Różyczka 2 (2023) - recenzja, opinia o filmie [Monolith]. Kulawy thriller bez pomysłu
Czterdzieści pięć lat po wydarzeniach części pierwszej, Jan Kidawa-Błoński zaprasza widzów na ciąg dalszy historii Kamili i Romana. Rzecz w tym, że niespecjalnie istnieje tu jakiś sensowny ciąg dalszy, o którym można by opowiedzieć, więc scenariusz Maćka Karpińskiego i Agathy Dominik błądzi wokół "tajemnic", o których znający oryginał widz po prostu wie. Może dla córki Różyczki był to najważniejszy okres jej życia, ale widz siedzi tylko przez 100 minut i zastanawia się co tu właściwie robi.
Robienie kontynuacji po tak wielu latach rzadko kiedy jest dobrym pomysłem. Jakakolwiek magia, którą mógł pochwalić się oryginał, dawno już wyparowała, więc opcje są zasadniczo dwie - albo mamy świetny pomysł na pociągnięcie historii dalej, dzięki czemu zamkniemy jadaczki marudom albo żerujemy chamsko na nostalgii widza i odcinamy kupony. Widziałeś tytuł recenzji, więc wiesz raczej, z którą opcja mamy do czynienia w przypadku "Różyczki 2" (nawet tytuł brzmi jakoś specyficznie).
Dla fanów oryginału, ze szczególnym wskazaniem Magdy Boczarskiej, mam dobrą i złą wiadomość. Lwia część narodu, nawet jeśli filmu nie widziała, kojarzy przynajmniej plakat, ze zjawiskową sylwetką Magdy na czerwonym tle. I tych trzynaście lat później aktorka robi niesamowite wrażenie na oczach widza, o czym Kidawa-Błoński pozwala się przekonać już jakoś w pierwszej, może drugiej minucie filmu - to ta dobra wiadomość. Tym razem jednak fizyczne atuty aktorki schodzą na dalszy plan, bo i nie wokół nich zbudowana jest fabuła filmu, pozwalając lepiej wybrzmieć jej talentowi w trzech różnych rolach - to ta zła wiadomość. Chociaż, jak łatwo się domyślić, nie do końca.
Różyczka 2 (2023) - recenzja, opinia o filmie [Monolith]. Tak to jest jak pisze się na zlecenie, a nie bo ma się coś do powiedzenia
Rozpoczynamy od pokazanego już w zwiastunie zamachu terrorystycznego, w skutek którego mąż naszej bohaterki, słynny dyrygent, Krzysztof Sakowicz (Paweł Małaszyński w komicznej peruce), traci życie. Pogrążona w żałobie i wściekła na pozbawionych filtra dziennikarzy Joanna (Magdalena Boczarska) mówi o parę słów za dużo, dzięki czemu staje się tematem numer jeden w całym kraju, ściągając na siebie uwagę polityków, w szczególności pana Marczuka (Janusz Gajos), który ma dla niej propozycję nie do odrzucenia. Rzecz w tym, że będąc na świeczniku, przypomina o sobie byłym znajomym Rożka (Robert Więckiewicz) z SB. Joanna z jednej strony sama chce znać prawdę, z drugiej boi się jak zmieni ona jej życie.
Myślę, że największym problemem scenariusza drugiej "Różyczki" jest fakt, że intrydze brak, cóż... Intrygi. Kiedy Joanna dostaje zdjęcia swojej matki (również Boczarska, udająca całkiem solidnie stary głos), leżącej na plaży z Robertem Wieckiewiczem i idzie do niej zapytać o co tu chodzi, tylko sama zainteresowana nie rozumie co się dzieje, ponieważ my jako widzowie pamiętamy dokładnie z której sceny pochodzi ten kadr. Później pojawia się temat szantażu i też szybko da się zauważyć skąd ten szantażysta się wziął. Jedynym pseudo interesującym motywem w całym filmie jest postać asystenta Joanny, niejakiego Ryszarda (Mateusz Banasiuk), ale naprawdę - powiedzieć, że finalnie jego historia zawodzi, to jak nic nie powiedzieć. Tak więc w temacie fabuły "Różyczka 2" nie ma do zaoferowania absolutnie niczego ciekawego, ciągnąc jedynie widza od sceny do sceny i tak przez sto minut. Choć siedząc na sali kinowej miałem wrażenie, że minęło ze dwa razy tyle.
Różyczka 2 (2023) - recenzja, opinia o filmie [Monolith]. Boczarska x3, ale co z tego?
Magda gra w filmie zasadniczo trzy różne role - Joannę, główną bohaterkę i dziecko, które widzieliśmy w brzuchu Kamili na koniec pierwszej części, tamtą wersję Kamili (o dziwo, całkiem przekonująco, mimo że minęła już ponad dekada) oraz jej obecne, stare już wcielenie. Granie babci wychodzi Boczarskiej całkiem dobrze, a sceny, w których matka rozmawia z córką zazwyczaj robią dobre wrażenie - tylko czasami jedna patrzy gdzieś, jakby obok drugiej i trochę za nisko - a i ból oraz strach wychodzą jej raczej dobrze, ale w temacie dialogów film po prostu leży. Nie jest to tylko jej wina, choć ze względu na to, że akurat z nią spędzamy najwięcej czasu, najmocniej daje się to odczuć. Joanna podaje tekst niemal jak maszyna, zawsze z piękną dykcją, płasko, niemal jak lektorka. Problem w tym, że lektorką to ona akurat nie jest, więc chciałoby się odrobinę więcej różnorodności, koloru. Ale żeby nie było - wszystkie dialogi w filmie aż proszą się o przepisanie przez kogoś, kto faktycznie rozumie jak mówią prawdziwi ludzie, więc generalnie cała obsada miała utrudnione zadanie.
W temacie artyzmu nie mamy tu o czym rozmawiać. Kolejne sceny mają charakter czysto użytkowy, nikt nawet nie sili się aby przykuć uwagę widza formą, a w paru momentach montaż wygląda wręcz na amatorski, niezdarny. Nie pomaga również treść tego, co oglądamy. Już sam fakt, że taki szum robi się wokół emocjonalnej wypowiedzi kobiety, której mąż przed chwilą wziąć i wybuchnął razem z terrorystą (na szczęście na ciele nie widać żadnych ran, ani niczego) wypada mało przekonująco. Później natomiast Joasia ściska jego część łóżka przy akompaniamencie najbardziej patetycznej muzyki we wszechświecie, a w drugiej połowie filmu obserwujemy jak obawiająca się o swoje życie główna bohaterka wraca do pustego domu, w którym powinna być jej gosposia, znajduje ślady krwi na ścianie i zamiast uciekać i dzwonić po policję albo chociaż znajomych, schodzi na dół do ciemnego garażu. Bez broni, bez niczego. Później prawie rozjeżdża faceta na rowerze, choć tak naprawdę nie byli nawet nigdzie blisko kolizji, a scen, w których Joanna po prostu stoi w jakimś ładnym miejscu i popija z kimś wino/szampana nie chciało mi się już po jakimś czasie liczyć.
"Różyczka 2" nie powinna była powstać. Nikt nie miał kompletnie żadnego pomysłu na ten film i mówię dosłownie - ani reżyser, ani scenarzysta, ani aktorzy, ani nikt inny. Nie potrafiłbym wskazać choćby jednego elementu filmu, który rzeczywiście zrobił na mnie pozytywne wrażenie. Ponad półtorej godziny nudy. Szkoda życia.
Atuty
- Boczarska nawet przekonująca jako starsza pani;
- Nie razi żadnymi większymi błędami.
Wady
- Fabuła bez pomysłu, polotu i w ogóle bez sensu;
- Okropnie sztuczne dialogi;
- Nie tyle przewidywalny, co w ogóle pozbawiony jakiejś intrygi, której widz nie rozumiałby od samego początku;
- Momentami chaos montażowy;
- Zmarnowany potencjał postaci pobocznych;
- Nuda.
100 minut kiepskich dialogów i pisanej na kolanie fabuły. O wszystkich największych zwrotach akcji widz wiedział jeszcze przed wejściem na salę kinową, więc nie do końca rozumiem czym twórcy chcieli zachęcić nas do pójścia do kina?
Przeczytaj również
Komentarze (15)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych