Idol (2023) - recenzja, opinia o serialu [HBO]. To jakiś niesmaczny żart
Młoda gwiazda pop wdaje się w namiętny, ale i niebezpieczny romans z właścicielem klubu, który może być również przywódcą sekty. Czy nowa znajomość pomoże jej powrócić na szczyt list przebojów, czy będzie początkiem jej końca?
Odpowiadając zupełnie szczerze - w ogóle mnie to nie obchodzi. Scenariusz i bohaterowie nowego serialu twórcy "Euforii" napisani są tak koślawo, często bez logicznego sensu albo z gigantycznymi woltami w relacjach, których nikt nigdy widzowi nie tłumaczy, że naprawdę ciężko jest wkręcić się w historię Jocelyn (Lily-Rose Depp). Sytuacje zmieniają się jak w kalejdoskopie, wątki nigdy nie zostają dokończone, a jakby tego było mało, to mimo składania się z pięciu, około 60 minutowych odcinków, serial ma faktycznego materiału może na 90 minutowy film. Może. Do tego jest wulgarny dla samej wulgarności, przeładowany scenami seksu do granicy bycia zwykłym pornosem z pretekstową fabułą, nierówno zagrany i kosmicznie wręcz nudny. Rzadko kiedy jakaś produkcja wywiera na mnie tak silnie negatywny wpływ. To jest dno. Szkoda na nie czasu, komórek mózgowych, prądu i wszystkiego innego.
Idol (2023) - recenzja, opinia o serialu [HBO]. Kiepska obsada dobrze pasuje do kiepskiego scenariusza
Fabuła tego serialu to jakiś żart. Główna bohaterka jest gwiazdeczką pop. To znaczy była, ponieważ kiedy zmarła jej mama, miała załamanie nerwowe, po którym właśnie próbuje się podnieść. W chwili słabości poznaje Tedrosa (the Weeknd), śliskiego jak węgorz, raczej niewysokiego alfonsa z dziwną fryzurą. No dobra, może nie dosłownie alfonsa, ale wiele mu nie brakuje. Rozpoznawana zapewne na całym świecie, a przynajmniej w całych Stanach gwiazda daje się uwieść komuś takiemu - "Idol" pełen jest bzdur i głupot, ale ta jest najtrudniejsza do przełknięcia. Ale nie jest to wyłącznie wina słabo napisanego scenariusza i ludzi odpowiedzialnych za stroje Tedrosa! Niebagatelny wpływ na odbiór całości ma również talent aktorski próbującego swoich sił w świecie telewizji rapera. Umówmy się, gdyby nie był jednocześnie producentem i współtwórcą całego serialu, w życiu nie dostałby tej roli. Dziwnie sztucznie podaje kwestie, jest obleśny, kiedy ma być uwodzicielski i śmieszny, podczas gdy scenariusz wymaga grozy i powagi.
Trochę lepiej ostatecznie wypada Lily-Rose Depp, choć i ona nie ma tu za specjalnie z czym pracować. Podczas oglądania trudno nie odnieść wrażenia, że jej głównym zadaniem jest po prostu pokazywanie się nago, czy to podczas scen seksu, czy kiedy się masturbuje, a reżyser stwierdza, że to bardzo ważny moment, więc oczywiście, że obejrzymy go w całości. Czasami nagość jest niemalże przypadkowa, jak kiedy dziewczyna po prostu śpi bez ubrania, ale najczęściej bierze się ze "scen miłosnych" z Tedrosem. Nie ma w nich niczego subtelnego, miejscami zahaczają o softcore porno i dosłownie zaczęły mnie w pewnym momencie nudzić. Z drugiej strony, lepsza już kolejna scena z nagą Depp niż 15 minutowa sekwencja... Robienia zakupów (szybki numerek też się po drodze znajdzie, spokojnie). W drugiej połowie sezonu dziewczyna ma jednak do zagrania kilka bardziej cichych, wrażliwych momentów i tak jak miejscami wygląda jakby po prostu sparaliżowała sobie przed ujęciem wszystkie mięśnie twarzy, tak da się przynajmniej zrozumieć, co się z nią dzieje. Jakieś tam emocje w tym są. Gdyby tylko scenariusz nie miał upierdliwego zwyczaju torpedowania ich maksymalnie minutę później ("Masz wciąż tę szczotkę?")...
Idol (2023) - recenzja, opinia o serialu [HBO]. Ładna wydmuszka
Trzeba natomiast przyznać, że od strony technicznej serial może się podobać. Twórcy regularnie serwują nam interesujące kadry, długie przejścia, bawią się percepcją widza. Co prawda, kiedy trzeci raz widzę ujęcie zaczynające się od lustra i powoli przechodzące bezpośrednio na aktorów, to nie robi to już takiego wrażenia, jak za pierwszym razem, ale lepsze to, niż kadry jak żywo wyciągnięte z podręcznika operatora kamery. Do tego światło zawsze ustawiane jest tak żeby podkreślać urodę i ciało głównej bohaterki. Efekt trochę jakbyśmy oglądali ruchomy pictorial Playboya, a więc niezbyt subtelnie, ale za to z artystycznym zacięciem. Do tego kilka intrygujących aranżacji znanych piosenek, ze dwa ciekawe oryginały i okazuje się, że czysto audiowizualnie jest całkiem nieźle. Tyle że to nie jest teledysk. Same obrazki i dźwięki to za mało.
Jak na serial z minimalną ilością fabuły, "Idol" bierze się za bary z zaskakująco wieloma tematami. Jak łatwo się domyślić, żadnego nie rozwija w satysfakcjonujący sposób... Tak więc mamy dwa słowa o przemocy, której czasami młodzi celebryci doświadczają z ręki swoich bliskich. Jest coś o tym jaki to przemysł muzyczny jest bezduszny i, że nie traktuje gwiazd jak ludzi, a produkty. Pojawiają się nawet kulty i robienie ludziom prania mózgu. Tylko co z tego, skoro scenarzyści nie mają niczego ciekawego do powiedzenia na ich temat? Albo kompletnie skrzywiają dany wątek albo po prostu... Zapominają o nim. Oglądając ten serial można się poczuć jakby się było pijanym albo naćpanym. Kończysz jeden odcinek, zaczynasz drugi, a relacje między postaciami zdążyły ulec kompletnej zmianie i nikt nie ma zamiaru w żaden sposób tego wyjaśnić. Jakby gdzieś po drodze zgubiło się kilka scen.
"Idol" jest serialem tak nieudanym, że niemalże zabawnym - może gdyby nie traktował się tak poważnie? Fabuła nie ma sensu, zupełnie nie zapracowując sobie na swój finał, postacie poboczne, jak Chaim (Hank Azaria) i Destiny (Da'Vine Joy Randolph) są nieskończenie ciekawsze i bardziej sympatyczne od głównych bohaterów, a od opowiedzenia ciekawej historii dla twórców ważniejsze jest intymne zapoznanie widzów z każdym centymetrem ciała Jocelyn. Na pewno znajdą się i tacy, którym to wystarczy, ale dla mnie ten serial jest zwyczajnie zły.
Atuty
- Od czasu do czasu jakieś ciekawe ujęcie;
- Muzyka wpada w ucho;
- Okazjonalnie niezły tekst (w produkcji tego kalibru nawet pojedyncze dobre dialogi zwracają uwagę).
Wady
- Okropny, pełen dziur i skrzywionej logiki scenariusz;
- The Weeknd nie jest dobrym aktorem;
- Skandalicznie ślamazarne tempo;
- Porzuca rozgrzebane wątki bez rozwiązania;
- Pozbawiony wiarygodności romans głównych bohaterów.
"Idol" mógł być ciekawą analizą pozbawionego skrupułów świata show-biznesu, lecz nie ma niczego ciekawego do powiedzenia, polegając jedynie na szokowaniu odważnymi scenami seksu. Marny, dziurawy scenariusz, kiepskie aktorstwo i, co gorsza, bijąca z każdego odcinka nuda sprawiają, że jest to serial absolutnie niewarty uwagi.
Przeczytaj również
Komentarze (31)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych