Święto Ognia (2023) – recenzja, opinia o filmie [Kino Świat]. O potędze ludzkiego uporu
Nastka urodziła się z okołoporodowym niedotlenieniem mózgu, na skutek czego jest niepełnosprawną, przykutą do wózka, nie mogącą porozumiewać się w standardowy sposób z otoczeniem młodą kobietą. Nie traci jednak pogody ducha, którą dodatkowo wzmacnia jeszcze opiekująca się nią sąsiadka. W międzyczasie jej starsza siostra walczy o główną rolę w Operze Narodowej, ale i ona musi walczyć z ograniczeniami własnego ciała.
Kinga Dębska tworzy filmy osobiste, kameralne, skupiające się na bohaterach i ich relacjach. Dwa lata temu dała nam bardzo sympatyczną „Zupę Nic”, która była zasadniczo wspominkami z dzieciństwa reżyserki, niemal pozbawioną fabuły, celu, intrygi. Dzisiejszy film nie jest jej własną historią – powstał w oparciu o książkę pana Jakuba Małeckiego – lecz strukturalnie ponownie mamy do czynienia z bardzo ludzkimi historiami, pochyleniem się nad trudami codziennego życia w mocno nieszablonowej rodzinie i przy tym raczej ogólnym, niezbyt skoncentrowanym scenariuszem.
Święto Ognia (2023) – recenzja, opinia o filmie [Kino Świat]. Piękny portret człowieka kochającego życie
Film opowiada o rodzinie państwa Łabendowiczów – tacie, Poldku (Tomasz Sapryk) i dwóch siostrach: starszej Łucji (Joanna Drabik) i młodszej Anastazji (Paulina Pytlak), która urodziła się z niedotlenieniem mózgu, pechowym wypadkiem, który sprawił, że nie potrafi rozmawiać tak, jak reszta ludzi i na co dzień porusza się z pomocą wózka inwalidzkiego. Trudy życia codziennego nie deprymują jednak Łabendowiczów. Ojciec zawsze z czułością opiekuje się niepełnosprawną córką, starając się traktować ją jak każdego innego człowieka, dbając o to, aby nadawać jej życiu kolorytu, wynagradzać jej ograniczenia, które narzucił jej okrutny los. Sama Nastka może i jest niepełnosprawna fizyczynie, lecz jej mózg pracuje nadzwyczaj żwawo – tych kilka momentów, w których film raczy nas narracją z offu, prowadzonych jest właśnie przez nią, każdorazowo racząc widza celnymi spostrzeżeniami i zabawną introspekcją.
Pewnym problemem może być struktura filmu – zasadniczo nie ma tu historii idącej od punktu A do punktu B. Nastka ma już dwadzieścia lat i bardzo chciałaby zdać maturę. Jej siostra natomiast jest baletnicą i walczy o główną rolę w nowym spektaklu Opery Narodowej. To wokół tych dwóch marzeń kręci się fabuła filmu, kontrastując walkę przykutej do wózka Anastazji z wymagającym fizycznie baletem. Rzecz w tym, że ten pierwszy wątek rozgrywa się niemalże przy okazji – Nastka jest bystrą, inteligentną dziewczyną, która bez problemu radzi sobie z edukacją – a historia Łucji ignorującej poważną kontuzję byle tylko odnieść sukces pozbawiona jest odpowiedniego tła, stawki i w ogóle czegokolwiek, co pozwoliłoby się wczuć w jej postać. Dziewczyna jest małomówna, odrobinę nijaka (chociaż tańczy pięknie!), a jej problemy zdrowotne nigdy nie otrzymują należytej uwagi, przez co cały wątek sprawia wrażenie niedorobionego – jest tu potencjał na mocną eksplorację ludzkiego charakteru, uporu, ambicji, lecz scenariusz nie jest zainteresowany tematem. Łatwiej łyknąć kolejną tabletkę przeciwbólową, otępić zmysły i żyć dalej.
Święto Ognia (2023) – recenzja, opinia o filmie [Kino Świat]. Niebanalne kreacje w trochę nijakiej fabule
Aktorstwo wypada omówić z kilku perspektyw. Po pierwsze, dostajemy doskonałego Sapryka, który swoją pozytywną energią i miłością do córek mógłby przenosić góry. To wręcz tragedia, że Tomek nie gra więcej głównych ról, bo oto po raz kolejny dowodzi, że potrafi stworzyć kreację wielowymiarową nawet, kiedy scenariusz nie powala na kolana złożonością. Jego hart ducha to jednak nic w porównaniu z panią Józefiną (Kinga Preis), opiekunką i przyjaciółką Nastki, dla której nie ma rzeczy niemożliwych, która nie traktuje jej jak porcelany, pozwalając jej poczuć się jak dorosły człowiek. To właśnie relacja obu dziewczyn jest najpiękniejszym motywem całego filmu – podnosi na duchu, pozwala uwierzyć w ludzi. Dębska bardzo sprawnie reżyseruje w tych scenach obie aktorki – od Pytlak wyciągając młodzieńczą ciekawość świata, a z Preis robiąc istną bombę na nogach, przez co widz absolutnie nie jest w stanie oderwać od niej wzroku.
Zupełnie odmiennym tematem jest Asia Drabik w roli starszej siostry, Łucji. Czysto dramaturgicznie film nie daje jej przesadnie dużo pola do popisu – choć sceny między siostrami są absolutnie piękne i poruszające. Drabik błyszczy jednak gdzie indziej – jej postać jest baletnicą, a sama aktorka na co dzień pracuje w Teatrze Wielkim, tak więc wszelkie sceny tańca, czy treningu wypadają fenomenalnie. Idealne zgranie ruchu z muzyką skomponowaną przez Bartosza Chajdeckiego sprawia, że człowiek ogląda jak zahipnotyzowany, nawet jeśli na co dzień raczej nie interesuje się tą konkretną dziedziną sztuki.
„Święto Ognia” to bardzo krzepiąca, naładowana pozytywną energią opowieść, która cierpi trochę przez fakt, że jest bardzo ogólna, będąc zasadniczo krótkim wycinkiem, przekrojem życia państwa Łabendowiczów. Z dziewięćdziesięciominutowego seansu wychodzi się z nową dawką energii, lecz film jako skończone dzieło jest odrobinę nijaki. Tak jak „Zupa Nic” opowiadała o codziennym życiu jednej rodziny w czasach PRLu, tak „Święto Ognia” robi to samo, ale dla rodziny po przejściach.
Atuty
- Świetni Sapryk i Pytlak;
- Joanna Drabik hipnotyzuje swoim tańcem;
- Piękny portret nieszablonowej, ale pełnej miłości rodziny;
- Zdjęcia.
Wady
- Mało konkretna fabuła;
- Urwane, nie mające większego znaczenia wątki poboczne.
Kinga Dębska zaprasza widzów aby spędzili 90 minut z rodziną Łabendowiczów, poznali ich, zakolegowali się z nimi. To przyjemna, krzepiąca opowieść, lecz na mój gust odrobinę zbyt obyczajowa, zbyt ogólna i przez to raczej niezbyt porywająca.
Przeczytaj również
Komentarze (1)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych