany.

Jude Law jako kapitan Hak jest bezapelacyjnie najlepszym elementem tego filmu (żeby nie powiedzieć, że jedynym dobrym). W jego szeroko otwartych oczach widz bez problemu dostrzeże szaleństwo, ale jeśli przyjrzeć się odrobinę dłużej, okaże się, że to bardziej strach i rozpacz. Lowery postanowił rozwinąć słynną, fanowska teorię, według której piraci Haka to zagubieni chłopcy, którzy dorośli - jest w książce fragment o tym, jak Piotruś pozbywał się chłopców, którzy robili się za duzi. Czyli można założyć, że pan reżyser/scenarzysta książkę przeczytał. Szkoda więc, że z zagubionych "chłopców" zrobił "dzieci", bo reprezentacja, paradoksalnie ujmując dziewczynkom, które według książkowego Piotrusia były "zdecydowanie za mądre żeby wypaść z wózeczka". W każdym razie, Hak jest teraz byłym przyjacielem Piotrusia, który dorósł. Ciekawy pomysł, dokładający do ich relacji warstwę emocjonalną, której wcześniej tam nie było. Sęk w tym, że torpeduje to logikę filmu, bo skoro Hak od zawsze wiedział, gdzie mieszka Piotruś i jego zgraja, to czemu nie dokonał swojej zemsty już całe lata temu? Chociaż akurat w dzisiejszym filmie problem ten w ogóle nie zostaje zaadresowany - piraci po prostu pojawiają się w odpowiednim miejscu, kiedy wymaga tego od nich fabuła.

Najchętniej wystawiłbym tej trawestacji ocenę na minusie. Ludzie myśleli, że "Pan" z młodym Hakiem i Czarnobrodym był dziwaczny (bo był), ale tamten film to jest pikuś, w porównaniu z tym tutaj. Wtedy przynajmniej mogli bronić się faktem, że to prequel. Uwielbiam właściwie wszystkie pozostałe wersje tej postaci i jej historii. Mając dosłownie kilka lat, wstawałem o 6 rano żeby móc obejrzeć "Piotrusia Pana i piratów" od Foxa na TVP2. Do dziś nie rozumiem jak Spielberg może nie lubić swojego "Hooka", który dla mnie jest po prostu świetną kontynuacją oryginalnej historii. Podobała mi się nawet ta wersja z Jasonem Isaacsem w roli Haka (świetny casting). Tymczasem po seansie "Piotrusia Pana i Wendy" chcę jedynie obejrzeć którąś z tych innych wersji, aby zmyć jakoś ten pozostały po filmie niesmak. Nie mogę jednak wystawić mu najniższej oceny. Rzecz nakręcona jest kompetentnie, Hak robi wrażenie właściwie od początku do końca, a i jedna nowa piosenka jest nawet spoko (lepiej żeby była, skoro wycięli wszystkie inne). Na pewno fakt, że oryginał jest mi tak bliski też wpływa trochę na moją ocenę, ale szczerze wierzę, że nawet zawieszony w próżni, ten film jest po prostu kulawy scenariuszowo, często aktorsko, a do tego popsuty tematycznie. Zrób sobie przysługę i obejrzyj wersje animowaną - też jest na D+.

Atuty

  • Jude Law;
  • Nowa, pogłębiona relacja Haka i Piotrusia;
  • Scena z krokodylem całkiem sympatyczna.

Wady

  • Kompletnie ignoruje albo wręcz depcze tematy i motywy, o których pisał Barrie;
  • Piotruś nie ma w sobie za grosz dziecięcej energii;
  • Wypchnięcie na pierwszy plan Wendy, Dzwoneczka i Tygrysiej Lilii nie działa, skoro reszta fabuły nie ulega diametralnej zamianie;
  • Szara i brzydka Nibylandia;
  • Co się stało z piosenkami z oryginału?

"Piotruś Pan i Wendy" to kompletnie bezduszny remake jednej z najbardziej magicznych historii, za które wziął się Walt Disney. Jeden Jude Law całego filmu nie uratuje. Dobrze, że Disney i Barrie nie żyją i nie widzą, co dzieje się z ich dziedzictwem.

3,5
Piotrek Kamiński Strona autora
Z wykształcenia filolog, z zamiłowania gracz i kinoman pochłaniający popkulturę od przeszło 30 lat. O filmach na PPE pisze od 2019. Zarówno w grach, jak i filmach najbardziej ceni sobie dobrą fabułę. W wolnych chwilach lubi poczytać, pójść na koncert albo rodzinny spacer z psem.
cropper