Cicha dziewczyna (2022) - recenzja, opinia o filmie [Nowe Horyzonty]. O potrzebie bycia kochanym
Jest rok 1981. Cait wychowuje się w biednej, wielodzietnej rodzinie, na irlandzkiej wsi. Jej rodzice dawno się już nie kochają, a jej być może nie kochali nigdy. Kiedy na świat ma przyjść kolejny członek rodziny, Cait zostaje odesłana na lato do dalekich krewnych żeby zrobić trochę miejsca i pozwolić domowym sprawom dojść do ładu. Na miejscu zaznaje po raz pierwszy w życiu czegoś, czego nawet nie wiedziała, jak bardzo potrzebowała - ciepła i miłości.
To jeden z tych filmów, w których w sumie przez 90 minut nic się nie dzieje, a i tak wychodzisz z kina spełniony. To również jeden z tych filmów, które z miłą chęcią złapią cię za gardło, drugą ręką wyrwą serce, zgniotą je i jeszcze każą ci patrzeć. I finalnie, to jeden z tych filmów, które sprawiają, że chce się być lepszym rodzicem albo po prostu lepszym człowiekiem. No, chyba że jest się tak samo zepsutym jabłkiem, co rodzice Cait. Wtedy wyjdzie się pewnie z kina nie rozumiejąc czym te krytyki i recenzenty znowu się podniecają - przecież takie coś to oni mają w domu. Lepiej nie być jak rodzice Cait.
Cicha dziewczyna (2022) - recenzja, opinia o filmie [Nowe Horyzonty]. Prosta historia o uczuciach
Nawet najpiękniejszy kwiat aby wyrosnąć potrzebuje odpowiednich warunków - słońca, dobrej gleby, przestrzeni. To proste prawidło leży u podstaw dzisiejszego filmu, irlandzkiego kandydata do Oskara (którego sprzed nosa sprzątnął mu "Na Zachodzie Bez Zmian") i na nim zasadza się cała fabuła. Kiedy poznajemy Cait, jej życie wygląda tragicznie. Rodzice w ogóle się nią nie interesują - ojciec chyba już zupełnie nie jest zainteresowany całą rodziną, nie tylko nią. Dzieciak ledwo potrafi czytać, jest wiecznie brudna, nie zawsze dostaje jedzenie do szkoły, nie ma żadnych przyjaciół. Powiedziałbym, że autorka opowiadania, na podstawie której powstał scenariusz, przesadza dla wzmocnienia przekazu, gdyby nie to, że doskonale zdaję sobie sprawę, że nawet w dzisiejszych czasach wciąż można spotkać tego typu rodziny.
Zmiana zachodzi dopiero, kiedy w gospodarstwie jednocześnie ma pojawić się nowe dziecko i nowy cielak - a więc zrobi się zbyt ciasno. To ten zbieg okoliczności sprawia, że rodzice postanawiają pozbyć się kłopotliwej córki "sprzedając" ją krewnym. Cait zaczyna się otwierać, najpierw powoli, później coraz szybciej i mocniej. Zdziwi się ten, kto liczy tu na coś więcej - jakiś dramatyczny zwrot akcji, czy cokolwiek w tym stylu. Dalej obserwujemy już "tylko" pogłębianie ich relacji, eksplorację motywacji i, mówiąc krótko, wspólnego rozkwitania zarówno Cait, jak i jej wujostwa. Ale to właśnie ta środkowa sprawia filmu sprawia, że jego finał jest tak boleśnie emocjonalny, tak żywy, że nie da się obok niego przejść obojętnie.
Cicha dziewczyna (2022) - recenzja, opinia o filmie [Nowe Horyzonty]. Dobry casting i świetne zdjęcia
Dla aktorki wcielającej się w Cait, młodziutkiej Catherine Clinch, dzisiejszy film jest wielkoekranowym debiutem. Debiut w głównej roli i to w tak młodym wieku często sugeruje katastrofę w najbliższej przyszłości, lecz nie tym razem. Prawda jest taka, że Cait i tak bardzo mało mówi. Przez większość filmu po prostu snuje się smutno z miejsca w miejsce, patrzy się w przestrzeń albo w któregoś ze swoich współaktorów. Dopiero bliżej końca zaczyna czuć się wokół nich bardziej swobodnie i od czasu, do czasu nawet się uśmiechać, ale jeśli film kręcony był w sekwencji, to efekt ten można uzyskać w bardzo naturalny sposób, po prostu obcując z dzieckiem na planie. Tak naprawdę istotne było jedynie pokazanie tej głębi w jej oczach, tej kryjącej się za nimi pustki. Tak więc znaleźli aktorkę, o smutnym spojrzeniu i doskonały casting gotowy. O dziwo, to aktorka grająca ciocię, Carrie Crowley, od czasu do czasu wydawała mi się bardziej sztuczna z tymi swoimi nieskończonymi pokładami cierpliwości i miłości. Może to po prostu z moim dzieciństwem coś było nie tak, ale wydaje mi się, że odrobina jakichś innych emocji, jak choćby gniew, dobrze dopełniłaby jej postać.
Wizualnie film jest piękny, ale nie jest to ekstrawaganckie piękno, a raczej takie ukryte w prostocie. Kamera praktycznie przez cały film pozostaje statyczna - albo utrzymana w równej odległości od biegnącej Cait, sprawiając wrażenie statycznej. Nie ma w tym nic złego, ponieważ pozwoliło to zaplanować operatorce, Kate McCullough, ujęcia dopracowane niczym pejzaże, zawsze pięknie skadrowane, złapane przy idealnych warunkach oświetleniowych. Nie będzie przesadą stwierdzenie, że "Cicha Dziewczyna" to zestaw następujących po sobie obrazów, ukazujących spokojne piękno irlandzkiej wsi. Nawet wnętrze dojarni potrafi zaimponować kompozycją i wykorzystaniem naturalnego oświetlenia do zaakcentowania maszyn i wejścia do budynku. Miód dla oczu, który jeszcze dodatkowo wzmacnia dojmująca (miejscami aż za bardzo), melancholijna ścieżka dźwiękowa.
"Cicha Dziewczyna" to przykład filmu jako oświadczenia. Manifest o dzieciach codziennie duszących się w swoim otoczeniu, powoli ginących, kiedy wystarczyłaby im odrobina miłości aby stać się szczęśliwymi ludźmi, z uśmiechem patrzącymi w przyszłość. Yondu powiedział w drugiej "Strażnikach Galaktyki", że "Może [Ego] był twoim ojcem, ale na pewno nie twoim tatusiem". Ten film to jest ten cytat rozciągnięty na 95 minut. Dla mnie wystarczy.
Atuty
- Zdjęcia;
- Dojmująca muzyka;
- Relacja Cait z wujostwem;
- Piękne przesłanie.
Wady
- Odrobina więcej dramaturgii by scenariusza nie zabiła;
- Powtarzalność niektórych scen potrafi zmęczyć, zwłaszcza przy tak wolnym tempie narracji.
Debiut reżyserski Colma Baireada to film o potrzebie miłości, zarówno dziecięcej jak i dorosłej. Tylko tyle i aż tyle. Można sobie popłakać przez półtorej godziny.
Przeczytaj również
Komentarze (4)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych