Sex Education (2019) - recenzja, opinia o 4. sezonie serialu [Netflix]. Emocjonalne pożegnanie z widzami
Trzeba mieć jaja żeby na finałowy sezon serialu wywalić cały status quo za okno i zacząć niemal od zera. I choć nie obyło się bez paru potknięć, to jednak Laurie Nunn udowadnia, że da się to ogarnąć i zapewnić widzom w większości satysfakcjonujący finał, od którego rzeczywiście czuć, że to już koniec. I bardzo dobrze, bo 30 letnich nastolatków mógłbym już nie przeżyć - to nie "Grease"!
"Sex Education" od samego początku dzieje się w swoim własnym świecie, w którym natłok nastoletnich dram, mocnych osobowości i zewnętrznej niegodziwości, którymi można by obdarować pół miasta, został skondensowany do jednej, cholernie specyficznej szkoły. Trzeci sezon powiedział jednak "dosyć" i postawił na kompletny reset - nowa, zarządzana przez uczniów, niemożliwie inkluzyjna szkoła jest miejscem tak przerysowanym i utopijnym, że wręcz skrajnie niemożliwym do zaakceptowania jako prawdziwe miejsce. Ale to dobrze, ponieważ może ona być dzięki temu bardzo skutecznym tłem do opowiadania nawet najbardziej odjechanych historii, przekazywania w przystępny sposób piekielnie istotnych lekcji - taką kolorową, pstrokatą piaskownicą, w której lalki Barbie mogą walczyć z Transformerami, po czym wsiąść do dziesięć razy za małego samochodu i jechać spać do piaszczystej willi i nikt nie ma z tym żadnego problemu. Przynajmniej nie powinien, jeśli umie się bawić.
Sex Education (2019) - recenzja, opinia o 4. sezonie serialu [Netflix]. Za dużo grzybków w jeden barszcz
Zacznijmy od problemów. To już od dawna nie jest serial o Otisie (Asa Butterfield) i bliskich mu osobach. Praktycznie każdy z jego przyjaciół wyewoluował w swojego własnego, głównego bohatera, wokół którego dzieją się jego własne sprawy. Maeve (Emma Mackey) niebanalną część sezonu siedzi w Stanach Zjednoczonych, co wystawia na próbę jej związek z Otisem. Eric (Ncuti Gatwa) stara się pogodzić jakoś swoją wiarę z chęcią życia w zgodzie ze sobą, jako otwarty gej, co oczywiście nie podoba się członkom jego kongregacji. Aimee (Aimee Lou Wood) stara się odnaleźć siebie w fotografii. Adam (Connor Swindells) postanawia odpuścić szkołę zupełnie i szuka wewnętrznego spokoju w stadninie koni. Jackson (Kedar Williams-Stirling) martwi się o swoje zdrowie, co mobilizuje go do podjęcia próby odnalezienia swojego biologicznego ojca. Prócz nich mamy też mamę Otisa, samotnie wychowującą małą córeczkę, do której przyjeżdża siostra, ojca Adama próbującego odnaleźć się w życiu singla, walczącego z hormonami Cala w trakcie tranzycji, jeszcze kilka innych, już znanych postaci i do tego parę nowych twarzy. I tu zaczyna wyłaniać się największy problem tego sezonu - ich jest zwyczajnie za dużo na osiem odcinków telewizji.
Przy takim natłoku bohaterów, gdzie ich historie zazębiają się raczej z rzadka, trudno wygospodarować odpowiednio dużo czasu na należyte przedstawienie każdej z nich, aby historia miała miejsce żeby w pełni wybrzmieć. Część postaci i wątków cierpi przez to, że wspomnę choćby o zupełnie nowej parce, którą poznajemy w szkole, Abbi i Romanie. Ich problemy miłosne są jak te metaforyczne notatki na marginesie - krótkie, dopisane na szybko i tak samo zakończone. To wielka szkoda, ponieważ ich problemy i cenne rady, których udziela im Otis są ważnymi spostrzeżeniami, mogącymi stanowić źródło informacji dla borykających się z podobnymi trudnościami widzów. Zasługują na głębszą eksplorację, zwłaszcza, że i tak widać, że scenarzyści mają łeb na karku i wiedzą o czym mówią.
Sex Education (2019) - recenzja, opinia o 4. sezonie serialu [Netflix]. Zrealizowany z werwą, doświadczeniem i pewną ręką za sterem
To właśnie te przenikliwe obserwacje są największą siłą serialu i finałowy sezon nie jest pod tym względem ani na jotę gorszy. Scenarzyści z lekkością, ogromną wprawą i wyczuciem opowiadają nawet o najtrudniejszych sprawach. Wiedzą przy tym, że niektóre tematy, jak eksploracja własnego ciała, mogą być poruszone "z jajem" - jaja są nawet całkiem istotnym elementem jednego z wątków tego sezonu. Nie dość, że dostajemy świetne wykorzystanie, jak zawsze chwytliwego "China in your hand", dostajemy cenną lekcję o tym, że sam fakt, że coś jest do dupy, nie znaczy jeszcze, że musi to być coś złego, to jeszcze w jednym z późniejszych odcinków twórcy serwują nam obraz podłoża zbudowanego ze skórzastych, miękkich... jąder. Nie byłem na to gotowy, ale doceniam poczucie humoru scenarzystów, bo jest to scena związana z lękiem przed rakiem, ale podana w wielowarstwowy, nie tylko dołujący sposób. Nie wszystko jednak można obrócić w żart. I o tym filmowcy też wiedzą doskonale. Odcinek z pogrzebem jest nie tylko dojmująco smutny, ale cała sytuacja niesie ze sobą również drugie - poza tym oczywistym - przesłanie: że czasami śmierć, jeśli dotyczy osoby agresywnej, toksycznej, negatywnie wpływającej na nasze życie, może nieść ze sobą również pewną ulgę i odczuwanie jej nie oznacza, że jest się złym człowiekiem. Już sam fakt, że "Sex Education" jest w stanie łączyć ze sobą tak skrajnie odmienne elementy fabuły - czasami w obrębie tego samego odcinka - i nie wydawać się przy tym być kompletnie pozbawioną smaku papką, zasługuje na olbrzymią pochwałę.
Nowi aktorzy wypadają zwykle całkiem sympatycznie, choć nie do końca podeszła mi rywalizująca z Otisem terapeutka, przedstawiająca się jako O (Thaddea Graham). Coś w tym sztucznie doklejonym uśmiechu, wiecznie zdobiącym jej twarz działało mi na nerwy. Największą robotę robi jednak bezapelacyjnie główna obsada. Butterfield, który jakimś cudem wygląda jakby widział już w życiu wszystko i jednocześnie jeszcze nigdy się nawet nie całował, nie powinien, teoretycznie pasować do Mackey, ale ich chemia jest tak niezaprzeczalnie naturalna, że nie sposób im nie kibicować. Mam wrażenie, że Aimee została w tym sezonie odsunięta na odrobinę dalszy plan, a szkoda, bo Wood jest przecież świetną aktorką. Dobrze chociaż, że ta jej finałowa sesja zdjęciowa jest tak niesamowicie trafnym zwieńczeniem jej dotychczasowych trudów. No i Eric. Z nim mam trochę problem. Nie dlatego, że Gatwa przestał czuć postać, czy coś, ale przez to, co dzieje się z nim w tym sezonie. Nie wchodząc w szczegóły - nie uważam aby ten wątek pasował za dobrze do reszty serialu. Choć nie mogę powiedzieć żebym się na koniec deczko nie wzruszył.
Z początku, kiedy zobaczyłem szkołę Cavendish, w której rozgrywa się akcja sporej części tego sezonu, pomyślałem, że oto serial przeskakuje rekina. Muszę jednak przeprosić, że w ogóle przeszło mi to przez myśl, ponieważ i na to był pomysł. To nie jest proste, utopijne rysowanie świata pastelami. Przesadny optymizm, wolność i inkluzyjność dosłownie wszystkich dookoła zostaje poddana obserwacji, rozłożona na czynniki pierwsze i uczciwie skrytykowana, jak wszystko inne. Ponieważ świat i nasze życia nie zawsze układają się tak prosto i kolorowo, jak byśmy sobie tego życzyli. Bywa i tak, że na końcu obranej drogi nie ma garnca złota i trzeba wtedy po prostu zmienić kurs, żyć dalej. Bo takie jest to życie. Serial zamyka emocjonalny (i tak gorszy od oryginału - don't @ me) cover "Let it be" Beatlesów. Nie wyobrażam sobie bardziej odpowiedniego końca dla tej historii, więc sam też już w tym miejscu zakończę.
Atuty
- Świetnie balansuje między wątkami komediowymi i dramatycznymi;
- Główna obsada wciąż robi robotę;
- Mocny soundtrack;
- Kilka intrygujących kadrów tu i tam;
- Niezliczona ilość ważnych tematów, przekazanych w przystępny sposób;
- Nowa obsada w znacznej mierze dobrze wpasowała się w starą...
Wady
- ...ale przydałoby im się znacznie więcej czasu antenowego aby ich wątki mogły wybrzmieć w pełni;
- Thaddea Graham często wypada raczej sztucznie.
"Sex Education" w swoim ostatnim sezonie tańczy niebezpiecznie blisko granicy kiczu, ale nie dość, że udaje mu się zwykle utrzymać po właściwej stronie, to do kompletu raz jeszcze oferuje wiele cennych lekcji, wzruszeń i śmiechu. Mocny finisz.
Przeczytaj również
Komentarze (13)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych