Między nami żywiołami (2023) - recenzja, opinia o filmie [Disney]. Najlepsza komedia romantyczna tego lata
Rodzina żywiołów ognia emigruje do nowego świata, gdzie nie są jednak zbyt mile widziani, ponieważ ich natura kłóci się z naturą żywiołów wody, czy ziemi. Udaje im się jednak zbudować dom, w którym pracują i wychowują córeczkę. Kiedy będzie gotowa, ma przejąć rodzinny interes, lecz niespodziewane problemy z hydrauliką mogą skutecznie pogrzebać wszystkie ich rodzinne plany. Ale może ostatecznie wyjdzie z nich (może nawet dosłownie) coś dobrego?
Mam wrażenie, że Pixar stał się zbyt legendarny dla własnego dobra. Ludzie spodziewają się, że każdy ich kolejny film będzie przeżyciem transformantywnym, absolutnie unikalnym i niepowtarzalnym. I jasne, od zawsze potrafili stworzyć niebanalny świat - dosłownie od ich pierwszego filmu, "Toy Story", a dalej były jeszcze przecież choćby "Potwory i Spółka", czy "W głowie się nie mieści". Ale nie wszystko co wypuszczali przez lata było pionierskie. Popełnili kilka kontynuacji, parę raczej prostych w odbiorze historii, a nawet z jednego, czy dwa średniki (w swojej własnej skali, ponieważ nawet słabszy film Pixara jest zasadniczo po prostu dobrym produktem). Słyszałem, że kiedy dzisiejszy film ukazał się w USA, ludzie nie ruszyli tłumnie do kin, a krytycy narzekali, że metafora zbyt grubo ciosana, że coś tam. Ta pierwsza sprawa, to w obecnych czasach problem bardzo powszechny - ludzie zwyczajnie przestali tłumnie ruszać do kina na wszystko jak leci, czekając często na streaming. Zobaczymy jak poradzi sobie nowy film Nolana! Druga sprawa natomiast nie jest dla mnie żadnym problemem, jeśli historia i postacie po prostu działają. A tutaj działają. Ostatni raz tak mi się z oczu lało na ich filmie przy okazji "Coco" i może, do pewnego stopnia, "Naprzód". Jak już wejdzie do kin 14 lipca, idę drugi raz z rodziną!
Między nami żywiołami (2023) - recenzja, opinia o filmie [Disney]. Dwa emocjonalne rdzenie filmu
Trudno się nie zgodzić, że historia sama w sobie jest raczej sztampowa, a metafora mało subtelna. Rodzina Lumenów opuściła swój kraj (dobrze chociaż, że nie uciekając przed wojną) i na pokładzie niewielkiej łodzi dopłynęli do "Nie-Ameryki", gdzie jednak wszyscy patrzą na nich spode łba. Z czasem wokół nich zaczyna sprowadzać się coraz więcej ognistych, zawiązuje się zgrana, ale odcięta od reszty miasta społeczność. Brzmi znajomo? Dodajmy do tego, że reżyser i pomysłodawca całego projektu, Peter Sohn jest synem imigrantów z Korei, którzy osiedlili się w Bronxie i wszystko staje się jasne jak słońce (jeśli do tej pory nie było) - to jest film o podziałach rasowych, luźno oparty na historii jego twórcy. Nie wszystkie pomniejsze historie mają tyle samo sensu i do pewnych detali zdecydowanie można się przyczepić, lecz nie są to głupotki kompletnie wykolejające cały film, a raczej drobne dziwactwa, które można wybaczyć ze względu na to jak dobrze działa cała reszta.
Iskra poznaje Wodka (skrót od Wodzimierz) przypadkiem. Chłopak dosłownie wpada jej w oko, kiedy zjawia się niezapowiedziany na inspekcję jej rodzinnego sklepu. Z niej jest raczej płomienna, wybuchowa dziewczyna, więc z początku irytuje ją jego płaczliwość i emocjonalna otwartość, ale kiedy los zmusza ich niejako do połączenia sił i ratowania sklepu, coś zaczyna się między nimi dziać. I to coś, to jest właśnie jeden z dwóch najważniejszych elementów całego filmu. Relacja tej dwójki rozpisana jest po prostu doskonale - emocje towarzyszą widzowi właściwie od początku, do końca, obie postacie zmieniają się dzięki sobie nawzajem na lepsze, a wszystko to na tle różnic kulturowo-żywiołowo-społecznych zakochanych i sytuacji rodzinnej Iskry. Nie wiem jak wygląda to w wersji anglojęzycznej, ale u nas aktorzy, dialogi i reżyseria to klasa sama w sobie, idealnie dopasowane do animacji, do ruchu, twarzy i charakterów postaci.
Drugą połówką serca filmu jest wspomniana już rodzina Iskry, a w szczególności jej relacja z ojcem. Wszystko co robi, staruszek robi dla swojej córki. Od samego początku, jeszcze zanim się urodziła, jest dla niego wszystkim, a i ona kocha go całym sercem i stara się by mógł być z niej dumny. Nietrudno sobie wyobrazić jak ten wątek potoczy się dalej, jako że Disney/Pixar ma ostatnio manię sprowadzania relacji rodzinnych do tego samego meritum, lecz to jak to jest napisane, jak animowane i zagrane sprawia, że jego repetytywność zupełnie nie przeszkadza, a wręcz jest ledwie odczuwalna, ponieważ historie bohaterów tak angażują widza. Sam nie wiem, który z tych wątków bardziej niszczył mnie emocjonalnie. W każdym razie efekt był taki, że wychodząc z kina cieszyłem się, że miałem przy sobie okulary przeciwsłoneczne.
Między nami żywiołami (2023) - recenzja, opinia o filmie [Disney]. Obraz i dźwięk, jak to zwykle u Pixara
Animacja, jak to u Pixara, wyrywa z kapci samą jakością i dbałością o detale, choć mam pewien problem z projektami postaci. Z jednej strony mamy niezłą różnorodność kształtów, detali i dodatków, sprawiającą, że każdy kolejny żywiołak jest unikatowy i łatwo rozpoznawalny. Mimo bycia zrobionymi z wody, pary, czy ognia, posiadają również przyjemnie ekspresyjne, ładne twarze. Nie widziałem w nich też za bardzo "koloru skóry", zwłaszcza w przypadku wodników, ponieważ azjatyckiego pochodzenia płomyków można było domyślić się choćby ze sposobu w jaki się ubierają. Brakowało mi jednak bardziej sprecyzowanego stylu dla każdego z żywiołów. Nie zrozum mnie źle - fakt, że ktoś jest dosłownie zrobiony z ognia albo z ziemii dosyć jasne tłumaczy co i jak, ale prócz tego nie ma właściwie czegoś takiego, jak cechy charakterystyczne dla każdego z żywiołów. Iskra wygląda trochę jak chodząca pochodnia, ma wyraziste, ostre kształty, podczas gdy Wódek jest bardziej okrągły, pozbawiony krawędzi... Tak samo jak tata głównej bohaterki i z grubsza tak samo jak wszystkie obłoczki. Niby nic takiego, a jednak rzuciło mi się w oczy. Chyba że to tak specjalnie, bo przecież ludzie (czy tam żywioły) są różni i nie definiuje nas jedynie rasa, czy narodowość. Wtedy cofam wszystko, co powiedziałem!
Istotnym elementem każdej komedii romantycznej jest również jej ścieżka dźwiękowa. Czy ktokolwiek pamiętałby dzisiaj "Miasto Aniołów", gdyby nie "Iris" Goo Goo Dolls albo "Szkołę uczuć" bez wokalnych popisów Mandy Moore w "Only Hope" oraz "Cry" i paru innych, średnio znanych, ale za to jakże wpadających w ucho wokalistów? Pewnie tak, ale niezaprzeczalnie piosenki te są mocno związane ze wspomnianymi filmami i przypominają nam o nich już od pierwszych nut. W "Między nami żywiołami" przez lwią część filmu słuchamy bardzo przyjemnego, raczej mało inwazyjnego soundtracku autorstwa Thomasa Newmana, ale od czasu do czasu pod bardziej romantyczny montaż podłożone zostaje coś bardziej radiowego i choć napisany specjalnie dla filmu "Steal the show" od Lauv nie jest typem bangera, który dodam sobie do playlisty i będę męczył przynajmniej do końca lata, jak nie dłużej, to jednak w trakcie filmu sprawdza się doskonale, nastrajając widza pozytywnie, emocjonalnie i romantycznie.
Podsumowując, "Między nami żywiołami" nie jest kolejną redefinicją tego, co można osiągnąć za pomocą animacji, ale nie ma w tym niczego złego. To absolutnie nierealistyczna, utopijna, piękna wizja świata i miłości, dla której nic nie może być przeszkodą - nie tylko romantycznej, ale również rodzicielskiej. Malkontenci będą narzekać, że film jest zbyt oczywisty, a sytuacja mało realistyczna, ale przecież to film animowany, bajka. Nie powinna mówić o pięknych, wyimaginowanych sytuacjach, o nieistniejącym świecie, do którego powinniśmy dążyć, nawet jeśli jest to w zasadzie niemożliwe? Może nie "powinna", ale zdecydowanie może i ta to robi. I robi to bardzo dobrze. Szczerze polecam.
P.S. Przed filmem puszczana jest jeszcze kilkuminutowa przygoda pana Fredricksena i Asa z "Odlotu". Sama w sobie mnie nie powaliła, ale przypomniała jak świetny to był film i odpowiednio nastroiła na danie główne.
Atuty
- Para głównych bohaterów i ich romans;
- Relacja Iskry i jej rodziny;
- Animacja zachwyca kolorystyką i detalami, jak to zwykle u Pixara;
- Wpadająca w ucho, dobrze podkreślająca istotne elementy fabuły muzyka;
- Dużo tu "żywiołowych" gagów, ale w większości skutecznych;
- Bardzo dobre tempo i ewolucja postaci.
Wady
- Niektóre detale fabuły wypadają trochę sztucznie, jakby napisano je tylko po to aby pchnąć fabułę w odpowiednim kierunku (bo pewnie tak było);
- Nic nowego - choć to nie tyle minus, co obserwacja.
"Między nami żywiołami" nie wynajduje koła na nowo, lecz mimo to, dzięki dobrze poprowadzonej historii i mocnym postaciom, jest po prostu bardzo dobrą, animowaną komedia romantyczną dla całej rodziny. 100 minut lekkiej, przyjemnej, wyciskającej łzy zabawy.
Przeczytaj również
Komentarze (8)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych