Front Mission 2: Remake – recenzja i opinia o grze. Bangladesz XXII wieku w ogniu
Niemal rok temu odbyła się premiera remake’u, kultowego dla wielu, pierwszego tytułu spod marki Front Mission od (wtedy) Squaresoftu. Dzieło odświeżone przez Polaków, chociaż nie pozbawione błędów przyjęto wystarczająco ciepło, by wydawca postanowił pójść za ciosem fundując również odnowioną część drugą. Czy Front Mission 2: Remake sprzeda się wystarczająco dobrze by utorować drogę do tak wyczekiwanej części trzeciej? Sprawdzicie to w naszej recenzji.
Fani wspomnianego cyklu o bojowych robotach kroczących, czyli Wanzerach, z zachodniego kręgu kulturowego bardzo długo musieli czekać na swoją wersję w zrozumiałych językach - bez mała 30 lat. Wydane na pierwsze PlayStation w 1997 roku Front Mission 2 doczekało się wprawdzie nieoficjalnej łatki tłumaczącej, ale kiepskiej jakości. Na szczęście polskie studia: Storm Trident i Forever Entertainment wreszcie przygotowały i wydały odświeżoną wersję klasyka, chociaż na razie tylko na Nintendo Switch.
Front Mission 2: Remake – atak z zaskoczenia
Fabularnie recenzowany remake odpowiada oryginałowi sprzed trzech dekad i rozgrywa się w u zarania XXII w. - dwanaście lat po wydarzeniach z jedynki. Tym razem teatr działań wojennych bardziej odpowiada realnej rzeczywistości, bowiem gra zabiera nas na tereny dzisiejszego Bangladeszu. Państwo to należące do OCU (Oceanian Cooperative Union), będące jedną wielką fabryką zbrojeniową, kwitło gospodarczo podczas Drugiego Kryzysu Huffmańskiego, ale to już przeszłość. Fabryki poupadały, a coraz większa bieda wywołała bunt i powstanie Ludowej Republiki Alordeshu. Nie uspokoiło to sytuacji i doszło do puczu wojskowego wymierzonego w miejscowy rząd jak i w siły OCU.
Front Mission 2: Remake z wiadomych względów oferuje nam bardziej rozbudowany scenariusz i o wiele lepiej napisane postacie niż poprzednio, oczywiście nic nic tamtejszym nie ujmując. Jest ich cała masa, ale w moim odczuciu na pierwszy plan wysuwają się trzy, należące należące do różnych jednostek wojskowych: Ash Faruk, Thomas Norland i Lisa Stanley. Ash początkowo chce uciec z kraju pogrążonego w chaosie, ale po spotkaniu wymienionych dwojga postanawia nadal działać w Alordeshu. Nie zabraknie wspierania różnych frakcji, odbijania zakładników i jeńców wojennych, konwojowania oraz odkrywania coraz mroczniejszych kulisów spisku politycznego wraz tajemniczym urządzeniem/bronią zwaną FENRIR. Wielbiciele nieco bardziej realistycznych dramatów wojennych na pewno się nie zawiodą, zwłaszcza że w obecnych czasach nie ma ich zbyt wiele jeśli chodzi o gry.
Wojenne stereotypy na początku przyszłego wieku
Wprawdzie wykreowani bohaterowie zarówno pierwszo i jak drugoplanowi są stereotypowi do bólu, ale to właśnie paradoksalnie największa zaleta scenariusza. Wyróżnia się jak dla mnie zwłaszcza jedna postać – Joyce, przypominający z charakteru kapitana Sokole Oko z serialu MASH, chociaż i Lisę Stanley również można od biedy podpiąć pod serialową Margaret. Sam Tomas Norland natomiast przywodzi lekko na myśl kapitana Hannibala Smith’a z Drużyny A. Jedni są przepełnieni humorem, inni śmiertelnie poważni, cóż cały przekrój charakterów i to mi się spodobało. Cała opowieść ma trochę związków i odniesień do poprzedniczki, ale ich znajomość nie jest konieczna, by się dobrze bawić.
Tak jak recenzowana niemal rok temu część pierwsza Front Mission 2: Remake to nadal taktyczne, turowe jRPG z wielkimi robotami w roli głównej – Wanzerami. Wciąż składa z szeregu powiązanych ze sobą misji bojowych, w przerwach przeplatanych grzebaniem przy posiadanych maszynach, zamienieniu kilku zdań z kolegami bądź osobami postronnymi, albo walkami na Arenie. Ponadto jak na lata 90-te minionego wieku pojawia się nowość – fikcyjny dostęp do Sieci. Mimo swojej toporności przeglądanie informacji o świecie gry i postaciach tam zawartych ma swój urok, przypominając o czasach gdy jeszcze ona raczkowała, oraz przynosi pewne korzyści, zwiększając przy tym immersję z gry. Fabularnie remake nie uległ wprawdzie poprawkom, za to polscy deweloperzy postanowili skupić się na innych polach.
Front Mission 2: Remake nie bierze jeńców
Weźmy chociażby system walki, gdzie w oryginalne założenia wmontowano własne elementy, nie kłócące się z pierwowzorem. Niestety jednej rzeczy nie rozumiem – dlaczego ponownie nie zaimplementowano „nowoczesnego” trybu widokowego z mapą poglądową? Pasowało mi tamto rozwiązanie i chociaż obecne, tradycyjne też się sprawdza to jednak chciałbym mieć wybór. Wprowadzenie za to wymiennych, pasywnych umiejętności bojowych a’la Final Fantasy Tactics, zdobywanych za punkty honoru to był strzał w dziesiątkę. Nie tylko pozwala na większe spersonalizowanie naszego Wanzera, ale daje naprawdę poważne korzyści na polu walki. Pomagają nam m.in. skupiać atak na konkretną część maszyny przeciwnika, zwiększyć szansę na strzał/cios krytyczny, ustawiać nas zawsze w najlepsze pozycji do wroga (pozwala unikać paniki), a nawet atak zbiorowy z innymi Wanzerami (po spełnieniu odpowiednich warunków). Szkoda jednak, że wciąż nie pokuszono się o samodzielne celowanie w wybraną część robota bojowego.
Jak już napomknąłem we wcześniejszym akapicie recenzji walki toczymy tylko, w znanym fanom gatunku, systemie turowym na mapie bitewnej, gdzie zasięg ruchu Wanzerów wyznaczają pola. Przy okazji musimy mieć jeszcze baczenie na punkty akcji, by wystarczyło na ruch i oddanie strzału i możemy zaczynać małą wojenkę. Wróg nie jest tym razem w ciemię bity, przez co wyzwanie w Front Mission 2: Remake jest wysokie, nawet na najniższym stopniu trudności (z trzech dostępnych). Wraże maszyny często od razu są lepiej rozstawione, niełatwo je sprowokować jeśli same nie chcą (przynajmniej na poziomie normal) , potrafią mądrze bronić punktów strategicznych na mapie, a gdy już nacierają to nie prosto pod nasze lufy tylko tak, by postawić nas w gorszej pozycji. Wanzery przeciwnika mogą też mieć wsparcie czołgów i śmigłowców - bardzo mobilnych i, wbrew pozorom, bardzo dla nas groźnych.
Wanzery niby potężne a jednak delikatne
Układ pola bitwy pełny różnych przeszkód i zakamarków też faworyzuje oponenta, zresztą według przysłowia, że gospodarzom nawet ściany pomagają. Czuć mocno, że jesteśmy we wrogim kraju, gdzie nie mamy żadnych punktów zaczepienia, oprócz własnego oddziału. Dlatego ważne jak dany Wanzer jest ustawiony względem innych i na jakiej pozycji, co decyduje o dostępnych bonusach, atakach czy wykorzystaniu umiejętności pasywnych. Napięcie i poziom realizmu w trakcie misji podnosi też, o dziwo. wyeliminowanie błędów w celowaniu, obecnych w poprzednim Front Mission. Teraz maszyny są wyjątkowo celne a pudła zdarzają się stosunkowo rzadko i nie wynikają z błędów gry tylko naszych poczynań. Oczywiście to cieszy, ale paradoksalnie sprawia też pewne problemy, bowiem zbyt dużo zależy wciąż od szczęścia.
Nierzadko zdarza się stracić Wanzera w już pierwszym starciu po celnym oberwaniu w korpus, albo ręce (i zdolność bojową), które są wyjątkowo słabe. W każdym razie wszelkiego rodzaju osłony i plecaki z przedmiotami są teraz podstawą, nawet kosztem broni dystansowej. Podsumowując: element bitewny w Front Mission 2: Remake daje sporo radości i satysfakcji, ale jest też stosunkowo wymagający jeśli chcemy odnosić sukcesy. Ponadto naprawy maszyn kosztują krocie, więc nasze zwycięstwa mogą okazać się pyrrusowe. Sprawy modyfikacji robotów bojowych nie różnią się od tego, co już znamy, czyli tona części zamiennych do wyboru, o ile tylko nas stać, zdobywamy też tradycyjne punkty doświadczenia i awansujemy.
Brudna wojna z Front Mission 2: Remake w przyszłym stuleciu
Drugie pole usprawnień to kwestie wizualne, poprawione zarówno w stosunku do oryginału (ale zachowując jego ducha) jak i Front Mission 1st: Remake. Poprzednio sporo graczy narzekało, że wojna była zbyt kolorowa, więc twórcy przychylili się do próśb i zafundowali nam tym razem, dosłownie i w przenośni naprawdę brudny konflikt. Przeważają nocne klimaty, błotniste dżungle, ciasne i obdrapane miejskie uliczki, pełne zardzewiałego żelastwa, opuszczone fabryki i tym podobne. Również i nasze Wanzery zyskały bardziej wojenny kamuflaż, ale tu, jak kto woli, może sobie je przemalować na bardziej pastelowe kolory. Ogólnie mapy są większe, a otoczenie bardziej szczegółowe, aż miło popatrzyć. Ponadto sceny walk naszych robotów dostały więcej życia i nie są tak sterylne jak poprzednio. Podczas pojedynku możemy w jego tle obserwować poruszające się na wietrze palmy, zachodzące słońce, ulewny deszcz, płonące budynki czy wybuchające pojazdy, aż wypieki wychodzą na twarz.
Natomiast zmianą, które można źle odebrać, jest usunięcie szybkiego ruchu jednostek. Mnie osobiście to nie bolało, bo animacja maszyn jest wystarczająco płynna i szybka, ale część graczy pewnie będzie tęskniła za wspomnianymi usprawnieniami. Sprawy udźwiękowienia również potraktowano po macoszemu. Dialogom i ładnym twarzom postaci nie towarzyszą żadne głosy aktorów, pozostawiono tylko typowe odgłosy wojny oraz kilka wprawdzie charakterystycznych dla serii, ale nie wyróżniających się melodii z końca XX wieku. Nie można zapomnieć również o obecności języka polskiego. Zasadniczo nie mam tym razem większych pretensji, ale we Front Mission 2: Remake nasza mowa ciągle wypada dosyć sztywno i wciąż są kłopoty z odmianą imion i nazw własnych.
Pomimo braku pewnych uprawień z jedynki zrecenzowany właśnie Front Mission 2: Remake okazał się naprawdę grą bardzo dobrą i wartą uwagi przez współczesnych fanów serii, zwłaszcza że to jej debiut na Zachodzie. To nic że czasem szło zgrzytać zębami, ale taka jest już nieprzewidywalna wojenna rzeczywistość. Szkoda tylko że data premiery okazała się bardzo niefortunna, z powodów którzy wszyscy znamy.
Ocena - recenzja gry Front Mission 2: Remake
Atuty
- Dużo zmian i usprawnień w stosunku do oryginału
- Wymagająca warstwa bitewna
- Stereotypowe, ale wciąż ciekawe postacie
- Oprawa wizualna w pełni oddająca klimat wojny
- Język polski do wyboru
- Większość błędów z remake’u jedynki usunięta…
Wady
- ...ale wraz z niektórymi usprawnieniami
- Szczęście wciąż potrafi odgrywać zbyt dużą rolę
- Skromna warstwa audio
- Język polski nie za bardzo jest w stanie oddać wszystkich niuansów fabularnych
Po dekadach oczekiwania wojenna perełka taktycznych jRPG o robotach bojowych wreszcie debiutuje na zachodzie w odświezonej wersji. Kusząca propozycja dla posiadaczy Nintendo Switch, której warto ulec.
Przeczytaj również
Komentarze (21)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych