Layers of Fear

Layers of Fear - recenzja i opinia o grze [PS5,XSX,PC]. Sztuka obłędu

Krzysztof Grabarczyk | 15.06.2023, 18:00

Prawdziwa sztuka rodzi się w bólach. Ta wspólna dewiza artystów każdego rodzaju sztuki przenika w umysły bohaterów najnowszej gry krakowskiego dewelopera, Bloober Team. Obłęd jest najgorszym rodzajem cierpienia. Trawi, niszczy, deprawuje i uwalnia wewnętrznego demona. We współpracy z Anshar Studios, rodzime studio zaprasza na unifikację lęku podaną w zupełnie nowej oprawie, oraz wspartej nowościami w mechanice. Na salony wraca Layers of Fear. Coś więcej niż remake, lecz mniej niż pełnoprawny sequel. Bloober Team zebrał dorobek marki w wyjątkową kompilację. Zapraszam do recenzji.

Layers of Fear - obłędne koło

Dalsza część tekstu pod wideo

undefined

Recenzowane Layers of Fear otwiera historia pewnej autorki. Stara latarnia. Samotność. Twórcza niemoc. Ten ostatni aspekt jest kluczowy dla każdej historii ujętej w nowej/starej grze. Musicie wiedzieć, że Layers of Fear jest pewnego rodzajem zbiorem wszystkiego, co dotychczas mogliście poznać w dwóch odsłonach popularnej marki Bloober Team. Autorzy dopisali fabularny pomost, którym jest przywołana już opowieść z perspektywy Pisarki. Pakiet zawiera również wcześniej wydane DLC, w tym bardzo interesujący rozdział prezentujący alternatywną wersję historii Malarza, pt. The Final Note. Producenci bardzo postarali się o zawartość, co ewidentnie należy uznać za plus. W Layers of Fear narratorem są echa trudnej przeszłości każdej postaci z osobna. Pisarka mierzy się z lękiem, by nabrać inspiracji. Ostatecznie, napotyka swoją „muzę”, która przybywa z ofertą. Reszty możecie się domyślać. Opisane w Layers of Fear historie staną się powiązane, dzięki udziałowi Pisarki.

W recenzowanym Layers of Fear mamy aż trzy główne opowieści oraz historie uzupełniające. W zgodzie z klasycznym Layers of Fear wcielimy się w bezimiennego Malarza. Ukryta tożsamość to wspólny mianownik każdej z postaci. Autorzy gry nigdy nie ujawniają imion głównych postaci, co wprowadza dodatkową tajemniczość. Mierzący się z twórczym kryzysem Malarz rozpoczyna poszukiwanie inspiracji w swoim XIX-wiecznym domostwie. Pierwsze chwile wystarczą, aby zrozumieć klimat produkcji. Layers of Fear z każdej strony atakuje obłędem. Na ścianach pojawiają się niejednoznaczne sentencje, coś się przesunie, coś spadnie, ktoś szepcze zza ucha. Gra atakuje tym do tego stopnia, że odbiorcę przestaje cokolwiek dziwić. W tej metodzie twórców ujawnia się jedna z głównych wad Layers of Fear. Gra za często karmi nasze zmysły surrealizmem, makabrycznymi wizjami, czy echem mrocznej przeszłości. W opowieści z udziałem Malarza uroku dodają liczne dzieła sztuki. Wzdłuż domostwa dostrzegłem tak wyjątkowe obrazy, jak chociażby Saturn pożerający swoje dzieci Francisco Goyi (powyższy screen), ciekawą reinterpretację Damy z Gronostajem Leonarda da Vinci, oraz Autoportret z Kolonii Rembrandta. Na pochwałę zasługują również autorskie prace Andrzeja Dybowskiego, artysty koncepcyjnego z Bloober Team.

Layers of Fear imponuje artystycznie oraz merytorycznie. W historii Aktora mierzymy się z innym rodzajem szaleństwa. Manekiny ożywają, zmienia się filtr obrazu na filmowy, unikamy pułapek i kroczącego za nami widma. W każdej opowieści coś nas ściga. Twórcy zadbali jednak o narzędzia, aby powstrzymać mrok na kilka chwil. Grę zaktualizowano o nowe mechaniki. Jedną z nich jest możliwość użycia lampy lub latarki, w zależności od rozgrywanej historii. Użyjemy światła, by usunąć magiczne przeszkody lub „ożywić” na chwilę manekiny. Twórcy starają się czynić unikalny użytek ze światła w każdej perspektywie. Solidną atmosferę buduje lektura dziesiątek notatek. Z ich treści poznajemy kulisy osobistych dramatów każdej z postaci. Pisarka tęskniąca za synem, Malarz cierpiący na obsesję ukończenia swego najważniejszego dzieła, czy Aktor przygotowujący się do roli życia. Każdy odnajdzie swój obłęd w Layers of Fear.

Layers of Fear - sztuka gry

undefined

W recenzowanej grze imponująca jest również oprawa audiowizualna. Layers of Fear działa na piątej wersji silnika Unreal. Wszelkie wnętrza oraz elementy wystroju, od szafek, półek, łóżek, okiennic na zasłonach kończąc, wyglądają obłędnie. W każdym momencie jesteśmy w stanie wykonać odpowiednie zbliżenie kamery. Twórcy umieścili multum interakcji. Bardzo wiele przedmiotów możemy obejrzeć z bliska oraz przywoływać liczne wspomnienia związane z sednem danej historii. Na pochwałę zasługuje dubbing. Powracając wspomnieniami do pierwszej odsłony serii, przypominają mi się zarzuty kierowane w stronę gry aktorskiej. W nowej, przeobrażonej edycji gry, głosy aktorów brzmią o wiele bardziej autentycznie. Schemat poruszania się oparto na identycznym standardzie. Layers of Fear to pierwszoosobowa gra przygodowa, której motorem napędowym jest eksploracja i poznawanie kolejnych rozdziałów danej historii. W dowolnej chwili jesteśmy w stanie wybrać dowolny rozdział, aby np. uzupełnić kolekcję znajdziek. W Layers of Fear jest wiele przedmiotów do zebrania. Nie są też jakoś specjalnie poukrywane.

Layers of Fear oferuje dwa tryby ustawienia obrazu - jakości oraz wydajności. Zdecydowałem się na rozgrywkę w drugim wariancie. Tytuł często zmienia wystrój danej lokacji poprzez manifestacje chorych wizji bohaterów, lecz gra nie zwolniła nawet przez moment. Jeśli wybierzecie tryb jakości, to różnicę zauważycie głównie w mocniejszej ostrości tekstur. Layers of Fear w każdym ustawieniu robi dobre wrażenie. Twórcom pomaga fakt dość zawężonych lokacji, więc łatwiej o zachowanie solidnej oprawy graficznej. Kolejnym, bardzo mocnym atutem produkcji jest udźwiękowienie. Twórcy wykonali naprawdę solidną, rzemieślniczą robotę. Wszelkie szmery, nieludzkie, demoniczne odgłosy, kroki, dźwięk otwieranych drzwi czy szuflad potęgują doznania płynące z rozgrywki. Producenci na wejściu rekomendują użycie słuchawek i wierzcie mi lub nie - warto się dostosować do zaleceń autorów.

Layers of Fear posiada kilka zakończeń dla każdej z historii. Poznanie każdej opowieści przy próbie skompletowania wszystkich przedmiotów wymaga ok. 13 godzin. Jak na grę tego rodzaju, to całkiem dobry wynik. Muszę Was jednak przestrzec przed czymś. Layers of Fear jest ciekawą, miejscami inspirującą opowieścią na jeden raz. Po zapoznaniu się z treścią nie miałem już ochoty na więcej. Niepotrzebne są również pewne jumpscare'y. Wydaje się, że twórcy umieścili je tam z czystego obowiązku. Tytuł sam w sobie nie należy do strasznych. Jest ciekawym, pełnym umysłowych anomalii doświadczeniem - psychologicznym horrorem. Demoniczne wizje szybko tutaj powszednieją, lecz w tym tkwi urok Layers of Fear. To jednorazowa podróż przez obłęd. Przy okazji możemy podziwiać liczne dzieła sztuki. Tytuł urzeknie estetów, czyli osoby wyjątkowo czułe na piękno, które jednocześnie są znawcami sztuki. Dla graczy, Layers of Fear to interesujący zbiór serii, który nigdy nie był piękniejszy. Nawet jeśli to przygoda na jeden raz.

Ocena - recenzja gry Layers of Fear (2023)

Atuty

  • Opowieść
  • Wykonanie
  • Udźwiękowienie
  • Bogata zawartość

Wady

  • Gra na jeden raz
  • Produkcja nadmiernie atakuje chorymi wizjami
  • Nie straszy aż tak bardzo

Layers of Fear to spięty w całość katalog historii trawionych obłędem. Bloober Team honorują swój dorobek zapraszając do współpracy deweloperów z Anshar Studios. Owocem tej kolaboracji jest urzekająca merytorycznie i wizualnie seria opowieści. Unreal Engine 5 robi niesamowitą robotę, w każdym trybie graficznym. Cały ten spektakl smakuje wybornie, ale tylko jednorazowo. Chyba, że należycie do purystów sztuki.
Graliśmy na: PS5

Krzysztof Grabarczyk Strona autora
Weteran ze starej szkoły grania, zapalony samouk, entuzjasta retro. Pasjonat sportów siłowych, grozy lat 80., kultury gier wideo. Pisać zaczął od małego, gdy tylko udało mu się dotrwać do napisów końcowych Resident Evil 2. Na PPE dostarcza weekendowej lektury, czasem strzeli recenzję, a ostatnio zasmakował w poradnikach. Lubi zaskakiwać.
cropper