Gwiezdne Wojny: Wizje (2021) - recenzja, opinia o 2 sezonie serialu [Disney]. Mnogość stylów, wspólny temat
Druga paczka odcinków zebranych pod szyldem "Wizji" wylądowała na Disney+ i tak jak trzeba przyznać, że każda kolejna historyjka intryguje, a miejscami wręcz zachwyca wizualiami, tak fabularnie robią raczej mieszane wrażenie.
"The Force is female", głosił w 2019 roku napis na koszulce Kathleen Kennedy, szefowej Disney Star Wars. Od pewnego już czasu, ci najgłośniejsi twierdzili, że świat wykreowany przez Lucasa jest zbyt siurkocentryczny, że najwyższa pora żeby mężczyźni zeszli na dalszy plan aby zrobić miejsce bohaterkom, z którymi mogłyby się utożsamiać i kobiety - przy okazji mieszając z błotem zasługi Lei, Jyn i Ahsoki (choć faktem jest też, że na pierwszym planie zwykle widzimy facetów, jasne, z tym się nie kłócę). Niestety, problemem był i wciąż jest sposób, w jaki tę zmianę klimatu się przeprowadza (nie tylko w "Gwiezdnych Wojnach"). Dzisiejsi, niewydarzeni scenarzyści, nie wiem czy bojąc się, czy o co chodzi, regularnie używają mężczyzn jako trampolin dla kobiet, robiąc z nich ofiary losu, albo ciemniaków, którzy prawie zabijają się o własne nogi (albo są po prostu źli), przy których bohaterki mogą wypaść po prostu lepiej, bardziej korzystnie. Dodajmy do tego natychmiastowe bycie największym badassem w okolicy, który absolutnie nie potrzebuje żadnej pomocy i sam sobie wszystko ogarnie i mamy prosty przepis na scenariusz, który będzie zwyczajnie nudny. Hollywood przez wiele lat stosowało odwrotną taktykę, robiąc z facetów chodzące doskonałości, kobietom zostawiając wyglądanie ładnie i bycie porywanymi. To był błąd, ale robienie dokładnie tego samego w drugą stronę też jest głupotą. Myślałby kto, że ewoluowaliśmy już na tyle żeby nie popełniać w kółko tych samych błędów. Dlaczego o tym wspominam? Trochę bez powodu, a trochę ponieważ na dziewięć odcinków tylko w dwóch albo trzech prócz głównej postaci żeńskiej dostajemy też wspomagającego bohatera chłopaka i jakoś rzuciło mi się to w oczy.
Gwiezdne Wojny: Wizje (2021) - recenzja 2 sezonu serialu [Disney]. Uczta dla oczu
Tym razem każdy z odcinków reprezentuje bardzo wyraźnie odmienny styl. Studia dostały wolną rękę i widać to w ich pracy. Pierwszy odcinek wygląda jak ruchomy obraz, co idealnie pasuje do tematu odcinka, w którym dawna uczennica Sith stara się stworzyć piękny obraz, ale w kolorach nieustannie pojawia się drażniący ją mrok. Wizualnie jest to majstersztyk, zaczynając od samych teł, na finałowym pojedynku na miecze kończąc. Czysto fabularnie nie ma tu jednak za wiele. To prosta historia o tym, że światło i cień są od siebie zależne i potrzebujemy w życiu jednego i drugiego.
W drugim odcinku, znacznie prostszym, ale przy tym bardzo wyrazistym wizualnie, kojarzącym mi się odrobinę ze stylem Gendy'ego Tartakovsky'ego, obserwujemy grupę dzieci, która udaje się w mroczne miejsce aby stawić czoła swemu lękowi. Świetny klimat, do kompletu podkreślony ciekawym zwrotem akcji, choć mam wrażenie, że twórcy wyskakują z nim trochę "z tyłka", tylko po to aby nas zaskoczyć.
Część trzecia, "In the stars" jest zwyczajnie irytująca. Wygląda ładnie, jasne, ale i kiepskie dialogi (nieziemsko tania ekspozycja) i ostateczne, proste, wygodne rozwiązanie, w połączeniu z raczej irytującą główną bohaterką sprawiają, że to jeden z najbardziej męczących odcinków w całym sezonie.
Na szczęście już "I am your mother" jest jego kompletnym przeciwieństwem. Stylistyka jak "Wallace i Gromit", prosta, pozbawiona patosu opowieść o dziecku wstydzącym się obciachowego rodzica, ładny morał. Może niezbyt to 'gwiezdnowojenne', ale biorąc pod uwagę bardziej eksperymentalny, wolnoformatowy kształt serialu, nie mam z tym problemu. Szkoda tylko, że z Wedge'a Antillesa zrobili trochę bufona - mój wewnętrzny fanboy miał problem aby przełknąć ten fakt.
Gwiezdne Wojny: Wizje (2021) - recenzja 2 sezonu serialu [Disney]. A mózg może odpocząć
"Journey to the dark head" to już natomiast "Gwiezdne Wojny" w najczystszym wydaniu. Animacja to takie dosyć klasyczne, japońskie anime, ale doskonale pasuje do tej opowieści. Główną bohaterką jest członkini plemienia zajmującego się przewidywaniem przyszłości, która stara się zmienić przeznaczenie z pomocą młodego Jedi. Na ich drodze stoi natomiast potężny Sith. Jeśli chodzi o ambicję i eksperymentalność projektu, to zasługuje on na zdrowe 2/10, ale mimo tej prostoty, wykonanie to pełna dycha, także dużo zależy od tego, kto na co liczy.
Epizod szósty zachwyca zastosowaniem klasycznej, japońskiej kreski, trochę jakbyśmy oglądali "Okami" albo "the Tale of Princess Kaguya". Fabularnie rzecz jest raczej przewidywalna, ale najważniejsze, że działa na poziomie emocjonalnym, a pokazanie imperialistów w czasie wolnym, obcujących z ludźmi, nadaje odrobinę głębi i uczłowiecza ich zimną i pozbawioną emocji powierzchowność.
I na tym dobre odcinki się kończą. Pozostałe trzy potrafią zaintrygować wizualnie - zwłaszcza filcowi bohaterowie "Aau's song", ale w kwestii fabularnej nie mają już nic ciekawego do powiedzenia. "The Bandits of Golak" to po prostu kolejny odcinek o nieposłusznym dziecku ładującym się w tarapaty, z których ktoś musi je później wyciągnąć (tak jak wcześniej w "In the stars"), w dodatku wybitnie wyraźnie inspirowany jedną kulturą, a przez to raczej mało kreatywny. Chociaż wąsaty, zielony inkwizytor nawet mnie rozbawił. Późniejszy "The Pit" rżnie ostro z "Mroczny Rycerz Powstaje" i przy tym jest nieziemsko dziurawy logicznie, a wspomniana już "Piosenka..." to bardziej spektakl wizualny, niż fabularny, w dodatku raczej luźno pogrywający sobie z lore tego świata.
Drugi sezon "Gwiezdne Wojny: Wizje" urzeka pięknem animacji praktycznie za każdym razem, ale już fabularnie udaje mu się to raczej rzadko. Jak na niepowiązane ze sobą opowieści od różnych studiów, jest również raczej repetytywny, często korzystając z tych samych rozwiązań fabularnych, czy nawet podobnego miejsca akcji. Patrząc na każdy odcinek w próżni, jako swoją własną mini-opowieść, niekoniecznie związaną z marką "Gwiezdnych Wojen" byłem zachwycony nimi wszystkimi, ale jako jedna całość i w dodatku część szerszego świata, drugi sezon zawodził mnie niemal na każdym kroku problemami z trzymaniem się ustalonego lore, powtarzalnością i ogólną miałkością fabuł. Jak już wspominałem, to jak bardzo serial się nam spodoba, zależy w znacznej mierze od tego, czego od niego oczekujemy.
Atuty
- Świetnie to wygląda;
- Kilka ładnych morałów;
- Sympatycznie lekki i zabawny odcinek o wyścigach;
- Część pomysłów poszerzających lore na tyle dobra, że zasługują aby pociągnąć je dalej.
Wady
- Powtarzalne, często podobne do siebie fabuły;
- 15 minut to za mało aby opowiedzieć w pełni zrealizowaną historię;
- Mało "Gwiezdnych Wojen" w tych "Gwiezdnych Wojnach";
- Logiczne i fabularne głupoty.
"Gwiezdne Wojny: Wizje" dają nam w drugim sezonie zestaw każdorazowo pięknych wizualnie opowieści, które jednak nie mają zwykle nic ciekawego do powiedzenia i są bardziej ciekawostką, niż integralną częścią Gwiezdnej Sagi. Pojedyncze odcinki potrafią zachwycić, ale większość jest co najwyżej okej.
Przeczytaj również
Komentarze (6)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych