Scott Pilgrim Zaskakuje (2023) - recenzja opinia o serialu [Netflix] Niebanalna kontynuacja niebanalnego filmu
Pewnego razu w Kanadzie, Scott Pilgrim, spotykał się z siedemnastolatką. Niedługo później poznał jednak Ramonę Flowers, dziewczynę ze sowich snów - dosłownie. Lecz zanim będzie mi oficjalnie zacząć się z nią spotykać, będzie musiał... Nie, nie zerwać ze swoją małolatą, po co?! Będzie musiał pokonać w walce siódemkę Złych Byłych Ramony. Zupełnie jak w filmie Edgara Wrighta, Scott Pilgrim Kontra Świat!
Przynajmniej do końca pierwszego odcinka. Przyznam, że spodziewałem się po nowej propozycji czerwonego N, że będzie po prostu wierniejszą adaptacją komiksu Bryana Lee O'Malleya, z wzorowaną na oryginalnej kreską i po prostu powracającą z filmu obsadą, bo w sumie czemu by nie. Odpowiedzialny za serial BenDavid Grabinski i sam O'Malley mieli jednak znacznie mniej odtwórczy, ambitny, genialny i, mimo całej mojej miłości do oryginału, szczerze mówiąc potrzebny pomysł.
Już w paru krótkich momentach pierwszego odcinka da się zauważyć, że nie jest to DOKŁADNIE to samo, co oglądaliśmy w filmie Edgara Wrighta w 2010 roku - scenarzyści trzymają się blisko tamtych wydarzeń, ale idą przez nie znacznie prędzej, pomijają kilka mniej istotnych postaci, tu i ówdzie zmieniają dialog. Czasami robią to dla żartu, na przykład zmieniając zawód Ramony z kurierki Amazona, na kurierkę Netflixa (pamięta ktoś jeszcze w ogóle, że czerwone N startowało jako wysyłkowa wypożyczalnia filmów?), innym razem aby zagęścić i uwiarygodnić opowiadaną historię, a jeszcze kiedy indziej aby zapowiedzieć przyszłe wydarzenia, jak kiedy Scott opowiada Ramonie o dwóch różnych serialach "Sonic the Hedgehog" z lat dziewięćdziesiątych, gdzie w obu głównemu bohaterowi głos podkładał ten sam aktor, Jaleel White (Urkel z "Family Matters"). Dlaczego ta konkretna ciekawostka była ważniejsza od tej o Pac-Manie? Ponieważ IDEALNIE zapowiada czym ten serial tak naprawdę jest!
Scott Pilgrim Zaskakuje (2023) - recenzja, opinia o serialu [Netflix]. Bez spoilera z końca pierwszego odcinka się nie obejdzie
Scott Pilgrim stoczył walkę z pierwszym z byłych Ramony, Matthew Patelem podczas koncertu swojego zespołu. Szybko zamiótł nim podłogę, po czym tamten zrobił bum, zamienił się w garść monet i tyle go było. Tak przynajmniej wyglądało to w filmie i komiksie. Serial proponuje jednak inną wersję wydarzeń - to Matthew wygrał, a Scott, hmm, nie żyje..? Kompletnie zbiło mnie to z tropu i sprawiło, że kolejne odcinki serialu obejrzałem właściwie ciurkiem, jeden po drugim. Oczywiście to nie tak, że Scott kompletnie znika z serialu, ale i tak można być lekko zawiedzionym, że facet, któremu serial zawdzięcza swój tytuł, pojawia się w nim na mniej niż połowę odcinków.
Osobiście uważam jednak, że było to genialne zagranie ze strony twórców. Oglądanie drugi raz tego samego i to w tej samej obsadzie byłoby kompletnie nijakie. Nie wierzysz? Spójrz na rimejki klasycznych animacji Disneya - drugi raz ten sam film, tylko w innej szacie graficznej. Zamiast tego, O'Malley i Grabinski serwują widzom alternatywną wersję wydarzeń, która tak naprawdę jest uzupełnieniem oryginału, a pod pewnymi względami wręcz jego kontynuacją i to właśnie tak należy na "Scott Pilgrim Zaskakuje" patrzeć. Historia w "Scott Pilgrim Kontra Świat" była bardzo płaska, praktycznie w pełni skupiona na głównym bohaterze, raczej nieudolnie malująca romantyczną relację dwójki głównych bohaterów, a postacie poboczne pozostawiając zwykle zupełnie nierozwiniętymi. Nie ma się za bardzo czemu dziwić - w końcu autor komiksu był dwudziestoparoletnim, pozbawionym doświadczenia szczawiem, kiedy zaczynał pracę nad pierwszym tomem. Taki, a nie inny kształt serialu pozwolił mu uzupełnić pewne luki, nadać postaciom więcej charakteru, pokazać ich interakcje zarówno z Ramoną, jak i całą resztą obsady.
Scott Pilgrim Zaskakuje (2023) - recenzja, opinia o serialu [Netflix]. Postacie z krwi i kości... I monet
Najwięcej na tej zmianie zyskała oczywiście Ramona Flowers, która wreszcie daje się poznać jako osoba, a nie jedynie obiekt westchnień Scotta. Widzimy jaki wpływ ma na nią utrata Scotta, jak wiele jest w stanie zrobić aby spróbować go odzyskać - łącznie z przeproszeniem się ze swoimi byłymi. A skoro już o nich mowa, to na tym polu również serial błyszczy, rozwijając praktycznie każdą z postaci, dorabiając im niespodziewane backstory, a w jednym przypadku nawet... forwardstory. Właściwie o każdym z nich da się teraz powiedzieć coś ponad to, że jest gwiazdą filmów, weganinem, czy dziewczyną. Środek serialu szczegółowo eksploruje ich "życie poza Scottem". Niektórych da się nawet polubić. Równie ciekawie rozwinięci zostali "ci dobrzy", w szczególności Knives, która nie jest już tylko groupie Scotta, Młody Neil (chociaż nadal istnieje głównie po to, by być nieogarniętym) i współlokator Scotta, Wallace, być może wciąż zajmujący się głównie wyrywaniem kolejnych chłopaków, ale tym razem w ramach ciągnącej się historii, a nie jako powtarzany od czasu, do czasu gag.
Animacja postaci i tła robią bardzo pozytywne wrażenie. Fani filmu i komiksu na każdym kroku rozpoznają przeniesione na nowe medium wnętrza, stroje, dekoracje. Mocno prosty, obły styl rysowania postaci może z początku wydawać się być odrobinę zbyt infantylny, lecz animatorzy ze Studio Saru dali radę zrobić z nim zaskakująco dużo. Sceny walk są plastyczne, kinetyczne i przy tym bardzo czytelne. Kojarzą mi się odrobinę z animacją z jednego z endingów z "Naruto Shippuuden" - niewielka liczba klatek, a przy tym ekspresja, której pozazdrościć może niejedna produkcja z nieporównywalnie większym budżetem. No i podoba mi się zabieg stylistyczny ze zmieniającymi nieustannie kształt i grubość konturami postaci. Całość sprawia dzięki temu wrażenie bardziej żywej, analogowej wręcz.
"Scott Pilgrim Zaskakuje" mógł być zwykłą kserówką oryginału z doczepioną doń obsadą filmu i większość fanów pewnie i tak byłaby zadowolona z efektu końcowego. Twórcy serialu postanowili jednak pójść o kilka kroków dalej, w rezultacie tworząc produkcję nie tyle zastępującą, a uzupełniającą dotychczasową historię. To piękna eksploracja różnych rodzajów uczuć, od zauroczenia, przez przyjaźń, na dojrzalszej miłości kończąc. Absolutne złoto.
Atuty
- Świetne przeniesienie stylu rysunków O'Malleya na grunt animacji;
- CAŁA obsada filmu wraca podłożyć pod siebie głosy;
- Ciekawie rozwija wątki postaci zaniedbanych w oryginale;
- Nowe piosenki Sex Bob-Omb i Clash at Demonhead;
- Wciągająca fabuła i niebanalny finał;
- Ma dużo mądrego do powiedzenia.
Wady
- Niby to tylko fikcyjna, arcade'owa wersja świata, ale część detali fabuły i tak nie ma sensu;
- Nie wiem, za krótki?
"Scott Pilgrim Zaskakuje" to świetne rozwinięcie wizji Bryana O'Malleya i po prostu wciągająca historia. W teorii jest to samodzielny serial, ale osoby znające komiks/film wyciągną z niego nieskończenie więcej, więc zalecam sprawdzić najpierw chociaż film Edgara Wrighta.
Przeczytaj również
Komentarze (14)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych