Flash (2023) - recenzja, opinia o filmie [WB]. Najlepszy film DCEU od lat
Luźna adaptacja historii "Flashpoint". Barry Allen cofa się w czasie aby ocalić swoją mamę, przy okazji kompletnie zmieniając bieg historii i narażając istnienie całego wszechświata na zamienienie się w metaforyczną michę spaghetti.
Film Andy'ego Muschetti miał pod górkę właściwie od momentu, w którym ktoś postanowił go nakręcić. Nie dość, że "Liga Sprawiedliwości" okazała się być generycznym, brzydkim i nudnym filmem, do kompletu z całą aferą ze zmianą reżysera na ostatniej prostej, skutkiem której było wypuszczenie dwa lata temu wersji reżyserskiej, tylko przypominającej jak pozbawionym filtra reżyserem jest Snyder. Chociaż są i tacy, dla których to był zupełnie nieironicznie świetny film, czego nie potrafię i nie chcę zrozumieć. Później okazało się jakim asem przestworzy jest/są (niepotrzebne skreślić) Ezra Miller i nie było do końca jasne, czy nie zostanie wymieniony, co oczywiście finalnie się nie stało, bo podwójne standardy. Jakby tego było mało, po nieudanej premierze "Black Adama" ogłoszono, że cały ten szyty grubymi nićmi Extended Universe zaliczy za moment reset, tym razem za sprawą przejmującego stery Jamesa Gunna, co jeszcze mocniej ostudziło zapał fanów wersji Snydera. Diabli wiedzą ile razy zmieniała się koncepcja filmu! Pierwotnie zaczęto o nim wspominać gdzieś dekadę temu, lecz długo bez żadnych konkretów. Później miał ukazać się w zeszłym roku i teraz, wreszcie faktycznie wchodzi na ekrany. Czy to miało prawo się udać? No więc...
Flash (2023) - recenzja filmu [WB]. Żarty szybkie jak błyskawica
Jeśli znasz oryginalny komiks Geoffa Johnsa albo jego animowaną adaptację, to wiesz o czym z grubsza jest ten film. Barry (Ezra Miller), poza byciem Najszybszym Człowiekiem Świata, stara się wydostać z więzienia swojego ojca, niesłusznie oskarżonego o morderstwo żony. Kiedy kolejny potencjalny dowód okazuje się być fałszywym tropem, zrozpaczony Flash biegnie tak szybko, jak jeszcze nigdy, przełamując barierę czasu. Do głowy przychodzi mu pewien pomysł. Bardzo nieodpowiedzialny pomysł, który sprawi, że Ben Affleck zamieni się w Michaela Keatona, Henry Cavill w Sashę Calle, a sam Miller... Się zdubluje.
Nie do końca kupuję wyjaśnienie, dlaczego Keaton gra tutaj Bruce'a Wayne'a, a nie Thomasa. Wiekowo pasowałby idealnie, tak samo tematycznie. Ktoś jednak stwierdził, że to musi być ta sama postać co u Burtona, więc wymyślił w gruncie rzeczy rujnującą logikę filmu zasadę, że kiedy coś zmieniasz, wpływa to zarówno na przyszłość, jak i... Przeszłość całego świata. Nie ma to sensu, ale pozwoliło scenarzystom upchnąć kilka fajnych gagów w tych blisko dwóch i pół godzinach filmu, więc nie mam im tego jakoś specjalnie za złe.
Bo musisz wiedzieć, że "Flash" jest filmem PRZEDE WSZYSTKIM komediowym, a dopiero później akcyjniakiem o ratowaniu świata/światów i w tym kontekście spisuje się absolutnie doskonale. W całym filmie pełno jest gagów wszelkiej maści - wizualnych, sytuacyjnych, odnoszących się do bogatej historii całego DC. Humor w jednej chwili bawi świetną fizycznością gagów i pracy kamery, w drugiej przeskakuje na miękko wchodzące dialogi, gdzie Miller ma szansę wypuścić tego swojego zabawnego, wewnętrznego neurotyka z pierwszego filmu i skonfrontować go... z sobą samym z innej osi czasu. To wręcz niesamowite jak skutecznie Muschetti połączył dwie różne wersje aktora i to w taki sposób, że nie dość, że nie męczą samym swoim istnieniem, to jeszcze są od siebie niezaprzeczalnie różni i (wiem, powtarzam się) szczerze komiczni. Po czym wystarczy, że któryś powie jedno słowo i cały ton filmu ulega zmianie.
Flash (2023) - recenzja filmu [WB]. Tonalnie płynny, animacyjnie biedny
Nie na stałe, oczywiście. Chodzi o to w jak płynny i zazwyczaj nie zgrzytający sposób przenikają się warstwa komediowa i dramatyczna filmu. Zdecydowanie wielka w tym zasługa samego Millera, który na zawołanie potrafi przeskakiwać między rzucaniem kolejnymi żartami i płakaniem nad zmarłą matką. Czasami obie te twarze zgrywają się w jedną, dziwnie zabawną i wzruszającą jednocześnie scenę i ani razu nie zdarzyło mi się pomyśleć, że tonalnie film kłóci się ze sobą. Solidna robota.
Tego samego nie można jednak powiedzieć o pracy wykonanej na rzecz filmu przez kilkuset artystów grafików komputerowych. Nie ma co owijać w bawełnę - CGI w tym filmie robiło by wrażenie dziesięć lat temu. W grze. Być może. Speedforce'owe błyskawice walące na wszystkie strony wyglądają jeszcze całkiem przyjemnie, jasne, ale gdy tylko na ekran wskakuje jakaś komputerowo robiona twarz - a są ich tu dosłownie dziesiątki - film staje się nagle dziesięć razy śmieszniejszy, chociaż raczej nie dlatego, że tak zaplanowali to sobie jego twórcy.
Sasha Calle wypada całkiem okej w swojej raczej krótkiej roli i zdecydowanie ładnie prezentuje się w swoim kostiumie. Szkoda, że jej rola sprowadza się właściwie do bycia narzędziem do przepychania fabuły z miejsca w miejsce, bo chętnie zostałbym z jej postacią na dłużej. Ekhem. Właśnie. Jestem natomiast odrobinę zawiedziony Keatonem, bo tak jak samej jego charyzmy absolutnie nie da się podważyć, tak scenariusz nie daje mu zbyt wiele do roboty, zwykle ograniczając się do scen i sytuacji w stylu: "ej, zobaczcie, to wasz ulubiony Batman". Jasne, to nie film o Człowieku Nietoperzu, więc w sumie takie wykorzystanie postaci w zupełności wystarczy, ale chciałoby się więcej.
Muszę przyznać, że "Flash" mnie zaskoczył - i to pozytywnie! Nie spodziewałem się po tym filmie niczego wartego uwagi, tymczasem dostałem zmyślnie napisaną komedię, której nie brakuje i serca. Postać Iris West mogłaby równie dobrze nie istnieć, a CGI jest tak mizerne, że zasługuje na swój własny tekst, ale ogólnie dostaliśmy naprawdę solidny, udany film. Ostatnio rzadkość w temacie produkcji o ludziach w pelerynach. Temat multiwersum, podobnie jak w przypadku "Across the Spiderverse", sprytnie korzysta z filmowego dorobku DC i szkoda tylko, że nie skręca w tę stronę jeszcze mocniej, bo potencjał zdecydowanie wciąż jest. Może w kontynuacji? A nie, czekaj...
Adnotacja
Zmieniłem tytuł i odniesienie w tekście. Przepraszam za swój brak wyczucia. To się nie powtórzy.
Atuty
- Dużo dobrego humoru;
- Korzysta z wątków "Flashpoint", ale filtruje je przez dotychczasowy dorobek DC;
- Miller, Keaton i Calle dobrze ze sobą grają;
- Zaskakująco udany duet Miller i Miller;
- Nigdy nie traci emocjonalnego rdzenia, trzymającego cały ten chaos a szachu.
Wady
- Okropne CGI;
- Mało Sashy Calle, nie do końca wykorzystany potencjał Keatona oraz Shannona i zupełnie zbędna Iris West;
- Kontrowersyjnie wytłumaczone multiwersum.
"Flash" wjeżdża na ekrany kin na pełnej prędkości już 16 czerwca i mam nadzieję, że zrobi sobie w nich krótką przerwę. Mimo kulawych efektów wizualnych i pewnych niedociągnięć scenariusza, jest to jak najbardziej udana komedia superbohaterska z solidnym bagażem emocjonalnym. Warto sprawdzić, nawet jeśli James Gunn i tak ostatecznie wywali go do kosza.
Przeczytaj również
Komentarze (29)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych