Ultimatum (2023) - recenzja, opinia o filmie [Kino Świat]. Znowu ktoś niemądry grozi Liamowi przez telefon
Liam Neeson jest beznadziejnym ojcem i mężem i do kompletu najwięcej kasy kosi, kiedy komuś wiedzie się źle. Pewnego dnia dzwoni do niego nieznajomy, informujący go, że pod jego tyłkiem znajduje się bomba. I co, mam mu współczuć, czy coś?!
15 długich lat temu Liam Neeson stał się gwiazdą kine akcji – dlaczego? Tego nie wiem ani ja ani ty ani zapewne nikt inny. Ale tak jak w 2008 roku "Uprowadzona" miała jeszcze jakiś tam sens, tak dzisiejszy film to już absurd pełną gębą i tak jak nie mam nic przeciwko tego typu filmom, jeśli mają na siebie fajny pomysł, tak tutaj o fajnym pomyśle nie może być mowy. Mamy do czynienia z trzecią już wersją tego samego scenariusza, który nawet w oryginale nie robił przesadnie wielkiego wrażenia. A o co tu chodzi?
Ultimatum (2023) - recenzja, opinia o filmie [Kino Świat]. Kto to kleił do kupy?!
Tak naprawdę większą część scenariusza przedstawiłem już we wstępie. Ktoś uprowadza samochód Neesona, w którym siedzą również jego absurdalnie młode (w porównaniu do niego) dzieci, Zach i Emily (Jack Champion i Lilly Aspell) i prosi go, o wykonywanie dla niego z pozoru przypadkowych zadań. Z czasem okaże się, o co dokładnie chodzi porywaczowi i jak nieskończenie głupi jest jego plan.
Wiem, że od czasu do czasu zdarza mi się przesadnie czepiać pomniejszych mankamentów filmu, że zapominam, że to przecież tylko kino i pewną umowność należy mu wybaczyć. To jednak nie jest jeden z tych przypadków. Kawa na ławę - ten film jest zwyczajnie głupi. Jeszcze zanim dowiemy się kto, co, i dlaczego chce od naszego głównego bohatera, typowego Niemca, imieniem Matt (rzecz dzieje się w Berlinie), pewne detale fabuły zdają się nie mieć większego sensu. Przykład: na późniejszym etapie filmu, istotnym elementem układanki staje się fakt, że nikt poza Mattem nigdy nie słyszał terrorysty. Tak faktycznie było, jak że Matt zdecydował się rozmawiać z nim przez zestaw słuchawkowy, ale nie został o to nigdy poproszony, więc albo zamachowiec ma największego farta na świecie albo posiada moc przewidywania przyszłości. Biorąc jednak pod uwagę, w jak dziki sposób kończy się cały film (nikt mi nie wmówi, że była to część jakiegokolwiek i czyjegokolwiek planu), raczej wątpię.
Ultimatum (2023) - recenzja, opinia o filmie [Kino Świat]. Prawie niezły akcyjniak
W kwestii kunsztu aktorskiego film z jednej strony szoruje pośladkami po mieliźnie, z drugiej twarze takie jak Neeson i... Nie, sorry, tylko Neeson, sprawia(ją), że nawet te niedorzeczności wypadają jakkolwiek angażująco. Liam żużluje tą swoją chrypą bez żadnego filtra, w obrębie jednej sceny imponując byciem najgorszym i najbardziej oddanym ojcem świata. Jego syn przez 3/4 filmu nienawidzi go za bycie nieobecnym, po czym wali, że kocha go i nie zostawi go samego. Czarny charakter zamienia się w kompletnie stereotypowego psychola (albo psycholkę), gdy tylko okazuje się, że to on. Tak naprawdę jedyną konsekwentną, od początku do końca sensownie zagraną postacią jest żona Matta, Heather (Embeth Davidtz), która od początku do końca ma swojego męża po dziurki w nosie. Największą enigmą - nie wiem czy specjalnie - pozostaje Noma Dumezweni, której pani oficer Angela przez cały film jest tak komicznie bezużyteczna i beznadziejna w swojej pracy, że widz natychmiast zaczyna zastanawiać się, czy to tak kiepsko zawoalowane drugie dno postaci, czy o co właściwie chodzi?! Nie zdradzę tutaj prawdy, ale... No, jest ciekawie. W jakimś sensie.
Ktoś powiedziałby, że warto obejrzeć "Ultimatum" przez wzgląd na sceny akcji. I po części miałby ten hipotetyczny ktoś rację! Gdyby zawiesić te sceny w próżni, cięcie po cięciu, to byłyby one całkiem sympatyczne. Niestety, jako ciągi przyczynowo skutkowe, zwyczajnie nie trzymają się kupy, że wspomnę choćby o scenie, w której nasz główny bohater ucieka przed ściągającą go policją w jakieś pięć sekund i nie zostaje odnaleziony, mimo że jeździ wozem pozbawionym drzwi i jest jedynym autem na pieszej paradzie... OBSTAWIANEJ PRZEZ POLICJĘ. Ale jasne, doceńmy fakt, że reżyser rzeczywiście wysadził kilka kup blachy w powietrze. Normalnie bohater.
Przykro mi, ponieważ zazwyczaj naprawę lubię te durne filmy akcji Neesona, a pierwszą "Uprowadzoną", zupełnie nieironicznie uważam za bardzo dobry film. Psia mać, nawet raczej niskich lotów (hehe) "Non-Stop" oglądałem bez bólu, zastanawiając się jak scenarzysta usprawiedliwi całe to zajście. I myślę, że to właśnie w tym tkwi największy problem "Ultimatum" - to rozwiązanie nie jest dobre, nie jest satysfakcjonujące, nie ma jakiegoś tam, nawet umownego sensu. To jeden z tych filmów, w których czekasz na eksplozję, która ostatecznie nie następuje. I niby to tylko 90 minut, ale i tak czuję, że dałem się oszukać. Nie polecam bardzo.
Atuty
- Kilka, teoretycznie widowiskowych scen pościgów;
- Faktycznie rozpoznawalny Berlin;
- Ze dwa szczerze trzymające w napięciu momenty.
Wady
- Okropna charakterystyka właściwie wszystkich postaci;
- Kulawa, nie trzymająca się kupy fabuła;
- Brak logicznej ciągłości między scenami;
- Tysiąc drobnych detali, które jednak byłyby spoilerami.
"Ultimatum" udaje kolejny, taki sam film akcji z Liamem Neesonem, ale w rzeczywistości nie jest nawet tym. Nic nie trzyma się tu kupy, rozwiązanie zawodzi, a całość ciągnie się, mimo że trwa tylko 90 minut.
Przeczytaj również
Komentarze (20)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych