Turniej marzeń (2023) - recenzja, opinia o filmie [Netflix]. Bezdomni grają w nogę
Młody piłkarz z temperamentem pakuje się w tarapaty wizerunkowe. Remedium na jego problemy ma okazać się być posada trenera koreańskiej drużyny narodowej piłki nożnej bezdomnych. Młoda, zaradna producentka filmowa nakręci ckliwy dokument o ich walce, a on zostanie zrehabilitowany w oczach tłumów. Co mogłoby pójść nie tak?!
Koreańczycy, podobnie zresztą jak i Japończycy, mają dosyć specyficzne poczucie humoru. Próbowałem już kilku komedii z tamtego regionu i za każdym razem uderzało mnie jak absurdalnie odkręcone i przy tym szczerze zabawne są niektóre ichnie gagi, a jak skandalicznie byle jakie i suche potrafią być inne - nierzadko w obrębie tej samej sceny. Do "Turnieju marzeń" podchodziłem więc ze sporą dawką ostrożności, zwłaszcza że to komedia luźno oparta na faktach, a więc ciężko aby scenariusz odlatywał w niewiadomo jak wielką karykaturę. Moje obawy częściowo były słuszne, ale w ostatecznym rozrachunku powiedziałbym, że film Byeong-heon Lee jest całkiem niezłą propozycją na weekendowy wieczór.
Turniej marzeń (2023) - recenzja, opinia o filmie [Netflix]. Każdy człowiek ma własne problemy, własną historię
Początek rozkręca się w mocno chaotycznym stylu, dosyć kulawo tłumacząc nam kim są poszczególni członkowie drużyny, którą ma zająć się główny bohater, Hong Dae (Park Seo-joon). Być może ma to związek z faktem, że całą drużynę poznajemy właściwie naraz, więc ciężko jest ich zapamiętać, polubić. Po czasie zdałem sobie jednak sprawę, że było to jak najbardziej celowe zagranie. Hong Dae na początku filmu ma kompletnie wywalone na ludzi, których ma trenować, nie wie o nich nic i nic wiedzieć nie chce. Dopiero z czasem poznaje ich historie i zaczyna się o nich troszczyć. Wtedy też i widz zaczyna rozróżniać kto jest kim, sympatyzować z nimi, przeżywać z grubsza te same emocje, co główny bohater. A jest co przeżywać!
Odpowiedzialna za film dokumentalny o drużynie So Min (w tej roli gwiazdka k-popu, IU) z premedytacją dobrała drużynę w taki sposób aby wywołać jak najwięcej emocji wśród widzów. Sprytne zagranie, ponieważ tak jak absolutnie nie tak to wyglądało naprawdę, tak jest to całkiem wiarygodny element fabuły, który daje scenarzystom praktycznie nieograniczone możliwości kreowania postaci. Jakby nie wystarczyło, że wszyscy po kolei są bezdomni, to jeszcze jeden stracił firmę, drugiego żona ucieka z córką do innego kraju, trzeci był kiedyś bandziorem i tak dalej. Pierwsza połowa filmu to w zasadzie zapoznawanie się z bohaterami, a dopiero drugą godzinę obserwujemy coś, co można uznać a trening, a później turniej. Sprawia to, że pierwsza połowa filmu jest znacznie wolniejsza od drugiej, co może być problemem dla części widowni, zwłaszcza jeśli koreański humor okaże się być dla nich mało zabawny.
Turniej marzeń (2023) - recenzja, opinia o filmie [Netflix]. Co nie znaczy, że nie można pośmiać się razem z nimi
Większość żartów opiera się na raczej prostym humorze sytuacyjnym. Na przykład podczas pierwszego treningu piłkarskiego każdy ma za zadanie oddać strzał na bramkę. Chłopaki kolejno podchodzą do piłki, kopią i... Walą po trybunach jakby grali w polskiej lidze, czy coś. Bramkarz stoi natomiast jak zamurowany, bo i po co się męczyć, skoro piłka lata wszędzie, tylko nie w światło bramki. Prosty żart, ale moim zdaniem bardzo skuteczny. Cały film jest wypełniony tego typu sytuacjami, ale od czasu do czasu humor bierze się również z dialogów albo z faktu, że urocza, filigranowa gwiazdeczka muzyki chwali Hong Dae i jednocześnie pokazuje mu zza kadru środkowy palec. Relacje w filmie nie należą do najbardziej skomplikowanych, a miejscami również wiarygodnych, ale trzeba przyznać, że ich zróżnicowanie pozwala utrzymać zainteresowanie widza.
O dziwo, centralną relacją całego filmu nie jest wcale najbardziej znany i najładniejszy/najprzystojniejszy duet w formie Hong Dae i Do Min. Reżyser podkreśla, że chciał aby każdy członek drużyny był równie ważną postacią, więc dużo czasu spędzimy również z córką jednego z nich, z niepełnosprawną fanką zespołu, a istotną rolę do odegrania będzie miała nawet matka głównego bohatera (w sensie najbardziej głównego). To w ogóle od niej zaczyna się cała fabuła filmu i choć mama jest istotnym stopniem na drodze Hong Dae do stania się lepszym człowiekiem, to jednak sama w sobie jest postacią tak odrażającą i karykaturalną, że w moim odczuciu psuje trochę sceny, w których bierze udział. Jakiekolwiek próby jej rehabilitacji wypadają jak niesmaczne żarty.
Zaskakująco porządnie wyglądają natomiast sceny piłkarskie. Nie czarujmy się, większość z nich przedstawia kompletnych amatorów, więc nie trzeba nie wiadomo jakich przygotowań, zgrania i tym podobnych, ale ujęcia są zwykle przyjemnie szerokie, pokazujące faktyczne kopnięcia i dokąd lecą, a na początku i końcu filmu widzimy również kilka bardziej profesjonalnych akcji, na dużym stadionie, z błyskiem fleszy, krzykiem tłumów i tym podobnymi bajerami. Widać oczywiście, że to tylko film i ustawiane kadry, ale sama ich kompozycja jest całkiem efekciarska i miła dla oka. W szczególności ostatnia akcja całego filmu. Zaangażowany widz będzie czuł wtedy adrenalinę, radość, satysfakcję, może nawet odrobinę smutku, że to już koniec. To jeden z tych filmów, po obejrzeniu których człowiek czuje się zwyczajnie lepiej, lżej, szczęśliwiej. No, chyba że ktoś jest uczulony na koreańskie kino. Wtedy nie polecam.
Atuty
- Sporo solidnego, sytuacyjnego humoru;
- Potrafi wzruszyć;
- Ciekawy sposób na przybliżenie mało znanego tematu szerszemu widzowi;
- Dobre zdjęcia.
Wady
- Mama głównego bohatera;
- Momentami trochę się dłuży.
"Turniej marzeń" to raczej prosty, ale pełen serca i niezłego humoru film. Chwilę mu zajmuje aby się rozkręcić, jednak bohaterów łatwo polubić, a pod koniec absurd zaczyna ulatywać sufitem, więc jeśli szukasz lekkiego filmu na poprawę humoru, to ten powinien ci w tym pomóc.
Przeczytaj również
Komentarze (7)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych