Reklama
Dobry Omen (2019)

Dobry Omen (2019) - recenzja, opinia o 2 sezonie serialu [Amazon]. Wyraźny brak Pratchetta

Piotrek Kamiński | 05.08.2023, 20:00

Demon Crowley i anioł Aziraphale, przy skromnej pomocy pewnej pary ludzi, skutecznie powstrzymali koniec świata. Obaj stracili posady, ale przynajmniej wciąż mogą jeździć autami, pić kawę i słuchać muzyki. Ich spokojne życie znowu zostaje zakłócone, kiedy w drzwiach księgarni Aziraphale'a pojawia się nagle zupełnie pozbawiony pamięci archanioł Gabriel. Co mu się stało? Dlaczego tego nie pamięta?

Uwielbiam twórczość Terry'ego Pratchetta. Facet potrafił wziąć najbardziej przyziemny, a jednak misternie skomplikowany temat i przedstawić go w taki sposób, że nawet osioł bu zrozumiał, ubierając go zupełnie przy okazji w szaty klasycznego fantasy, ze smokami, magami i innymi takimi. Bliżej końca swojego życia jego pióro nie było już tak ostre i przenikliwe jak dawniej (przy "Parze w ruch" dosłownie męczyłem się z przebijaniem się przez kolejne strony, ale uparcie chciałem dokończyć), lecz lekkość z jaką przemycał do swoich powieści życiowe mądrości za dawnych lat, jego niepodrabialne poczucie humoru i świetny zmysł do kreowania postaci sprawiały, że podróże na Świat Dysku są bardzo przyjemne nawet i dzisiaj. Kiedy w 1990 wydali wraz z Neilem Gaimanem wspólne dzieło, książkę pod tytułem "Dobry Omen", postacie w niej występujące były tak wyraźnie Pratchettowe, że można było się zastanawiać ile z całej książki wymyślił sam Neil. Dwadzieścia dziewięć długich lat później wreszcie doczekaliśmy się adaptacji tego dzieła. Było dobrze. Z pewnymi różnicami, ale generalnie blisko oryginału i z natchnioną obsadą. Drugi sezon, siłą rzeczy, pisał już sam Gaiman... I to widać.

Dalsza część tekstu pod wideo

Dobry Omen (2019) - recenzja, opinia o 2 sezonie serialu [Amazon]. Sztucznie rozciągnięta fabuła

Sąsiadka od płyt

Gigantycznym problemem najświeższej paczki odcinków jest to, że fabularnie stoją one z grubsza w miejscu - po szybkim ustaleniu obecnego statusu quo - aż do finału, w którym z kolei dzieje się... Wszystko. To tak jakby Gaiman wymyślił fajny, zabawny, emocjonalny scenariusz na dwugodzinny film, ale jako że cztery lata temu dostaliśmy serial, a nie film, to i tym razem trzeba było ten materiał rozciągnąć do niegodnych rozmiarów aby wypełnić czymś tych pięć godzin telewizji. Efekt może wydawać się być ok, kiedy jesteśmy w trakcie oglądania - wielka ilość, z pozoru niepołączonych ze sobą wątków - ale tak jak u Terry'ego zawsze na koniec wszystkie te nitki ostatecznie spotykały się w jednym miejscu i nabierały sensu, tak tutaj są to zazwyczaj jedynie zapchajdziury. Weźmy taką historię Hioba: spędzamy solidną część odcinka oglądając jak to naprawdę było z tym Hiobem (masa fajnych gagów - przyznaję bez bicia), więc widz zaczyna się zastanawiać jakie jest jej znaczenie, w jaki sposób ta historia wróci w finale. Cóż... Wcale. To tylko jedna z wielu zapchajdziur, których jedynymi celami jest: A) dostarczyć nam odrobinę zabawy i B) pokazać, że niebo też swoje za uszami ma - w końcu piekło wzięło się bezpośrednio z niego, czyż nie? Problem w tym, że ta lekcja powtarzana jest w kółko i w kółko, do znudzenia i nie ma tu już niczego więcej. Efekt jest przez to raczej płytki.

Tak naprawdę nawet kwestia pamięci Gabriela (John Hamm) jest tutaj drugorzędna. Crowley (David Tennant) i Aziraphale (Michael Sheen) dokonują cudu aby go ukryć, co zwraca uwagę zarówno nieba, jak i piekła. Nasz delikatny aniołek, aby ukryć prawdziwą naturę cudu, wymyśla na poczekaniu, że sprawił aby zakochały się w sobie dwie kobiety - jego sąsiadki - i teraz musi w jakiś sposób sprawić aby faktycznie padły sobie w ramiona, zanim sprawa się rypnie (bez użycia boskich mocy). I to już tyle na dobrych pięć z sześciu odcinków! Panie o których mowa nie są nawet przesadnie ciekawymi, czy sympatycznymi postaciami. W tym sezonie w ogóle próżno szukać konkretnych charakterów, poza duetem głównych bohaterów, oczywiście - ich chemia jest tak absurdalnie mocna, że jakby zrobić z niej bombę, to "Oppenheimer" może się schować (proszę nie cytować bez kontekstu, błagam). Mocnym dodatkiem do ich duetu jest jeszcze John Hamm, aktor potrafiący równie przekonująco grać absolutnych, bezdusznych dupków i najsłodszych ludzi na świecie. W tym sezonie przypada mu ta druga rola i tak jak jest to zasadniczo w kółko ten sam żart, powtarzany na różne sposoby, tak nie znudził mi się choćby odrobinę do samego końca sezonu.

Dobry Omen (2019) - recenzja, opinia o 2 sezonie serialu [Amazon]. Miłość rośnie wokół nas

Przyjacielska kontrola z góry (dosłownie)

Dwoma największymi tematami sezonu - jeśli wolno mi to tak nazwać - są miłość i, bardzo ogólnie, komedia. Aziraphale i Crowley muszą zmusić dwie śmiertelniczki aby zauważyły, że do siebie pasują - co by nie mówić o tempie i zawartości tej historii, trzeba przyznać Neilowi, że rozpisał ich znajomość w bardzo wiarygodny, z wolna ewoluujący sposób. Czapki z głów. Już od pierwszego sezonu widzowie żartowali sobie (niektórzy nawet dosłownie domagali się tego od twórców, ale to, wiadomo, ekstremum), że główni bohaterowie są tak idealną parą, że powinni być razem i temat ten wraca w dosyć znaczący sposób w tym sezonie. Podejrzewam, że wielu osobom się to nie spodoba, zwłaszcza, że książka potwierdza mniej więcej wprost, że Aziraphale nie jest gejem, ale moim zdaniem, biorąc pod uwagę występy Sheena i Tennanta, jest to bardzo naturalny kierunek dla obu postaci i scenariusz podchodzi do niego bardzo taktowanie. Nie ma mowy o epatowaniu czymkolwiek wulgarnym, czy płytkim - jedynie uczuciami. Niemalże namacalnymi uczuciami. Prócz tych dwóch, w sezonie pojawia się również kilka innych historii opartych na uczuciach jednej osoby do drugiej, ale pozwolę je sobie przemilczeć, bo musiałbym tu opowiedzieć po prostu cały serial.

Druga sprawa to humor i tak jak widać już, że nie jest to styl Pratchetta, to jednak Gaiman całkiem nieźle go emuluje, dodając przy tym gagom swoją własną wrażliwość. Efekt jest jak najbardziej zadowalający. Śmiejemy się regularnie i często. Oczywiście same gagi to jedno, ale na niewiele by się zdały, gdyby nie prześwietne występy głównej obsady. O duecie Sheen/Tennant można by mówić całymi godzinami - chłopaki są tak magnetyczni, kiedy ich sparować, że nawet zwykłe gadanie na kamerkach w ich wykonaniu wypada zabawnie, naturalnie i sympatycznie (zupełnie serio, polecam wyszukać sobie na YouTube ich produkcję "Staged"). Uroczo pozbawiony jakiejkolwiek podstawowej wiedzy, na wszystko reagujący entuzjazmem Hamm również robi oczywiście robotę, ale to tamci dwaj są motorem napędowym całego serialu i śmiem twierdzić, że bez nich ten drugi sezon byłby zwyczajnie zły.

W kwestii audiowizualnej drugi sezon "Dobrego Omenu" wypada z grubsza tak samo, jak pierwszy. CGI jest raczej umowne, ale nie przeszkadza to, biorąc pod uwagę gatunek i ton całej produkcji. Muzyka Davida Arnolda wciąż brzmi przyjemnie znajomo, a i aktorzy, wnętrza i kostiumy nie uległy żadnym poważnym zmianom, od czasu do czasu potrafiąc zwalić wręcz widza z nóg swoim artyzmem. Zmienił się natomiast charakter produkcji. Niebo i Piekło stały się bardziej chodzącymi żartami, niż poważnym zagrożeniem, postaciom pobocznym brakuje serca, a sama historia jest mało konkretna i nawet kiedy na koniec wszystko staje się jasne, nietrudno jest poczuć zawód - to po prostu nie jest tak prawdziwie dobrze napisana fabuła. Wciąż można się pośmiać, a w paru momentach poczuć odrobinę radości, smutku, czy żalu, ale do pierwszego sezonu nie ma nawet startu. Wiem, że Neil ma jakiś tam plan jak zakończyć całą tę historię, tak więc trzymam kciuki - za to żeby Amazon mu na to pozwolił i żeby finał był lepszy niż środek.

Atuty

  • David Tennant i Michael Sheen;
  • Dużo, zazwyczaj bardzo udanego humoru;
  • W wielu miejscach bardzo ładnie opowiada o miłości;
  • Wciąż solidne, mocno stylizowane zdjęcia i klimatyczna ścieżka dźwiękowa.

Wady

  • Kiepskie, nierówne tempo;
  • Fabuła nie robi ostatecznie wrażenia;
  • Wyraźna zmiana klimatu bez Terry'ego Pratchetta;
  • Wiele nie prowadzących do niczego konkretnego scen.

"Dobry Omen" powraca z uroczym i zabawnym, ale ostatecznie odrobinę pustym i pozostawiającym człowieka z uczuciem niedosytu drugim sezonem. Tennant i Sheen (z drobną pomocą Hamma) ciągną cały serial na swoich niestrudzonych barkach. Bez nich nie byłoby tu czego szukać.

6,5
Piotrek Kamiński Strona autora
Z wykształcenia filolog, z zamiłowania gracz i kinoman pochłaniający popkulturę od przeszło 30 lat. O filmach na PPE pisze od 2019. Zarówno w grach, jak i filmach najbardziej ceni sobie dobrą fabułę. W wolnych chwilach lubi poczytać, pójść na koncert albo rodzinny spacer z psem.
cropper