Slotherhouse: Leniwa Śmierć (2023) - recenzja, opinia o filmie [Monolith]. Najmądrzejszy leniwiec świata
Młoda studentka szykuje się do wyborów przewodniczącej w swoim siostrzanym bractwie i właśnie adoptowała leniwca, który ma przynieść jej szczęście. Nie wie nawet jak bardzo jej nowy, futrzasty przyjaciel wziął sobie to zadanie do serca, mordując systematycznie wszystkie jej przeciwniczki.
Leniwce są zabawne, powolne i do tego stopnia popsute, że ponoć potrafią umrzeć z głodu z pełnym żołądkiem, jeśli pogoda jest zbyt niekorzystna - ich metabolizm zwyczajnie nie zdąży strawić jedzenia w odpowiednim tempie aby zaspokoić podstawowe potrzeby życiowe. Ale co, jeśli tak naprawdę są to cholernie inteligentne stworzenia, które tylko chcą abyśmy nie brali ich na poważnie, abyśmy stali się dla nich łatwiejszym celem?! Tak, w dosłownie jednym zdaniu, fabułę "Slotherhouse" usprawiedliwia jedna z postaci w filmie, ale i tak wszyscy wiemy, że chodziło przede wszystkim o absurdyzm samego pomysłu i sprytnie złożony tytuł.
Nie zmienia to jednak faktu, że dało się wokół tej koncepcji rozpisać znacznie bardziej składną historię, nadać postaciom chociaż minimum głębi, aby dało się je lubić albo żałować ich, kiedy Alpha (leniwiec) obiera je sobie za cel. Tymczasem odnoszę wrażenie, że filmowcy postanowili sobie, że stworzą albo najbardziej irytujące albo najbardziej nijakie postacie ludzkie we wszechświecie i, kurde balans, udało im się. Myślę, że jakieś 80% filmu kręci się wokół bractwa i naszej głównej bohaterki, imieniem Emily (Lisa Ambalavanar), która stara się zostać jego przewodniczącą, jak onegdaj jej matka. Powiem wprost - nie da się wkręcić w ten wątek. Co gorsza, jest to główna oś fabularna całego filmu...
Slotherhouse: Leniwa Śmierć (2023) - recenzja, opinia o filmie [Monolith]. W oparach absurdu
Cały film zaczyna się od naprawdę pięknego przelotu nad lasami Panamy. Cięcie i oglądamy zawieszoną nad rzeką gałąź, po której w kadr powolutku wchodzi leniwiec. Szybki atak krokodyla zdaje się zakończyć jego żywot, lecz już w drugiej minucie filmu scenarzyści (tak, więcej niż jedna osoba pisała ten film) serwują nam pierwszy zwrot akcji, bo z wody wychodzi nie krokodyl, a ubabrany krwią leniwiec. Już tylko ta jedna scena doskonale pokazuje z jakiego typu filmem będziemy mieli do czynienia. Leniwiec to po prostu kukiełka i to z tych raczej mało przekonujących. Kiedy spod wody wynurza się martwy krokodyl, jego podbrzusze zdobi ślad trzech pazurów, ale jest zdecydowanie zbyt wielki, zbyt szeroki, niepasujący do małej łapki zwierzęcia. Jakby twórcy prosili widzów żeby czym prędzej zauważyli jakie to niemądre i zrozumieli, że nie powinni traktować ich filmu zbyt poważnie.
Sam leniwiec jest bezapelacyjnie najciekawszym elementem całego filmu. Szybko przekonujemy się, że zwierzakiem to on jest tylko z wyglądu, bo w kwestii zachowania z minuty na minutę coraz bardziej przypomina człowieka. Najpierw delikatnie - zdaje się rozumieć, co się do niego mówi - później zagłada w komputer, a bliżej końca scenarzystom już zupełnie puszczają hamulce i Alpha odwala takie akcje, że można spaść z krzesła. Dawno już nie widziałem tak niedorzecznego filmu. Gdyby tylko całość fabuły mogła kręcić się wokół Alphy. Gdyby...
Slotherhouse: Leniwa Śmierć (2023) - recenzja, opinia o filmie [Monolith]. Nudne życie studenckie
Zastanawiam się, czy lepsi aktorzy daliby radę udźwignąć ten scenariusz, zrobić z nim cokolwiek ciekawego. Bo ci, których dostaliśmy wypadają zupełnie blado. Główna bohaterka nie ma żadnej charyzmy, uroku, który sprawiłby, że widz z nią sympatyzuje. Stoi w kadrze, podaje tekst, ale jest przy tym niemal zupełnie bezbarwna. Jej odwrotnością jest Sydney Craven, grająca Briannę, popularną członkinię bractwa i rywalkę Emily o tiarę przewodniczącej. Ona z kolei jest wręcz przytłaczająco charakterystyczna, z najbardziej irytującym, stereotypowym głosem i zachowaniem rozpieszczonej nastolatki w historii. Z jednej strony mamy więc aktorstwo pozbawione charakteru, a z drugiej przesadną teatralność do kwadratu. Złotego środa w filmie Matthew Goodhue nie uświadczymy. Pozostałe postacie wpisują się w ten sam schemat - albo są tak nijakie, że ciężko pamiętać o nich już godzinę po seansie albo wypadają po prostu... Dziwnie. Ale nie tak uroczo, interesująco dziwnie. Po prostu dziwnie.
Nigdy nie wiem, jak podejść do tego typu filmów. Nie miej żadnych wątpliwości - to nie jest dobre kino w takim klasycznym tego wyrażenia znaczeniu. Kiepscy aktorzy męczą się z kiepskim scenariuszem i dopiero końcowa rzeźnia jest jakkolwiek angażująca. Pomysł jest zabawny i widać, że to nigdy nie miał być poważny film, ale scen z leniwcem robiącym dziwne rzeczy jest zwyczajnie za mało aby mogły uratować cały film. A szkoda, bo widać, że filmowcy czują klimat i lubią klasykę - bliżej końca odniesienia do filmów takich jak "Lśnienie", "Laleczka Chucky", czy "Halloween" sypią się jak z rękawa i gdyby cały film wyglądał jak trzeci akt, można by zupełnie nieironicznie mówić o udanej parodii. Zamiast tego, "Slotherhouse" stoi w niezdarnym rozkroku, nie będąc ani dobrym horrorem, ani dobrą parodią, ani dobrym czymkolwiek. Widziałem gorsze filmy, ale i tak nie polecam. Pomysł fajny, ale wykonanie mogłoby być lepsze.
Atuty
- Zabawnie wykonany leniwiec;
- Odniesienia do klasycznych horrorów;
- Tak absurdalny, że aż śmieszny.
Wady
- Okropnie napisane postacie;
- Słabe aktorstwo;
- Fabuła dziurawa jak ser szwajcarski;
- Niezbyt angażujący.
"Slotherhouse: Leniwa Śmierć" to zabawna parodia horroru z masą odwołań do klasyki... Przez jakieś 20 minut. Resztę filmu zajmują nudne wybory studenckie, okropnie napisane i zagrane postacie oraz dziury w logice wielkości księżyca. Nie polecam.
Przeczytaj również
Komentarze (21)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych