Gaslit (2022) - recenzja, opinia o serialu [Canal+]. Watergate to nie tylko Nixon [Aktualizacja]
Serial o ludziach biorących udział w słynnej aferze Watergate, o których historia z czasem zapomniała. Kim byli? Jak przyczynili się do słynnego włamania i ostatecznego odejścia Richarda Nixona ze stanowiska prezydenta USA?
Ciekawe, że dopiero teraz ktoś postanowił puścić u nas ten serial. "Gaslit" miał premierę w Stanach prawie równo rok temu, więc, znając życie, bardziej zainteresowani tematem obejrzeli go już dawno temu. Ale jest w tym ich braku pośpiechu jakaś poezja. U nas w Polsce skandal z udziałem prezydenta USA nie był aż tak medialny, a jego skutki tak długo odczuwalne, jak za wielką wodą, więc możemy do końca nie dostrzegać tego, jak ciekawy to pomysł aby przypomnieć ludziom o Marcie Mitchell, Johnie Deanie i innych osobach, które przecież były tak ważne dla całej sprawy, a o których w ogóle się nie mówi. Tak więc puszczenie serialu w Polsce rok po premierze też można odczytywać jako takie "przypomnienie o czymś ważnym", bo to przecież ciekawa historia, o której się nie mówi. Nie? Doszukuję się na siłę? Na pewno, ale miałem takie skojarzenie, jakieś takie usprawiedliwienie dlaczego dostajemy "Gaslit" dopiero teraz. Czy warto go bronić przekonamy się, kiedy będzie można już obejrzeć cały sezon, ale przyznam, że ten pierwszy, udostępniony nam przedpremierowo odcinek zbytnio mnie nie porwał.
Gaslit (2022) - recenzja serialu [Canal+]. Dwójka głównych bohaterów
Zaczynamy od Johna Deana (Dan Stevens), prawnika pracującego dla rządu Nixona. Chłopak właśnie szykuje się do wyjścia do pracy, po upojnej nocy spędzonej z kurtyzaną. Dziewczyna leży wciąż kompletnie naga w łóżku i podpytuje swojego klienta o pracę. Okazuje się, że obrotna z niej dziewczyna i zna się na polityce - chociaż bardziej na politykach. To całkiem sprytny sposób na nakreślenie jak wygląda sytuacja, tak abyśmy nie czuli, że ktoś po prostu tłumaczy nam o co chodzi. Czy wcielająca się w pannę Francescę Allie Marrie Evans musiała być goła, bo inaczej scena by nie zadziałała? Raczej nie, ale kamera Larkina Seiple (odpowiadającego za zdjęcia choćby do "Wszystko, wszędzie, naraz") obejmuje ją w tak subtelny, a przy tym zmysłowy i jednocześnie zwyczajnie miły dla oka sposób, że szkoda byłoby stracić taki pokaz operatorskiej roboty.
Gdzie indziej Martha Mitchell (Julia Roberts) robi to, co robić lubi najbardziej - udziela wywiadu. I robi to bezpardonowo, nie bacząc na to kogo obraża, kogo wrzuca na minę. Nie podoba się to jej mężowi, Johnowi (Sean Penn), prokuratorowi generalnemu, bliskiemu współpracownikowi prezydenta Nixona. Z jednej strony szczerze kocha swoją żonę, z drugiej wie, że jej długi język może wpakować go kiedyś w kłopoty.
Gaslit (2022) - recenzja serialu [Canal+]. Wygląda pięknie, ale na razie niezbyt wciąga
To właśnie ta dwójka - pan Dean i pani Mitchell - będą głównymi bohaterami serialu i to ich dotyczy tytułowy 'gaslighting', czyli celowe wprowadzanie w błąd i torpedowanie czyjejś pewności siebie dla własnych celów. W przypadku Deana widać to już w pierwszym odcinku, kiedy dostaje, ekhem, zadanie specjalne od swoich zwierzchników. Nie podoba mu się fakt, że miałby robić coś niezgodnego z prawem, lecz odpowiednio łechtane ego skutecznie zagłusza wyrzuty sumienia. Przełożeni skutecznie utrzymują go w stanie podwyższonego poczucia własnej wartości, dzięki czemu nie zadaje zbyt wielu pytań i godzi się z grubsza na wszystko. W przypadku postaci Roberts pierwszy odcinek jeszcze zbyt wiele z nią pod tym kątem nie robi, ale przeczytałem, że później gaslighting stanie się kluczowym elementem całego jej wątku.
I to niespieszne tempo snucia opowieści jest, moim zdaniem, odrobinę problematyczne. Po obejrzeniu pierwszego, trwającego godzinę odcinka, intryga nie zawiązała się jeszcze na tyle mocno, abym poczuł chęć oglądania dalej. Jasne, pionki są powoli ustawiane na szachownicy, zarówno Dean, jak i oboje Mitchellów mają swoje wątki, które skutecznie prezentują ich charaktery, jakim typem ludźmi są osobiście, jakimi publicznie i tak dalej. Ale prócz tego w całych tych sześćdziesięciu minutach nie wydarzyło się jeszcze nic konkretnego. Może dla amerykańskiego widza nie musiało, bo oni z grubsza wiedzą dokąd to wszystko zmierza, ale reszta świata (a przynajmniej ta część, która nie interesuje się historią USA z XX wieku) nie ma w co się wgryźć.
Gwiazdorska obsada serialu oznacza, że o charakterystykę bohaterów i jakość dialogów nie musimy się martwić (a przynajmniej tego, jak są podawane), choć w tym pierwszym odcinku jeszcze nie było czym prawdziwie zabłysnąć. Stevens jest nawet w porządku jako całkiem szary, zwyczajny John Dean, a Roberts wypowiada się z uroczym, południowym akcentem, ale to tyle. Całkiem ciekawie wypada za to Sean Penn jako John Mitchell, choć w jego przypadku może to być zasługa tony makijażu i fat suita, pod którymi jest schowany. W pierwszej chwili nawet nie zauważyłem, że to on. Dopiero po kilku scenach zdradziły go oczy. Mitchell jest sprytny, kochający, rubaszny, a ponad wszystko po prostu sprytny - cecha, której Penn, aktorsko przynajmniej, ma aż nadto. Czysto pod kątem występu, to jego postać ciekawi mnie najbardziej i dla niej włączę kolejny odcinek (no i może dla Allie Marrie Evans, jeśli jeszcze się pokaże)!
Gaslit (2022) - recenzja serialu [Canal+]. Aktualizacja po obejrzeniu reszty sezonu
Na początku miesiąca, kiedy pisałem powyższe akapity, podsumowałem serial Robbie'ego Pickeringa stwierdzeniem, że pewnie nie obejrzałbym sam z siebie drugiego odcinka. Od tamtej pory Canal+ udostępnił nam do zapoznania się cały sezon, wszystkich osiem odcinków i muszę przyznać, że tamta decyzja byłaby błędem. Serial bardzo szybko zaczyna nabierać tempa, a ponieważ cała afera Watergate była pod wieloma względami dziwna, a miejscami wręcz niedorzeczna, oglądanie rozwoju wypadków prędko staje się hipnotyzujące.
Jeden z prowadzących sprawę agentów FBI pyta w pewnym momencie swojego partnera "Co jeśli się pomyliliśmy? Co jeśli ci ludzie nie są geniuszami, zawsze będącymi pięć kroków przed nami? Co jeśli są po prostu... Głupi?". I to właśnie ta krótka hipoteza najlepiej oddaje ducha "Gaslit". Sprawa jest bardzo poważna, ale jej detale to wypisz, wymaluj komedia. Miejscami bierze się ona z niedorzeczności działań prowadzonych przez ludzi Nixona, a czasami z prostego faktu, że twórcy serialu nie szanują osób, o których opowiadają, co doskonale pokazuje scena z finałowego odcinka, w której pan prezydent, figura w serialu raczej nieobecna, pod pewnymi względami wręcz mityczna, wstaje z łóżka po tym, jak mleko się już rozlało. Widz widzi jego wielkie plecy, wystający brzuch, część pośladków wystającą znad za małych gaci. Światło dnia oświetla jego sylwetkę, kamera tnie do pełnego planu, Nixon unosi ręce i... Puszcza długiego, syczącego, smutnego bąka. I to bawi. Tak szczerze.
Oczywiście to nie tak, że cały serial jest jedną, wielką parodią, o czym bardzo dobitnie potrafią przypomnieć postacie grane przez Shea Whighama i Chrisa Connera. Ten pierwszy wciela się w fanatyka, kompletnie oddanego sprawie, wielokrotnie z miłą chęcią oferującego własne życie, byle tylko pomóc prezydentowi. Ale tak jak jego fanatyzm można jeszcze odbierać przez pryzmat absurdalności jego działań, tak już postać Connera jest czysto przerażająca - on wie, absolutnie zdaje sobie sprawę, że jego zawód wymaga od niego podejmowania czasami trudnych, nienormalnych decyzji, przez które inni ludzie mogą źle o nim myśleć. Ale jest na to w pełni przygotowany, godzi się z tym i nigdy go to nie powstrzyma. Ta jego skalkulowana determinacja sprawia, że boimy się go, nawet kiedy dobrze zdajemy sobie sprawę, że postać której grozi musi przeżyć, bo to przecież prawdziwa historia...
"Gaslit", mimo dosyć niespiesznego początku, na przestrzeni kolejnych odcinków ewoluuje w piekielnie satysfakcjonujące osiem godzin telewizji. Doskonała obsada raz za razem serwuje widzom momenty do pośmiania się, aby chwilę później powiało prawdziwą grozą, a całość podkreśla szczerze wzruszający, słodko-gorzki finał. Brawa należą się osobie, która wymyśliła ten tytuł. Tutaj wszyscy gaslightują wszystkich, bez cienia litości. A widz ogląda ten festiwal zakłamania i nie może się oderwać. Polecam.
Atuty
- Cała obsada robi robotę;
- Piękne, żywe zdjęcia i montaż;
- Wciągające scenariusze;
- Świetnie miesza humor, napięcie i melnacholię.
Wady
- Wolno się rozkręca.
"Gaslit" w przewrotnie angażujący sposób opowiada o jednym z największych skandali w historii USA. Świetna obsada, piękne zdjęcia i sprawnie napisane scenariusze sprawiają, że osiem godzin spędzonych z serialem mija jak osiem minut. Polecam.
Przeczytaj również
Komentarze (0)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych