Gęsia Skórka (2023)

Gęsia Skórka (2023) - recenzja, opinia o serialu [Disney]. Dzieci też lubią się bać

Piotrek Kamiński | 24.11.2023, 21:00

Grupa hormonalnych licealistów natrafia na dziwne przedmioty i sytuacje, które choć z początku wydają się być ciekawe, ostatecznie stanowią ogromne niebezpieczeństwo dla każdego, kto wejdzie z nimi w kontakt. A wszystko zaczęło się, kiedy do pewnego starego domu wprowadził się nowy lokator.

Nieziemsko drażnią mnie te dzisiejsze czasy, w których wszystko musi być takie same, każdy serial młodzieżowy opowiadać o grupie mocno indywidualnych licealistów, którzy się ze sobą przyjaźnią, nienawidzą, zakochują, zdradzają i cholera wie, co jeszcze. Jakby główny wątek opowieści był tak naprawdę ledwie dodanym na siłę dodatkiem, bo tak naprawdę najważniejsze jest, czy Isaiah i Margot będą razem, a nie jak powstrzymać zło, które zalęgło się w mieście. Nawet serial o rodzinie Addamsów zrobili na podobną modłę. Są produkcje, w których ten styl zupełnie mi nie przeszkadza, jak "Ktoś z nas kłamie", ale to dlatego, że to od początku był materiał pisany w ten sposób, a nie bastardyzacja czegoś znanego i lubianego, byle tylko się przypodobać tłumom. Dlaczego o tym piszę?

Dalsza część tekstu pod wideo

Oryginalna "Gęsia Skórka" jest bardzo bliska mojemu sercu. Jako szczawik w podstawówce czekałem zawsze na swoje ulubione odcinki, a co ciekawsze historie wypożyczałem z osiedlowej biblioteki. Nie będzie przesadą, kiedy napiszę, że były to dla mnie pierwsze książki czytane dla przyjemności, a nie bo pani w szkole kazała. Miały w sobie taki specyficzny klimat - niby grozy, ale takiej nie do końca poważnej, że już nawet wtedy, mimo włosków stojących dęba na przedramionach, wiedziałem, że nie ma co traktować ich zbyt poważnie. Krew potwora, marionetka Slappy, przeklęty aparat, żywy komiks (na ten zawsze czekałem), potworny obóz - zapewniały odpowiednią mieszankę grozy i kiczu aby przyciągnąć młody, podatny umysł przed telewizor. A trzydzieści lat później przyszedł jakiś krawaciarz i stwierdził, że zrobią z tego kolejny chłam dla "młodych dorosłych". A przecież dzieci też lubią się bać!

Gęsia Skórka (2023) - recenzja, opinia o serialu [Disney]. Początek robi nadzieję 

Ej, widać po mnie?

Zapowiada się nie najgorzej - na dzień dobry dostajemy odcinek o młodym futboliście, który znajduje w domu niejakiego pana Biddle'a tajemniczy aparat fotograficzny, zdjęcia z którego nie pokazują wcale tego, co się kadrowało. Znawcy tematu szybko domyślą się, że chodzi o aparat przepowiadający śmierć (to w tym odcinku w wersji z lat dziewięćdziesiątych mogliśmy zobaczyć Ryana Goslinga w jednej z pierwszych jego ról). Historia z grubsza trzyma się oryginalnych założeń, choć została, naturalnie, mocno uwspółcześniona - głównego bohatera (Zack Morris) nie tak łatwo polubić przez wzgląd na jego napuszone ego i generalnie głośny styl bycia. Nie jest może zbyt strasznie, ale jakiś tam charakter "Gęsiej Skórki" został zachowany. Później dostajemy historię o żywej masce i zaczyna stawać się jasne, że to nie będzie serial podejmujący jakiekolwiek ryzyko. Maska nie ma nawet startu do tej starej, a cała "groza" zastąpiona została młodzieżowymi rozterkami.

W oryginalnej historii o Carly Beth również chodziło o akceptację samego siebie, lecz tam morał krystalizował się przy okazji opowiadania historii, podczas gdy tutaj mam wrażenie, że scenarzyści obrali dokładnie odwrotną taktykę. W dalszych odcinkach mamy jeszcze historię cofającego czas zegara, jedzenia robaków i, obowiązkowo, kukiełki Slappy. Wszystkie uwspółcześnione, z odpowiednio zróżnicowaną obsadą, która chodzi wspólnie do szkoły... A no właśnie. Tym razem nie jest to antologia, a jedna, ciągnąca się przez dziesięć odcinków intryga. Rzecz w tym, że wydarzenia są ze sobą raczej kulawo powiązane, a ostatecznie rozwiązanie pozostawia widza z niedosytem i każe się zastanowić dlaczego pewne rzeczy mogły wydarzyć się wcześniej, a później już nie. Bez wchodzenia w szczegóły, czarny charakter mógłby wygrać bez większego problemu, gdyby nie był tak wybiórczy w tym co, komu i kiedy robi.

Gęsia Skórka (2023) - recenzja, opinia o serialu [Disney]. Którą reszta sezonu bezlitośnie zgniata 

Teraz gramy strach

Jeśli nie jest to wciąż oczywiste to powiem wprost: kompletnie mi się ten serial nie podobał. Patrząc jako stary dziadyga, oryginał z lat dziewięćdziesiątych też już raczej nie ma szans mnie przestraszyć, ale tamte historie i plany zdjęciowe miały chociaż jakiś nieprzyjemny klimat, który jeszcze niedawno działał na mojego kilkulatka, podczas gdy ta nowa wersja jedynie go nudziła i nawet nie obejrzał jej ze mną do końca. Horrorowy klimat kompletnie wyparował, zastąpiony nastoletnimi dramatami miłosnymi i zagadką, która jest tak nieciekawa, że nawet sami twórcy od początku dają nam jasno do zrozumienia, że z postacią Justina Longa jest coś mocno nie tak. Swoją drogą - Disney ma na niego jakieś haki, czy aż tak kulawo u niego z ofertami, że zgodził się w tym zagrać?

Aktorsko film jest... Adekwatny do całej reszty. Żaden z młodych aktorów niczym specjalnym nie zachwyca, ale zwykle ogląda się ich bez większego bólu. Zdarzają się oczywiście momenty, w których aż uszy więdną, ale zwaliłbym to bardziej na jakość dialogów, niż samych aktorów. Podobnie byle jak wypadają generowane komputerowo efekty wizualne. W jednej scenie dostajemy miłe dla oka, płynne przejście z jednego miejsca w drugie, aby kilka minut później mrużyć oczy, bo wielkie komputerowe robale (skądinąd ciekawie animowane) straszą unoszącym się wszędzie wokół nich kurzem, bo jakoś trzeba zamaskować mało wprawną kompozycję obrazu. I tak powtarza się to w całym serialu - twórcy huśtają się po obu stronach ustawionej na samym środku oceniaczki belki z numerkiem pięć, nigdy nie zagrzewając miejsca wystarczająco długo po żadnej ze stron.

Disneyowska "Gęsia Skórka" to niemalże definicja średniaka. Pełna potencjału, ale zbyt rozwodniona, rozpisana na zbyt wiele postaci fabuła, kompletny brak czegoś, co choć przypominałoby grozę, nierówne efekty i tak samo rozmazane aktorstwo. Być może czepiam się odrobinę bardziej, niż bym mógł ze względu na sentyment do oryginału, ale moim zdaniem tamten serial był lepszy, ciekawszy. A wskrzesić (po raz kolejny zresztą) markę po tylu latach, tylko po to, żeby zrobić coś gorszego, do kompletu ignorując młodszą grupę docelową, pod którą powstawał oryginał, to aż nie przystoi. Jestem na nie i dla mnie osobiście jest to produkcja nawet poniżej średniej.

Atuty

  • Adaptuje całkiem sporo elementów z prozy Roberta Stine'a;
  • Kilka ciekawych wariacji na znane już tematy;
  • Ścieżka dźwiękowa potrafi wpaść w ucho;
  • Slappy zawsze na propsie.

Wady

  • Fabuła zbyt nieskoncentrowana, z kiepsko rozpisaną tajemnicą;
  • Bardzo nierówne aktorstwo, efekty, scenariusze kolejnych odcinków;
  • Nawet nie próbuje wystraszyć jakoś sensownie widza.

"Gęsia Skórka" powraca trzeci raz w ciągu ośmiu lat i mam wrażenie, że za każdym razem wychodzi jej to coraz gorzej. Są na rynku lepsze seriale dla młodych dorosłych i produkcje z dreszczykiem. Szkoda czasu i nerwów.

4,0
Piotrek Kamiński Strona autora
Z wykształcenia filolog, z zamiłowania gracz i kinoman pochłaniający popkulturę od przeszło 30 lat. O filmach na PPE pisze od 2019. Zarówno w grach, jak i filmach najbardziej ceni sobie dobrą fabułę. W wolnych chwilach lubi poczytać, pójść na koncert albo rodzinny spacer z psem.
cropper