Wilcze stado (2022)

Wilcze stado (2022) - recenzja, opinia o filmie [Canal+]. Krew, jucha, posoka i statek towarowy

Piotrek Kamiński | 01.06.2023, 21:00

Reżyser filmu powiedział, że podczas produkcji zużyli dwie i pół tony sztucznej krwi. Taki to film. Splatter fest pełną gębą, z minimalnym udziałem fabuły, pisanej zapewne na kolanie podczas posiedzenia w kiblu .

Naturalnie, przy takich ilościach juchy, nie można było przesadzić z jej gęstością i wiarygodnością. Raz, że sprzątanie takiego syropu po każdym nieudanym ujęciu byłoby katorgą, a dwa, że zabarwiona po taniości barwnikiem spożywczym woda jest zdecydowanie tańsza. Nie oszukujmy się, w tego typu filmach nikomu nie zależy na wiarygodności. Ma być ekstremalnie, z ciałami podatnymi na zniszczenia, jak pomarańcze, czy inne, raczej miękkie owoce. W trakcie seansu zobaczymy śmierć 57 osób (przynajmniej według ciekawostek na IMDb), a więc znacznej większości całej obsady. Łatwo wyciągnąć z tego wniosek, że to nie sami bohaterowie są tu najważniejsi, ale sposób w jaki umrą. No dobra, ale o co tu w ogóle chodzi?

Dalsza część tekstu pod wideo

Wilcze stado (2022) - recenzja filmu [Canal+]. Posiekana, skrótowa historia 

Nie żyje?

Grupa niebezpiecznych więźniów ma zostać przewieziona z Filipin do Korei Południowej na pokładzie wielkiego statku towarowego. Strzeże ich grupa odpowiednio wyszkolonych policjantów, z którymi płynie również lekarz. Nikt nie wie jednak, że lekarz jest tam w zupełnie innym celu. Jego tajna misja dotyczy czegoś znajdującego się pod pokładem. Czegoś śmiertelnie niebezpiecznego.

Tak naprawdę mógłbym tu nawet opowiedzieć całość tej historii, bo naprawdę nie ma w niej niczego ciekawego, zaskakującego, czy wzbudzającego jakiekolwiek emocje. Bohaterowie filmu są tak piekielnie nijacy, że w jakikolwiek sposób zapamiętamy jedynie tych najdziwniejszych pod względem zachowania albo wyglądu. Tak więc jeden z więźniów ma tatuaże na szyi i zachowuje się jak największy edgelord świata. Stroi miny, nic go nie rusza, bawi go za to zabijanie. Po żeńskiej stronie mamy podobną do niego więźniarkę - kobietę głośną, roześmianą, kpiącą sobie ze wszystkiego i wszystkich (cholernie przy tym irytującą). Jest też grubszy więzień z siwymi włosami, którego zapamiętałem tylko dlatego, że miał włosy innego koloru niż reszta. Natomiast po stronie "tych dobrych"... Cóż. Była jedna ładna policjantka. Zapewne każde z nich ma również jakieś imię, ale ponieważ scenariusz nie próbuje nawet zaprezentować ich jako postaci z krwi i kości (chociaż, patrząc z innej perspektywy, jest to tak naprawdę jedyne co robi), to szkoda życia na ich zapamiętywanie. I tak jest spora szansa, że w kolejnej scenie ktoś wyrwie im krtań albo oderwie ramię i tyle ich widzieliśmy.

Wilcze stado (2022) - recenzja filmu [Canal+]. Niby krew się leje, ale tak bez przekonania 

Wyrywamy ząbka

Tak więc wracamy do meritum - gore. I owszem, film jest brutalny, w czym zdecydowanie pomagają mięciutkie kości wszystkich ofiar. Jeszcze nigdy nie widziałem żeby ktoś wgniótł komuś czaszkę kajdankami, a tu proszę, żaden problem! Sporo krwi wyleje się też z ran postrzałowych, w ruch idą też noże, a w drugiej połowie filmu zobaczymy takie cuda jak urywanie rąk, wyrywanie jelit i inne ciekawostki rodem z "Mortal Kombat". Rzecz w tym, że prawdziwie ciekawych, brutalnie zrealizowanych pokazów śmierci jest tu jak na lekarstwo. Kolejne postacie padają jak muchy, ale nie ma w tym niczego ciekawego, a szok związany z oglądaniem dziesiątek litrów wylewających się z każdego ciała szybko mija i rzecz staje się nieziemsko nudna.

Zdjęcia są tak samo imponujące, jak reszta filmu. Wnętrza statku, inne wnętrza statku, jakaś stara baza, kotłownia statku. Każde pomieszczenie oświetlono nieco inaczej żeby nie było zbyt nudno, ale cudów nikt tu nie zdziałał. Czy naturalnie oświetlone, czy żółte, czy czerwone, plany zdjęciowe wciąż są z grubsza takie same i w połączeniu z brakiem ambitniejszej pracy kamery i nieistniejącą historią wypadają blado i szybko stają się monotonne.

Jestem pewien, że znajdą się osoby, fani splatter festów, którym dzisiejsza propozycja Koreańczyków podejdzie w takiej formie, w jakiej ją dostaliśmy. Zdecydowanie jest się tu z czego pośmiać pod kątem podkręconej na maksa przemocy, ale ani nie jest ona przesadnie kreatywna, ani scenariusz, aktorstwo i cała reszta nie mają w sobie niczego, czym mogłyby się pochwalić. Do tego całość trwa dwie godziny, co jest zdecydowanie zbyt długim wynikiem jak na to, co mają do powiedzenia twórcy. Jutro film wskakuje na Canal+ więc każdy będzie mógł sobie sprawdzić samodzielnie, czy krew i flaki wystarczą mu jako pretekst dla poświęcenia dwóch godzin życia na siedzenie przed telewizorem, ale moim zdaniem nie warto. Są lepsze gore festy, są lepsze horrory, są lepsze thrillery. I to cała masa.

Atuty

  • Kilka ciekawych/zabawnych scen mordu.

Wady

  • Większość scen gore bez fantazji;
  • Postacie nawet nie z kartonu, a z papieru... I to toaletowego;
  • Pretekstowa fabuła;
  • Za długi.

"Wilcze stado" poświęca bohaterów, fabułę i w ogóle każdy jeden element filmu w imię zaoferowania widowni niedorzecznego szlachtowania się i całych cystern bardzo sztucznej krwi. Problem w tym, że ta przemoc też jest jakaś taka nijaka, bez polotu, przez co cały film robi się po prostu nudny.

3,5
Piotrek Kamiński Strona autora
Z wykształcenia filolog, z zamiłowania gracz i kinoman pochłaniający popkulturę od przeszło 30 lat. O filmach na PPE pisze od 2019. Zarówno w grach, jak i filmach najbardziej ceni sobie dobrą fabułę. W wolnych chwilach lubi poczytać, pójść na koncert albo rodzinny spacer z psem.
cropper