Uciekaj i strzelaj (2022) – recenzja, opinia o filmie [Netflix]. Albo lepiej po prostu uciekaj
Ray trudnił się kiedyś zabijaniem ludzi, odzyskiwaniem własności i wszystkim innym, czego mógł życzyć sobie zleceniodawca. Zostawił jednak to życie za sobą, uciekł. Dzisiaj wychowuje dziecko ze swoją dziewczyną, jest agentem ubezpieczeniowym, prowadzi nudne, spokojne życie. Przynajmniej do czasu, aż zostaje odnaleziony przez ludzi, którzy chcą aby wykonał dla nich jedno, proste zadanie. Oczywiście proste zadania mają to do siebie, że proste są jedynie z nazwy...
Jaki może być film o tytule takim jak „Run and Gun”? Do kompletu jego reżyser nigdy wcześniej nie sprawiał pieczy nad żadnym projektem. Pracował jedynie przy efektach do „Con Air” i „Armagedonu” oraz napisał kilka niskobudżetowych horrorów. Przyznam, że spodziewałem się po prostu dziewięćdziesięciu minut ciągłej młócki, w której główny bohater albo kogoś goni albo sam jest goniony i morduje po drodze ze dwa pociągi przeciwników. Tymczasem debiut pana Christophera Borrelli to bardziej czarna komedia akcji, mocno surrealistyczna, dziwna, kameralna. No dobrze, ale czy jest przy tym również filmem po prostu dobrym? Ocenę już pewnie widziałeś, tak więc...
Uciekaj i strzelaj (2022) – recenzja, opinia o filmie [Netflix]. Chyba miało być na luzie, a wyszło niezręcznie
Nie ma tu za wiele fabuły. Prócz głównego bohatera, Raya (Ben Milliken), mamy jeszcze jego dziewczynę (Janel Parrish), kilku gangsterów i wygadanego, lubiącego anime ochroniarza, Billingsa (Brad William Henke). W ekipie przestępców koncertowo marnuje się Marc Dacascos, grający Brando, brata szefa całej operacji, Graysona (Richard Kind). Teoretycznie, przez dziewięćdziesiąt minut reżyser i scenarzysta w jednej osobie serwuje nam regularne zwroty akcji, lecz nie są one przesadnie ciekawe, czy może raczej autor nie potrafi podać ich w interesujący sposób. Fakt, że większość z nich to po prostu wariacje na ten sam temat też na pewno nie pomaga.
Gdzieś w okolicach półmetka dwie postacie wdają się w dyskusję na temat Efektu Mandeli. Wiesz – różnych faktów i detali, które społeczność kolektywnie zapamiętała zupełnie niewłaściwie. Vader mówiący: „Luke, jestem twoim ojcem”, monokl zdobiący oko ludzika od Monopolu, czy to, że Neslon Mandela zmarł w więzieniu w latach osiemdziesiątych. To naprawdę fascynujący temat, a postacie w filmie sugerują, że może stać za nim coś więcej. Proponują istnienie alternatywnej rzeczywistości, w której wszystkie te rzeczy faktycznie się wydarzyły. Mógłby z tego być nawet ciekawy wątek, czy nawet cały film, ale piszę ci tu o nim dlatego, że ta scena to jedynie grafomańska sieczka, baza kiepskiego żartu z późniejszej części filmu i nic ponadto.
I taki właśnie jest cały ten film. Ludzie robią i mówią dziwne, nierzadko przypadkowe rzeczy, z których nic nie wynika. Od czasu do czasu wypadają nawet zabawnie, częściej jak próba kopiowania stylu gadania o niczym Quentina Tarantino. Kiedy jednak robi to Quentin, jest w tym lekkość, zawsze zgrabna puenta na koniec, a nierzadko również za tą pozorną scenariuszową watą kryją się istotne elementy budowania fabuły, wskazówki dotyczące postaci, zapowiedzi przyszłych wydarzeń. U Borrelliego jeśli facet opowiada jak wkurzają go kampery albo, że lubi anime, to po prostu wkurzają go kampery i lubi anime...
Uciekaj i strzelaj (2022) – recenzja, opinia o filmie [Netflix]. Akcja równie bezbarwna, co główny bohater filmu
Sceny akcji nie powalają wykonaniem i jest ich raczej niewiele. Miło, że reżyser nie boi się pokazać (zazwyczaj) momentu, w którym kula/śrut/ostrze przebija skórę danej postaci, ale strzelaniny w znakomitej większości są bardzo statyczne, a montaż nudny, pozbawiony dynamiki. Jest w pierwszej połowie filmu taka scena, w której nasz główny bohater musi uciekać przed goniącymi go, uzbrojonymi ludźmi. Biegnie więc przez kilka sekund, później cięcie i znowu biegnie przez kilka sekund, cięcie i nieporadnie, powoli goni go przeciwnik, cięcie i znowu biegnie. Ujęcia te kręcone są na dosyć szerokim planie, przez co widać, że aktorzy nie gnają ile sił w nogach, a cała akcja jest flegmatyczna, mało interesująca.
Może „Uciekaj i strzelaj” oglądałoby się lepiej, gdyby w głównej roli obsadzić aktora z większą prezencją? Ben Milliken wydaje się być sympatycznym gościem i zdecydowanie sprawdza się w scenach, kiedy ma być po prostu zwykłym, szarym agentem ubezpieczeniowym, lecz już w scenach akcji i kiedy na wierzch wychodzi jego dawna, mordercza natura, nie kupuję go ani trochę. Facet jest zbyt bezbarwny w tym co robi, zbyt sympatyczny z wyglądu i na domiar złego mam wrażenie, że nawet kiedy w końcu bierze się na poważnie za robotę, nic nie wychodzi mu tak jak trzeba, przez co ciężko poczuć, że mamy do czynienia z zabijaką. Tekst z Wilusiem Kojotem z końcówki? Stallone, czy inny Statham sprzedaliby go bez problemu – byłoby zabawnie i badassowo w jednym. W ustach Millikena natomiast wychodzi z tego parodia. Dobrze chociaż, że Henke pięknie wczuwa się w swoją postać, przesadnie teatralnie grając niemal każdą kwestię, nadając Billingsowi charakteru. Richard Kind jest w znacznej mierze nijaki, Dacascos miejscami nawet lekko zabawny, ale ostatecznie strasznie zmarnowany, Parrish większość filmu tylko gada przez telefon, a pozostali członkowie obsady są tak nieistotni dla reszty filmu, że równie dobrze mogliby nie istnieć.
„Uciekaj i strzelaj” to film, który raz na jakiś czas pokazuje przez sekundę lub dwie ślady geniuszu, powidoki solidnej, czarnej komedii, która nie traktuje się zbyt poważnie. Giną one jednak przygniecione kiepską reżyserią, pisanym na kolanie, pełnym skrótów myślowych i zapychaczy scenariuszem, pozbawionym charyzmy głównym bohaterem i mocno nierównym tempem. Biorąc pod uwagę, że to reżyserski debiut pana Borrelliego, mogło być zapewne gorzej, ale nie oznacza to, że teraz jest dobrze. Strata czasu, choć życzę reżyserowi powodzenia – może następnym razem będzie lepiej!
Atuty
- Brad William Henke wyraźnie dobrze bawi się w swojej roli;
- Od czasu do czasu jest się z czego zaśmiać albo chociaż uśmiechnąć;
- Miła dla oka paleta barw.
Wady
- Mizerny, niedopracowany scenariusz;
- Nierówne tempo;
- Nudny, pozbawiony charyzmy główny bohater;
- Zbędne dodatkowe wątki, które ostatecznie niczego nie wnoszą;
- Ślamazarny montaż.
„Uciekaj i strzelaj” nie należy do udanych debiutów reżyserskich. Słaby główny bohater i klejona na szybko opowieść bez emocji ciągną film bardzo mocno w dół, z którego jeden, czy dwa niezłe występy i kilka udanych gagów nie są w stanie go wyciągnąć. Nie polecam.
Przeczytaj również
Komentarze (3)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych