Barry (2018) - recenzja, opinia o 4 sezonie serialu [HBO]. Finał opowieści o mordercy z wyrzutami sumienia
Barry Berkman trafił do więzienia. Odmawia jednak zaakceptowania takiego końca swojej historii. Gdzie indziej NoHo Hank rozkręca biznes z Cristobalem, Sally przeżywa kryzys, a Cousineau dalej walczy z własnym ego.
Kiedy pięć lat temu zaczynałem oglądać pierwszy sezon w "Barry'ego", nic nie wskazywało na to, że zrobi się z niego tak poważna produkcja. Zobaczyłem reklamę serialu w którym znany komik, Bill Hader, gra płatnego zabójcę, który chce zostać aktorem. Brzmiało absurdalnie i właśnie takiego serialu się spodziewałem. Początek zresztą był całkiem absurdalny – z dziwaczną mimiką głównego bohatera, uroczo zafascynowaną nim Sally, zakochanym w sobie Cousineau ,wyglądającym jakby miał raka Hankiem. Jego autorzy całkiem szybko jednak pokazali na co ich stać, oferując piękne zdjęcia, niebanalne metafory i w bardzo zajmujący sposób prezentując psychikę głównego bohatera. Cztery sezony dalej historia ma się wreszcie ku końcowi. Czy ostatecznie "Barry" jest bardziej komedią, czy dojmującym dramatem o walce z samym sobą? No zgadnij...
Barry (2018) - recenzja 4 sezonu serialu [HBO]. Droga przez mękę
4 sezon "Barry'ego" zaczyna się dosyć specyficznie, ponieważ główny bohater siedzi w więzieniu i raczej nie ma co myśleć o wcześniejszym wypuszczeniu. Nie jest to jednak takie istotne, ponieważ na przestrzeni poprzednich sezonów serial zdążył zbudować plejadę innych, równie ciekawych, a być może nawet i ciekawszych postaci, których historię również trzeba zakończyć.
Scenarzyści bardzo pewnie prowadzą całą główną obsadę przez sezon, mieszając wszystkich z błotem wedle zasług i sprawdzając kto da radę przejść na drugą stronę w jednym kawałku. Powiedziałbym że główną bohaterką tego sezonu jest tak naprawdę Sally (Sarah Goldberg), której sumienie nie pozwalało wrócić do porządku dziennego po wydarzeniach ostatniego sezonu, a teraz jeszcze dodatkowo dowiaduję się że jej chłopak siedzi w więzieniu za morderstwo. Jej droga na dno jest zajmująca i przerażająca, a Goldberg gra ją tak idealnie, że w pewnym momencie i widz zaczyna czuć do niej pewną odrazę, wymieszaną ze współczuciem. Nawet ciekawie wypada również wątek popadającego w paranoję Hanka (Anthony Carrigan), choć z tych głównych opowieści podobał mi się chyba najmniej. Pięknie za to łączy się z historią Fuchesa (Stephen Root), obecnie znanego jako Kruk. To zdecydowanie najbardziej odkręcona, ale również i absolutnie przerażająca wersja tej postaci, na tyle nieprzewidywalna, że nigdy nie można być pewnym co planuje i co zaraz zrobi, dzięki czemu trudno oderwać od niej wzrok. Oto, co osiem lat więzienia może zrobić z człowiekiem. Zaraz. Osiem lat?
Barry (2018) - recenzja 4 sezonu serialu [HBO]. Ostateczne odkupienie?
W połowie sezonu zaliczamy nagły przeskok o 8 lat do przodu, którego zupełnie się nie spodziewałem (a jeszcze bardziej nie spodziewałem się tego z ostatniego odcinka - trochę zabawne jak mało postarzali się aktorzy przez tych +/- 16 lat). W bardzo fajny sposób pozwoliło to wyolbrzymić problemy, z którymi próbują radzić sobie bohaterowie. Prym w tym temacie wiedzie wspomniana już Saly, ale tuż obok mamy tytułowego bohatera, który w dalszym ciągu zachowuje się jak osoba uzależniona – wszelkimi siłami stara się pokazać, że tamten dawny Barry to już nie on, lecz nie może prawdziwie ruszyć naprzód, ponieważ odmawia przyznania się przed sobą samym do swoich błędów. Batalia rozgrywająca się w jego głowie na przestrzeni tych ostatnich odcinków, to jeden z najbardziej zajmujących kawałków telewizji, jakie ostatnio widziałem, w czym ogromna zasługa Billa Hadera, grającego z sercem na dłoni, ale i reżyserującego kilka odcinków, w tym wybitnie dobry finał całego serialu.
Wizualnie "Barry" to wciąż najwyższa półka, ze statycznymi kadrami i kompozycją ujęć przywodzącymi na myśl Vince'a Gilligana i jego "Breaking Bad" i "Better Call Saul", choć ostatecznie nie jest to ten sam poziom. Jeszcze nie. Jedynym momentem, który niespecjalnie mnie kupił, była scena w drugiej połowie sezonu, w której z pewnego powodu cały dom Sally zaczął się nagle trząść i przechylać, jakby miał się zaraz wywrócić. Zmienione oświetlenie i coś w wyglądzie ścian nie pozwoliły mi uwierzyć, że faktycznie widzę przechylający się dom, a nie jedynie tani plan zdjęciowy zmontowany na szybko ze sklejki.
Ostatni sezon Barry'ego wciąż zawiera całkiem pokaźną liczbę elementów komediowych, czego pięknym potwierdzeniem jest doskonała, finałowa sekwencja, której treści nie mogę tutaj zdradzić, bo byłby to dosłownie grzech, ale ostatecznie historia płatnego mordercy z wyrzutami sumienia zakończyła się jako dramat. I to mocny dramat, dodatkowo podkreślony świetnymi występami całej obsady i najwyższej klasy reżyserią. To jedna z tych trudnych do definitywnego skategoryzowania produkcji, które potrafią kompletnie zmienić ton podczas jednego mrugnięcia, czasami kilkakrotnie w trakcie jednej sceny. Niby czarna komedia, ale też ostre jak brzytwa studium ludzkiej natury. Trochę szkoda, że to już koniec. Z drugiej strony, widać, że Hader i Berg zakończyli tę opowieść tak jak chcieli, a nie jest to wyczyn, którym w dzisiejszych czasach może pochwalić się wielu twórców.
Atuty
- Jak zawsze doskonała obsada;
- Wątki Barry'ego, Sally i w mniejszym stopniu Cousineau;
- Piękne zdjęcia;
- Porusza i bawi;
- Ta finałowa sekwencja!
Wady
- Hank i Kruk wypadli ostatecznie mniej ciekawie - na zasadzie "jakoś zakończyć to musimy";
- Kilka słabiej zrealizowanych scen.
"Barry" kończy swoją podróż wraz z czwartym sezonem serialu. Finał zgrabnie kończy wszystkie wątki, choć nie wszystkie były tak samo dobre. To nietuzinkowe połączenie dramatu i komedii w stylu Billa Hadera i jeśli ktoś jeszcze nie widział, to sugeruję sprawdzić pierwsze... 3 odcinki. Warto.
Przeczytaj również
Komentarze (17)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych