Mavka i Strażnicy lasu (2023) - recenzja, opinia o filmie [Monolith]. Folklorystyczna animacja z Ukrainy
Dawno temu, Leszy, strażnik wielkiego, pięknego lasu, pomógł błagającemu go o pomoc w ratowaniu małej córeczki człowiekowi. Magiczne lekarstwo zadziałało, ale zachłanny człowiek wrócił do lasu z armią, ponieważ chciał wzbogacić się na niesamowitym, leczniczym soku i być wiecznie młody i silny. Duchom lasu ostatecznie udało się odegnać ludzi i odgrodzić od nich, lecz ich dom spłonął niemal doszczętnie, wraz z wieloma jego mieszkańcami. Od tamtej pory człowiek nie ma prawa wstępu do magicznego lasu. Lecz jeden i tak spróbuje. Czy jego wizyta jest pierwszą jaskółką zmiany na lepsze, czy początkiem zagłady leśnych duchów?
Przyznam, że nie do końca wiedziałem czego spodziewać się po pełnometrażowym filmie animowanym z Ukrainy. Gdyby nasze własne wojaże na terenie kina animowanego miały być jakąś podpowiedzią, to... W niczym by mi to nie pomogło, bo my zasadniczo filmów animowanych nie robimy. Raz na ruski rok klepniemy jakąś koprodukcję i choć trzeba przyznać, że zazwyczaj nie są to filmy, obok których można przejść obojętnie (vide: "Twój Vincent"), to ostatecznie jest ich na tyle mało, że trudno mówić o tej gałęzi kinematografii w kontekście naszego kraju. Szedłem więc do kina z ostrożną ciekawością, mając nadzieję na coś interesującego, ale przy tym bojąc się, że widać będzie niski w porównaniu z Disneyem czy DreamWorks budżet. I choć po części miałem rację, to jednak i tak mogę spokojnie "Mavkę" polecić i to nie tylko jako 'ciekawostkę od sąsiadów'.
Mavka i Strażnicy lasu (2023) - recenzja, opinia o filmie [Monolith]. Znajomy kształt historii, ale jaki interesujący setting!
Łukasz mieszka na niewielkiej, bardzo tradycyjnej wsi wraz ze swoim schorowanym wujkiem. Jest muzykiem, marzącym o wyjechaniu do wielkiego miasta i zdobyciu sławy. Choroba wuja trzyma go jednak na miejscu. Kiedy do wioski przybywa wielkomiejska córka zmarłego właściciela tartaku i oferuje duże pieniądze w zamian za wybranie się do magicznego lasu i odnalezienie jednego, konkretnego drzewa, wszyscy lokalsi każą jej się puknąć w czoło, lecz Łukasz nie ma wyjścia jeśli chce zarobić na drogie leki dla wujka. Wraz z dwoma pomagierami lady Kyliny rusza w nieznane (skoro i tak planowała wysłać swoich ludzi, to po co oferować pieniądze wieśniakom?).
Fabuła filmu sama w sobie nie jest niczym nowym. To raczej zlepek już znanych, sprawdzonych motywów, z których scenarzyści skleili jednego Potwora Frankensteina (choć nie wszystko udało się spasować równie dobrze - na przykład finał jest tak nagły, że lekko komiczny). Słychać tu wyraźne echa disneyowskiej "Pocahontas", odrobinę ichniej "Pięknej i Bestii", a nawet kilka nut "Księżniczki Mononoke". Dorosły widz raczej prędko poukłada sobie w głowie co i jak wydarzy się do końca filmu, ale młodsza część widowni nie powinna mieć tego problemu. Grunt, że bohaterowie są sympatycznie zaprojektowani i bardzo ekspresyjni, a ich kwitnąca znajomość została dobrze rozpisana, dzięki czemu widz kibicuje im właściwie od pierwszego spotkania, aż po napisy końcowe. Jeśli znasz literacki oryginał tej historii, to może cię to ostatnie zdanie trochę zdziwić. Otóż, dzisiejszy film nie jest zbyt wierną adaptacją sztuki Lesyi Ukrainki. Bierze z niej postacie i ogólny koncept, ale później "amerykanizuje" historię, aby wyglądała bardziej znajomo i lekkostrawne dla mas. Standardowa praktyka, zwłaszcza że wiele z tych klasycznych bajek jest zdrowo popaprana w oryginale. Prawdziwe zakończenie mogłoby nie podejść małym dzieciom. I jeszcze taka obserwacja: kiedy ten film się niby dzieje? Wieś wygląda raczej starodawnie, ale bliżej końca część ludzi gania po ekranie z piłami łańcuchowymi. To są z grubsza nasze czasy? Czy to po prostu taki żart ze strony twórców, a film nie jest umieszczony w żadnych konkretnych ramach czasowych?
Mavka i Strażnicy lasu (2023) - recenzja, opinia o filmie [Monolith]. Kierunek artystyczny wynagradza braki animacyjne
Miejscem, w którym faktycznie widać relatywnie niewielki budżet jest animacja ruchów postaci - przynajmniej tych ludzkich. Często brakuje jej płynności i odrobiny chaotyczności, z którymi porusza się prawdziwy człowiek. Bieg, czy skok Mavki wygląda bardziej jak animacja ze starej gry, niż naturalny ruch stawów i mięśni. No i postaciom generalnie brakuje ciężaru. Sprawiają wrażenie jakby nic nie ważyli, jakby prawa fizyki ich nie dotyczyły. Cóż, spodziewałem się, że film nie będzie lśnił animacyjnie jak dzieła największych studiów świata, więc jakoś bardzo mi to nie przeszkadzało, lecz zdecydowanie wypada o tym wspomnieć.
Na szczęście o ruchach postaci można szybko zapomnieć, kiedy spojrzy się na projekty, tak świata, jak i wszystkich postaci. Tła są bardzo baśniowe, wysoce stylizowane, a każde z nich zostało dokładnie przemyślane i ustawione tak, aby tworzyć elegancki kadr. Las jest zielony, pokryty wyglądającymi jak ludzie, czy zwierzęta głazami pokrytymi runami, przeszyty wijącymi się wszędzie korzeniami drzew, które same często wyglądają jakby miały twarze. Zresztą niektóre faktycznie mają! Postać strażnika lasu, Leszego, to nic innego jak chodzące drzewo z jelenimi rogami. I to właśnie nad tymi projektami - duchów, nimf, magicznych zwierząt - można by się rozpływać całymi godzinami. Każdy jeden projekt jest absolutnie unikalny i niepodobny do innych, modele pełne są detali, a linie wyraziste i miłe dla oka. Zobaczymy piękne i zarazem niebezpieczne leśne nimfy (tu akurat nie ma o czym za dużo gadać - ładne dziewczyny i tyle), drzewne stworki w rozmiarze wszelakim, od malutkich patyczków, przez pnie drzew, na wielkim Leszym kończąc. A to nie wszystko. Najbliższym przyjacielem Mavki jest bardzo urokliwe połączenie kota i żaby, a kiedy duchy potrzebują porady, wzywają dostojne, lekko straszne bóstwa żywiołów. Naprawdę, tam gdzie twórcom zabrakło funduszy na klatki animacji, nadrobili to projektami postaci. Nawet zwykli wieśniacy, choć ubrani podobnie, są wszyscy bardzo różni - kojarzyli mi się trochę z Galami z Asterixa - pełen przekrój kształtów, wieku i osobowości.
W tytułowej roli w polskiej wersji językowej mówi i śpiewa Roksana Węgiel. Z jednej strony niezły chwyt marketingowy, z drugiej dziewczyna zazwyczaj radzi sobie naprawdę nieźle - raczej czuć, że profesjonalną aktorką to ona nie jest, ale wypada bardzo naturalnie, choć oczywiście nie zawsze. W swoim pierwszym monologu w całym filmie zaczyna od bardzo dziwnego przeczytania jednego zdania. Jestem w miarę przekonany, że nie o to chodziło i nie rozumiem dlaczego reżyser przepuścił takiego babola. Za to muzycznie, czego można się było spodziewać, wypada bardzo sympatycznie. Piosenki z filmu nie zostaną raczej hitami lata, ale są dobrze napisane, melodyjne, miłe dla ucha - zdecydowanie lepsze niż w "Biedronce i Czarnym kocie".
"Mavka i Strażnicy lasu" to rzadka okazja obejrzenia historii wykorzystującej słowiańską mitologię na wielkim ekranie. Prostą historię napędza duet bardzo sympatycznych głównych bohaterów i choć samej animacji przydałoby się jeszcze kilka szlifów, a scenariusz nie zawsze jest do końca przemyślany, warto sprawdzić ją dla samego kierunku artystycznego.
Atuty
- Piękne projekty magicznego świata (chociaż ten ludzki też jest ok!);
- Dobre tempo;
- Znajoma, ale dobrze wykorzystana konstrukcja scenariusza;
- Kilka niezłych gagów;
- Łukasz i Mavka tworzą ładną parę i chce się im kibicować.
Wady
- Animacji - zwłaszcza ludzi - często brakuje płynności i naturalności;
- Dubbing w paru miejscach wypada trochę sztywno;
- Scenariusz tu i tam robi sobie przerwę od logicznego myślenia.
"Mavka i Strażnicy lasu" nie poraża oryginalnością scenariusza, a animacji jakby brakowało klatek, lecz sympatyczni główni bohaterowie, dobre tempo, niezły humor i możliwość obcowania ze słowiańską mitologia na wielkim ekranie sprawiają, że warto dać jej szansę. Coś nowego i znajomego jednocześnie.
Przeczytaj również
Komentarze (7)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych