Sklonowali Tyrone'a (2023)

Sklonowali Tyrone'a (2023) - recenzja, opinia o filmie [Netflix]. Blaxploitation do kwadratu

Piotrek Kamiński | 21.07.2023, 21:06

John Boyega odkrywa, że żyje, mimo iż powinien zasadniczo być martwy. Wraz ze znajomym alfonsem i jedną z jego dziewczyn rusza odkryć jak to możliwe i o co w tym wszystkim chodzi.

Blaxploitation jako nurt w kinematografii wyłonił się zaraz na początku lat siedemdziesiątych. Czarni wreszcie mieli swoją własną niszę, filmy, w których mogli być głównymi bohaterami - twardodupnymi detektywami, słodkośpiewającymi pimpami, gangsterami, których kule się nie imały - a nie chodzącymi stereotypami czy ruchomymi elementami tła, które zapewne zaraz umrą. Klisza, że czarny zawsze umiera jako pierwszy nie wzięła się z nieba! To stąd wywodzą się Shaft i Luke Cage z takich bardziej rozpoznawalnych marek, a już w XXI wieku, kiedy gatunek okrzepł i zdążył zapuścić całkiem solidnie korzenie, dostaliśmy choćby świetną parodię i hołd złożony całemu nurtowi, pod tytułem "Black Dynamite" z Michaelem Jay White'em. Dzisiejszy film całymi garściami czerpie z tych pięciu dekad historii - od wizualiów, po tematykę, lecz do bycia prawdziwie świetnym trochę mu zabrakło. Może gdyby jeszcze bardziej skręcił w kamp?

Dalsza część tekstu pod wideo

Sklonowali Tyrone'a (2023) - recenzja, opinia o filmie [Netflix]. Trochę komedia, trochę dramat, ale słabo sklejone do kupy

Tyrone i Slick Charles

Mówiąc krótko, mamy tu do czynienia z połączeniem filmu gangsterskiego, komedii i science-fiction z mocno zaakcentowanym wątkiem afroamerykańskim. Tyrone (John Boyega) jest ogarniętym dilerem, mieszka z mamą. Wczesniej był z nimi jeszcze jego brat, ale zginął od rany postrzałowej. Od tamtej pory Tyrone jest raczej bezwzględnym madafaką, co sprawia, że dobrze radzi sobie w swoim zawodzie. Kiedy jeden alfons, Slick Charles (Jamie Foxx), zalega mu z zapłatą za biały proszek, ten bez ceregieli wpada mu na chatę i egzekwuje należność. Być może brzmi to jak typowy film o czarnych gangusach, ale aktorzy regularnie rzucają śmiesznymi tekstami i bawią grą ciała (to jest wszyscy poza Boyegą, który jest tak samo sztywniutki jak zawsze), dzięki czemu całość ma komediowy wydźwięk. Nic, co sprawiałoby żebym płakał ze śmiechu, ale uśmiech z twarzy raczej nie schodzi. A później Tyrone dostaje kulkę. A później następną. A później budzi się we własnym łóżku, jak gdyby nigdy nic. I tu film trochę mnie gubi...

Sam wątek science-fiction, o którym wspomina nawet sam tytuł filmu, nie jest zły. To znaczy absolutnie jest to coś, co musimy po prostu zaakceptować, jako że wytłumaczenie tego kto, w jaki sposób i dlaczego jest wręcz komicznie bezsensowne i pozbawione jakiegokolwiek gruntu. Problem w tym, że kiedy zaczynamy wchodzić w spiski, ataki i filozofię, film traci gdzieś swoje humorystyczne zacięcie. Jasne, od czasu do czasu wciąż jest się z czego zaśmiać - w czym ogromna zasługa jak zawsze robiącego robotę Foxxa - ale w znacznej mierze film robi się poważny, a tego typu ton zupełnie nie pasuje do tej historii, do tych zdjęć, do tych postaci.

Sklonowali Tyrone'a (2023) - recenzja, opinia o filmie [Netflix]. Może i nie najlepszy, ale z to jaki stylowy 

Stój bo strzelam

A propos zdjęć, to są one bodajże największym plusem całej produkcji. Na film nałożono filtry tworzące wyraźnie ziarnisty, kojarzący się z latami siedemdziesiątymi obraz, wnętrza - zwłaszcza te związane z tytułem filmu - mają podłogi przykryte dymem, a praktycznie każde ujęcie skąpane jest w neonowych światłach typowych dla czarnych klimatów - fioletach, żółciach, różach. Dorzućmy do tego postać Slick Charlesa, w jego poliestrowym garniturze z wielkimi mankietami i szeroką kozerką, do kompletu z komiczną, wielką fryzurą, której do pełnej stylówy brakuje jedynie grzebyka wystającego gdzieś z boku i mamy obraz typowego, klasycznego blaxploitation. Dziwi mnie jedynie, że mimo tego klimatu lat minionych, całość nie dzieje się w tamtych latach. A przecież w niczym by to nie przeszkadzało, wręcz idealnie pasowałoby do absurdalnej fabuły i pozwoliło wiarygodnie sprzedać tanio wyglądający sprzęt laboratoryjny. Z początku nawet myślałem, że rzecz dzieje się w przeszłości, przynajmniej dopóki Slick Charles nie zaczął nawijać o 50 Cencie (chyba, że to jakiś inny 50 Cent!).

Towarzysząca chłopakom Teyonah Parris, którą fani Marvela mogą kojarzyć z roli Moniki Rambeau, spisuje się bardzo sympatycznie. Ona i Foxx mają naprawdę zabawną chemię na ekranie, a kiedy trzeba potrafią też oboje zagrać strach, szok i szereg innych emocji. Ich sceny wyraźnie mają utrzymać ten wspomniany już, komediowy ton całego filmu i trzeba przyznać, że niezależnie od jakości scenariusza patrzy się na nich lekko i przyjemnie. Większym problemem natomiast jest John Boyega. Musi co prawda pokazywać w filmie wiele twarzy i robi to względnie zajmująco, lecz wszystkie one są takie poważne, takie sztywne, a więc i dosyć nudne. Nie wiem, czy to reżyseria, czy może John zwyczajnie nie jest aż tak dobrym aktorem (i tak naprawdę J. J. Abrams obciął jego rolę w "Gwiezdnych Wojnach", bo widział, że chłopak nie udźwignie tematu), ale kiedy przez większość seansu wolałabyś oglądać pomocnika głównego bohatera niż jego samego, a sama historia intryguje POMIMO gwiazdy filmu, a nie dzięki niemu, to coś jest nie tak.

Finalnie, "Sklonowali Tyrone'a" to po prostu głupkowaty film z ambicją na socjopolityczny komentarz, ale brakuje mu do tego paru kilogramów więcej klasy. Jeśli jednak chcemy jedynie obejrzeć sobie lekki, zabawny, choć przy tym piekielnie nierówny film do wyluzowania się przy piwku i pizzy, to nie jest to zła opcja. Fabuła wciąga i może się podobać, jeśli przymknąć oko na jej liczne absurdy, większość obsady bardzo dobrze bawi się w swoich rolach i tylko tempo mogłoby być lepsze, zwłaszcza, że naliczyłem po drodze całą masę scen, które spokojnie można by wyciąć i niczego przy tym nie stracić. Jeśli "Oppenheimer" i "Barbie" już za tobą, to "Sklonowali Tyrone'a" może być niezłym odpoczynkiem po długim dniu. Nawet mimo Boyegi.

Atuty

  • Zgrabne, stylizowane na klasykę blaxploitation zdjęcia;
  • Jamie Foxx i Teyonah Parris;
  • Od czasu do czasu potrafi przywołać uśmiech na twarzy widza;
  • Wciągająca, nawet jeśli ostatecznie absurdalna koncepcja.

Wady

  • John Boyega nie nadaje się na głównego bohatera filmu;
  • Tonalnie nierówny;
  • Traktuje się zbyt poważnie, jak na to, co oferuje;
  • Ciągnie się miejscami.

"Sklonowali Tyrone'a" jest połączeniem komedii, science-fiction i oldskulowego blaxploitation. Fabuła jest niedorzeczna, choć jednocześnie traktuje się zdecydowanie zbyt poważnie - trochę jak gra aktorska wcielającego się w główną rolę Johna Boyegi - ale stylowe zdjęcia i porządna reszta obsady sprawiają, że nie jest to zły film. Ocena byłaby wyższa, gdyby środek tak się nie ciągnął.

5,5
Piotrek Kamiński Strona autora
Z wykształcenia filolog, z zamiłowania gracz i kinoman pochłaniający popkulturę od przeszło 30 lat. O filmach na PPE pisze od 2019. Zarówno w grach, jak i filmach najbardziej ceni sobie dobrą fabułę. W wolnych chwilach lubi poczytać, pójść na koncert albo rodzinny spacer z psem.
cropper