Bańka pluszaków (2023) - recenzja, opinia o filmie [Apple]. Kolejna biznesowa biografia, tak jakby
Ty Warner jest raczej stroniącym od ludzi, ekscentrycznym miliarderem, właścicielem popularnej firmy produkującej pluszaki na punkcie których świat lat dziewięćdziesiątych
dosłownie oszalał. Duet reżyserski Kristin Gore i Damian Kulash starają się opowiedzieć nam jak do tego doszło, choć, jak sami zaznaczają, większość wydarzeń z filmu wcale prawdziwa nie jest. Aha...
Ostatnich kilka lat to istny wysyp filmów biograficznych opowiadających o niezwykłych, często nieoczywistych sukcesach wszystkim znanych i lubianych marek. Dosłownie w tamtym miesiącu pisałem o Flamin' Hot Cheetosach, gdzieś w okolicach wiosny w kinach oglądać mogliśmy świetny "Air" z Mattem Damonem, a w poprzednich latach triumfy świeciło choćby "Mcimperium" i "Social Network". Ponieważ każdy lubi posłuchać o zwykłych, czasami wręcz przymierzających głodem ludziach, którym udało się odnieść spektakularny sukces. Pozwala nam to wierzyć, że i na nas czeka gdzieś jeszcze metaforyczna tęcza z garncem złota na końcu. Dzisiejszy film jest jednak odrobinę inny - znacznie bardziej negatywny w wydźwięku, nie opowiadający wcale o detalach, o kolejnych szczeblach, po których musiał wspinać się właściciel firmy, Ty Warner (ani żadna z jego pomocnic/kochanek), aby odnieść sukces. To po prostu dwie godziny ucieczki spod toksycznego, męskiego buta i natychmiastowy sukces bezpośrednio po tym. W dodatku podkoloryzowane. Nie jestem zachwycony.
Bańka pluszaków (2023) - recenzja, opinia o filmie [Apple]. To nie biografia, a egzekucja Ty'a Warnera
Z ciekawości poczytałem sobie trochę na temat tego jak wiele elementów fabuły filmu zostało zmyślonych i tak jak część – nawet z tych najgorszych – zachowań Ty'a Warnera (Zach Galifanakis) rzeczywiście miała miejsce, tak wiele detali zostało zmyślonych tak aby kosztem warnera postawić kobiety o których opowiada film w jak najlepszym świetle. Także nazywanie tego filmu "biografią" to spore nadużycie.
Rzecz opowiada o trzech kobietach, które przyczyniły się do sukcesu Beanie Babies. W filmie nazywają się one Robbie (Elizabeth Banks), Sheila (Sarah Snook) i Maya (Geraldine Viswanathan). Pierwsza jest ogarniętą businesswoman, której naturalny talent sprzedażowy zapoczątkował cały boom na pluszaki. No i zupełnie prywatnie zostawiła dla Warnera swojego przykutego do wózka męża. Sheila również była dziewczyną Warnera, a jej córki pomagały przy projektowaniu nowych wzorów, nazywaniu ich i były muzami, dzięki którym Beanie Babies nabrały takich, a nie innych cech. Maya natomiast jest niedorzecznie wręcz wizjonerską studentką socjologii, której rewolucyjne na skalę całej branży handlowej pomysły wpadają do głowy od tak. Do kompletu film regularnie serwuje nam narrację, w której panie walą tekstami w stylu "kiedy zaczynałam pracować dla Ty'a, nie sądziłam, że moje pomysły zrewolucjonizują cały świat". Scenarzyści jakby zupełnie zapomnieli, że historia sukcesu jest ciekawa, kiedy zaczyna się od skromnych początków.
Bańka pluszaków (2023) - recenzja, opinia o filmie [Apple]. Obsada po części ratuje okropny scenariusz
Wspomniałem przed chwilą, że dwie z głównych bohaterek filmu są życiowymi partnerkami Warnera, ale to nie tak, że facet dorabiał rogi jednej, za plecami drugiej. Otóż film regularnie (niemalże non stop) skacze od jednego rocznika, do drugiego, obejmując łącznie ponad dziesięć lat istnienia Ty inc. Nie w chronologicznym porządku oczywiście - to byłoby zbyt proste i przejrzyste. Lepiej jest co scenę przeskakiwać o plus-minus dekadę aby móc pokazać, jak wszystkie relacje Warnera sypią się jednocześnie. Wisienką na tym dziwacznym torcie jest scena, w której Robbie idzie otworzyć komuś drzwi, klamka opada, ciach i jesteśmy w innej dekadzie. Widz nie ma pojęcia o co chodzi, ale już zaraz, kiedy scena zaczyna przeskakiwać między tymi dwoma sytuacjami praktycznie co cięcie, wszystko staje się jasne. Wciąż niepotrzebnie chaotyczne i niepotrzebne, ale przynajmniej jasne.
Tym, co sprawia, że idzie jakoś wysiedzieć te dwie godziny podczas jednego posiedzenia jest obsada i postawienie przez twórców na bardzo jaskrawą, pasującą do pluszaków Ty'a paletę kolorów. Choć nie każdego z głównych bohaterów da się łatwo (albo wręcz w ogóle) polubić jako człowieka, to trzeba uczciwie przyznać, że cała główna obsada wypada świetnie w swoich rolach. Galifanakis całą swoją karierę zbudował na graniu, lekko mówiąc, ekscentryków, więc nikogo pewnie nie zdziwi, że i z rolą Ty'a Warnera, faceta który odbijał dziewczyny swojemu ojcu, bo zazdrościł mu powodzenia, poradził sobie profesjonalnie. Jego wersja pluszowego miliardera jest o tyle skuteczna, że Zach nie gra go jedynie jako bogatego buca, któremu wszystko się należy. Regularnie widać w nim człowieka o wielkim sercu, empatycznego, z podejściem do dzieci, który potrafi słuchać ludzi. Gdyby trochę lepiej skontrastować tę jego dobroduszność z biznesową bezwzględnością, to może nawet mielibyśmy rolę na tyle mocną, że warto by obejrzeć cały film tylko dla niej, lecz twórcy nigdy nie stawiają go w tej bardziej bezdusznej roli. Jego złe decyzje sprawiają wrażenie podejmowanych bardziej z głupoty, niż czegokolwiek innego. Szkoda.
Wśród dziewczyn najłatwiej polubić Sheilę i Mayę. Ta pierwsza jest po prostu od początku do końca cudowną, dobrą osobą, która pozwoliła sobie raz jeszcze uwierzyć w ludzkie dobro - nigdy nie tracąc przy tym pazura. Natomiast Maya to taka specyficzna postać, ponieważ zachowuje się bardziej jakby pochodziła z dzisiejszych czasów niż sprzed kilku dekad. Jak już mówiłem, zawiodło mnie z jaką łatwością, bez żadnej głębi, tła, przychodziły jej do głowy absolutnie rewolucyjne pomysły, lecz przy tym Viswanathan ma w sobie tyle sprężystości, takiej ludzkiej, pozytywnej energii, że po prostu chce się jej kibicować.
"Bańka pluszaków" nie jest dobrym filmem. Miejscami wygląda ładnie, ma świetną obsadę i opowiada potencjalnie ciekawą historię, lecz sposób w jaki decyduje się ją opowiedzieć i jak zupełnie świadomie nagina sobie fakty aby z całego filmu stworzyć feministyczny hymn, są zwyczajnie słabe. Jestem amatorem historii ludzkiego triumfu, ale nie w taki sposób. Gdyby nie Galifanakis, Banks, Snook i Viswanathan, nie dałoby się tego oglądać.
Atuty
- Cała główna obsada wypada bardzo korzystnie;
- Kolorowe, przyjemne wizualnie zdjęcia;
- Niezła ścieżka dźwiękowa.
Wady
- Fabuła skacze po kalendarzu jak zwariowana;
- Bardzo tendencyjny, stronniczy scenariusz;
- Ślimacze tempo;
- Powierzchownie podchodzi do tematu samego biznesu.
"Bańka pluszaków" nie jest kolejnym udanym filmem o tym, jak uparci wizjonerzy odnieśli niespodziewany sukces. To chaotyczny, stronniczy film, którego nie dałoby się oglądać, gdyby nie mocna obsada.
Przeczytaj również
Komentarze (2)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych